Kolejnego dnia idziemy w góry – do kościółka leżącego nad Brezicami (ten sam co rok wcześniej).
W nagrodę za dzielną wspinaczkę najmłodsi oczywiście dzwonią dzwonem.
Potem były jakieś baseny a po południu.....oczywista oczywistość.
Dziś u naszej Babci.
Tam długo rozmawialiśmy, oczywiście kupiliśmy co dobre.
Wieczorem był czas na spożywanie zakupionych pyszności i pogaduchy pod namiotem.
Kolejnego ranka nasi Panowie dzielnie sprzątają po śniadaniu.
Praca zespołowa.
A tymczasem płeć piękna odpoczywa.
Młodzież w oczekiwaniu na kolejny tydzień pilnie zdobywa wiedzę.
Dzień oczywiście spędzony na basenach.
Nie mam ani zdjęć ani informacji z każdego dnia – one były tak podobne, taki dzień świstaka.
Ostatni słoweński wieczór miał być inny – nasza znajoma Zdenka zaprosiła nas na lokalną kolację.
To jedziemy.
Kolacja była pyszna i baaaardzo obfita.
Nie byliśmy w stanie zjeść wszystkiego.
Wiec cóż?
Ponieważ nie tknęliśmy nawet smażonego kurczaka – został on zapakowany, Zdenka stwierdziła ze nic lepszego nie możemy jeść w drodze do Chorwacji.
Kochana kobieta .