9 lipca- niedziela: Pożegnanie.
Od rana pakowanie, organizowanie i sprzątanie obozowiska.
W miarę jak ubywało rzeczy w naszym namiotowym domku, miny były coraz bardziej skwaszone. Jak przyszło do pożegnań z Teresą i Leszkiem to już był czas na łezkę w kąciku oka.
Ale tak to już jest. Czas na Hvarze minął nam jak zawsze bardzo szybko.
Podczas jazdy na prom zrobiliśmy tylko kilka zdjęć.
Podsumowanie?
Każdy nasz kolejny pobyt na Hvarze był inny. Tym razem lawendowa wyspa zaskoczyła nas nowymi przyjaźniami (ogromne buziaki przesyłam do Płocka ) i zaskakującymi spotkaniami. Było sielsko i anielsko.
Nie udało nam się zrealizować wszystkich planów, więc żegnając się z Siwym i jego rodziną, powiedzieliśmy im tylko: do zobaczenia za rok. Udało nam się za to stworzyć idealne obozowisko, jeszcze nigdy nie byliśmy tak zorganizowani.
Jak to się mówi- wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej... i pewnie dlatego po raz kolejny bardzo chętnie wrócimy na Hvar, do Jagodnej, na Lili... czujemy się tak jak w domu.
Dziękuję Wam za obecność i cierpliwość, bo trochę mi się relacja rozciągnęła w czasie.
Do zobaczenia w maju na Istrii.