Jedziemy dalej. Ze Skopje mam parę zdjęć z samochodu. Mąż stwierdził, że nie mamy ani chwili do stracenia, przewidywał korki na granicach. Nie było tak źle , tylko gorąco , bardzo gorąco
Jak widać na gps w Albanii głównych dróg jest mało. Optymistycznie zakładany czas dojazdu nie potwierdził się.
Dzieci miały już dosyć podróży, zresztą trzeci dzień jazdy był trudny, wszyscy zmęczeni, gorąco. Chcieliśmy być u celu.
Przed nami jak widać ciężarówka ze wszelkim dobrem. Tak jak u nas można spotkać samochody wiozące rzeczy z niemieckich wystawek tak do Albanii z Grecji jadą takie same (tylko rzeczy bardziej zniszczone).
I pierwsze zdjęcie z Albanii. Niby nic ciekawego ale zawiera prawie wszystko co spotkamy w tym kraju: niedokończone szkielety domów, gruz, śmieci, piękne góry i przyroda.
O mało co zostalibyśmy na granicy albańskiej. Naprawdę podniesiono nam ciśnienie. Celnik zebrał nasze dokumenty, przeczytał, zamknął okienko i poszedł do drugiego celnika. Tam obgadali nasze paszporty i dokumenty samochodu (klasyczny leasing, nic dziwnego). Potem kazał zjechać nam na bok. I tak staliśmy z duszą na ramieniu. Wyobraźcie sobie... trzy dni jazdy i pupa???? Po 10 minutach celnik pokazał się w drzwiach z drugim o wyższej szarży. Popatrzyli i ten drugi kazał nas przepuścić. Zielonego pojęcia nie mamy co go zaniepokoiło?
Bo Borsh dotarliśmy koło 17. Bo ... zabłądziliśmy przed Sarandą. Skręt na Borsh znajduje się za stacją benzynową na zboczu jakby co
Pierwsze zdjęcie z apartamentu:
Rano powitał nas taki widok:
I jest! Nasza pierwsza krowa
Widok w prawo (zdjęcie robił 7-latek):
Zdjęcie w lewo- o Jezu, co ten człowiek robi!?
Zdjęcie na wprost
Tak wygląda plaża i morze. Prawa, że niesamowicie błękitne?
Dla tych co mają obawy przed zabraniem dzieci na kamienistą plażę:
Ten wyłowiony z morza kawałek trzciny, oskubany z liści przyjechał z nami do domu, do Warszawy
Na życzenie syna. Dodam, że miał prawie 2,5 metra...
Dzieci były trochę zaskoczone mało przejrzystą wodą w morzu- nie to co w Cro , w małej zatoce