Wspominałam już w temacie Franza, że Dolomity są mi bliskie
, chociaż tak naprawdę w realu prawie nieznane
.
Od lat ośmiu (a może nawet dziewięciu?) niemalże co roku wyżywa się tam narciarsko cała pozostała trójka mojej rodzinki. Ja, jako unikająca zjazdówek jak ognia, nie mam z nimi czego szukać
. Co prawda mogłabym zapakować swoje biegówki i coś dla siebie też bym znalazła
, ale musiałabym ślizgać się samotnie...
Po powrocie, słucham opowieści i oglądam mnóstwo zrobionych fotek. Na świeżo, to nawet rozpoznaję poszczególne miejsca, prawie jakbym była tam i ja
. Ale z czasem to wszystko się zaciera...
Relacje - Twoja i Wojtka Franza - trochę to odświeżają
i napędzają ochotę na to, żeby
następnym razem ruszyć z tymi biegówkami pomimo wszystko
. Chociaż wolałabym wtedy, gdy dolinki są pełne zieleni
, a turnie nie stoją wśród śniegu...
Może kiedyś, jak już odwiedzę wszystkie inne priorytetowe wakacyjne miejsca z mojej listy?
Mam nadzieję, że
nie będziesz miał mi za złe, że wrzucę to kilka zimowych fotek z szusowania mojej rodzinki w okolicach Val di Fassa i Sassolungo?
Sassolungo jest na tyle charakterystyczne, że łatwo je odszukać
na dysku z rodzinnymi fotkami. Wcześniej miałam ochotę zrobić to przy okazji Marmolady i Cinque Torri (pewnie i niektóre inne "Twoje" miejsca mamy na fotkach, ale najpierw musiałabym skonsultować to z rodzinką) - lecz się zagapiłam i powędrowałeś dalej
.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne fascynujące odcinki ze wspaniałymi fotami.