Witam wszystkich, to moja pierwsza relacja z podróży . Podróży pod pewnymi względami szczególnej-dla mnie był to powrót do Cro po latach, dla mojej Drugiej Połówki- pierwsza wizyta w tych rejonach. Postaram się nie przynudzać
Dzień 1 - sobota, 17 maja
Po wielu miesiącach przygotowań, przeczytaniu wielu relacji i praktycznych informacji z tego forum oraz kilku godzinach pakowania- wsiadamy do naszej Zielonej Cytrynki(citroen C1) i ruszamy na podbój Istrii-części Chorwacji zupełnie dla mnie nieznanej.
Trasa z Gorzowa przez Legnicę, Kłodzko, Międzylesie do Brna przebiega spokojnie i bez ekscesów. O 14-stej dojeżdżamy do stolicy Moraw.
Po niewielkich problemach odnajdujemy miejsce zakwaterowania, które nieco wprawia mnie w konsternację . Nasz „Hostel”, położony jest w cygańskiej dzielnicy-okolica sprawia wrażenie niezbyt bezpiecznej, a co gorsza jest strasznie brudno-na ulicach walają się tony śmieci:
Samo miejsce w którym będziemy nocować też nie robi najlepszego wrażenia- jest to po prostu stare mieszkanie, przerobione na obiekt hostelopodobny- są w nim tylko 2 pokoje- nasz i wieloosobowy, przy czym ten drugi jest przechodni. Czułam się trochę nieswojo paradując do łazienki przez czyjś pokój, no ale trzeba to było jakoś przeżyć.
Z zewnątrz miejsce wyglądało nieciekawie, wystrój w środku też odjechany. Właściciel (Włoch)wydawał się ekscentryczny, ale był ok., natomiast dziwne wrażenie sprawiał jego towarzysz. Zaczęliśmy się obawiać, że dzisiejszej nocy możemy nie przeżyć.
Jakby wszystkiego było mało- wnosząc bagaże zauważam na drzwiach przyczepioną kartkę „Knock on haeven’s door”. O jeszcze czego! Do nieba to ja się jeszcze nie wybieram! No cóż, mogłam się bardziej postarać szukając noclegu.
A oto i rzeczony przybytek:
Dobra, koniec marudzenia idziemy na spacer
Brno bardzo ładne, chociaż pogoda już niekoniecznie:
Tutaj jeszcze mam zapał do zwiedzania, ale zaraz mi się odmieni:
Deszcz, który z początku lekko kropił, przybiera na sile. Idziemy zatem coś zjeść, może później się poprawi.
Znajdujemy przytulną knajpkę „U vsech certu”, zamawiamy piwko i solidną porcję tradycyjnego, czeskiego jedzenia:
To coś na zdjęciu to svickova na smetane, czyli polędwica wieprzowa w śmietanie. W tej wersji była w sosie marchewkowym. Sos miał niespotykany dla mnie słodkawo-kwaskowy smak, który bardzo przypadł mi do gustu
Za obiad dla 2 osób i 2 piwa płacimy 370 koron- bardzo przyzwoicie.
Najedzeni idziemy zwiedzać dalej, niestety pogoda nie poprawia się
Dochodzimy do Zielonego Rynku, który jest trochę rozkopany:
W coraz intensywniejszym deszczu dochodzimy do katedry św. Piotra i Pawła:
Kościół jest tak duży, że trudno zrobić mu zdjęcie.
Focimy jeszcze widok na miasto:
Humor mam coraz gorszy, ciuchy przemoknięte, wobec czego decydujemy się wracać do „domu”. W planach był Zamek Szpilberk, ale odpuszczamy.
Można było zwiedzić podziemia- to idealna opcja na taką pogodę. Niestety trafiliśmy na „Noc Muzeów”- przed podziemiami kolejka jak za mięsem w latach 80-tych
Brno, mimo przeciwności losu bardzo nam się podobało, mam nadzieję, że jeszcze do niego wrócimy w bardziej sprzyjających okolicznościach.
Cdn.