Jak mówi przysłowie trzeba kuć żelazo póki gorące.
Trzeba myśleć o kolejnym rejsie.
Przecież nie mogę sprawić dzieciom zawodu – one chcą wrócić na morze!
One chcą żeglować!
Ale....... nie mamy Załogi.
Nie będziemy szukać.
Jeśli ma się pojawić to sama się pojawi.
I dokładnie tak się dzieje.
Kapitan rozmawia z Kolegą.
Kolegą.... szumnie powiedziane...kilka razy w życiu zamienili parę zdań.
Ale oczywiście o żeglowaniu też było.
I ten Kolega stwierdza że ....chce....
Ilu już takich było co chcieli a potem nic z tego?
Ale wakacje się zbliżają a Tomek wciąż chce...
On i jego żona Ania i dziecko – swoją drogą kolega naszej Ewy z przedszkola i szkoły.
To jak, jedziemy??? Pytamy???
Jedziemy!!!!
OK. – jest nas 7 osób.
I tu – robię coś czego nie powinnam – „zmuszam” jedną osobę do wyjazdu.
Argumenty?
Nie byłaś nigdy nigdzie, obroniłaś magisterkę i zasługujesz na wakacje, odpoczniesz itd. itp.
A kim jest zmuszana osoba?
Nie uwierzycie....
Nasza Margot.....
Mój sukces – zmusiłam.
Decyzja na tak.
Jedzie!!!!
Ten jeden raz!!!!
Żeby odpocząć, oderwać się od życia – tak jeden jedyny raz.
Widzicie ten jeden raz???
Mówiłam już że żeglowanie uzależnia???
Na dziś Margot nie wyobraża sobie urlopu bez rejsu z nami ale wtedy...w 2015 roku...uparcie twierdziła że to jeden raz i nigdy więcej.....
To mamy Załogę
W międzyczasie jeszcze jesteśmy na weselu gdzie poznajemy kolegę Margot – całkiem sympatycznego.
I zupełnie od niechcenia rzucamy, że gdyby on chciał to możemy mieć miejsce..
Ale wiecie jak to jest – wesele, alkohol, zabawa...
Ale po dwóch dniach po weselu Margot pyta czy my serio zabralibyśmy Przemka?
Oczywiście...jeśli tylko chce.
A on chce!!!!
To witamy w Załodze!!!!!
I tak jest nas 9 osób gotowych na rejs.
To trzeba się zabrać za przygotowania.
Wakacje mają znowu być w dwóch etapach.
Tydzień w słoweńskich basenach, tydzień na jachcie.
Będziemy jechać dwoma samochodami ale razem.
Tradycyjnie – nikt oprócz nas nie był na morzu.
Ania i Tomek jeździli tylko na all, Margot – nigdzie.
Ciekawe czy im się spodoba.....
Na mojej głowie jak zawsze jest przygotowanie wszystkiego – rezerwacja kempingów, noclegu w drodze, wyżywienia.
Najfajniej jest z noclegiem na Węgrzech – nie chcę korzystać z bookingu ale nasz Gospodarz Węgier nie mówi w żadnym cywilizowanym języku.
Z opresji rezerwacji ratuje mnie zaprzyjaźniony ksiądz – pół Węgier pół Polak.
Rezerwuje w moim imieniu – ale jak rozmawia z Gospodarzem to ja płaczę ze śmiechu, ten język jest kosmiczny choć nasz ksiądz Ati twierdzi że bardzo łatwy .
Końcówka sierpnia 2015r to dzień wyjazdu.
Rano idziemy na śniadanie do mojej Mamy i po nim ruszmy w drogę!!!
Jedziemy do węgierskiego apartamentu, tam śpimy i rano ruszamy do Słowenii.