Kolejne 5 dni spędziliśmy w jednym miejscu.
Większość czasu przesiedzieliśmy na plaży.
Popołudniami jeździliśmy do pobliskich miast.
Byliśmy w Primosten.
W porcie mieliśmy okazję zobaczyć jak miejscowi łapią ośmiornicę.
Siedzieliśmy na ławce a dwóch starszych panów żywo dyskutowało nad brzegiem coś pokazując na dnie.
Nie byliśmy w stanie niczego tam dostrzec.
Jeden z nich wrócił do miasta i przyszedł ze sprzętem – tj. linką z białą kulka na końcu.
Zarzucił to coś do wody i w tym momencie kawałek dna ruszył i przykrył kulkę – a mężczyzna energicznie wyciągnął z wody jak się okazało ośmiornicę.
Innego popołudnia wpadliśmy do Szybenika.
Penetrowaliśmy również najbliższe wybrzeże – m.in. plażę Bilo.
Ja jako osoba niepływająca wpław całe dnie wylegiwałam się na kąpielowym wielkim materacu w naszej przykempingowej zatoce.
Byłam na tyle leniwa, że znalazłam jakąś bojkę niedaleko brzegu do której przywiązywałam się kawałkiem sznurka aby morze i wiatr nie znosiły mnie zbytnio.
Na tym materacu przeżyłam przygodę która mogła się kiepsko skończyć.
Środkiem zatoki przepłynęła duża motorówka i podniosła falę.
Pytałam męża czy mam zejść – usłyszałam: nie, leż spokojnie.
Po czym po chwili usłyszałam: a może jednak zejdź.
Podpłynęłam do brzegu, mąż pomógł mi zejść z materaca (woda na brzegu była głęboka – nie dało się stanąć na dnie) i w tym momencie nadeszła fala....
Ogromna fala.
Jestem pewna że nie utrzymałabym się na niej na swoim materacu a przecież bardzo kiepsko pływam....