6 lipca- czwartek: Pod wodą.Chyba Was nie zaskoczę...
Kolejny dzień spędziliśmy pod wodą.
Czas pod koniec pobytu zawsze zaczyna przyśpieszać, więc trzeba korzystać póki można.
Zawsze klarujemy sprzęt przy sprężarkowni, później znosimy to wszystko nad wodę, pakujemy do pontonu i w drogę. Jednak zanim jeszcze wpakujemy się na pokład, trzeba wskoczyć w pianki, które z roku na rok są coraz mniejsze.
Dlatego najłatwiej zrobić to w wodzie.
Na to nurkowanie płyniemy tylko we dwójkę plus Siwy, więc szpeju nie ma zbyt dużo.
Nie płyniemy daleko. Do fajnych ścianek dopływamy już po około 20 minutach.
Udało się wypatrzeć langustę. Pierwszą, ale nie ostatnią.
Kolory piękne.
Ścianka ciągnie się od 15 do około 45 metrów. Jest co oglądać.
Trafiliśmy też murenę.
Powoli trzeba się wypłycać. Nie chce nam się później wisieć na dekompresji na 6 metrach kilkunastu minut.
Wychodzimy na ponton i robimy przerwę.
Z tej przerwy pamiętam tyle, że było piekielnie gorąco! Ciężko było wytrzymać, a polewanie głowy wodą za bardzo nie pomagało.
Na szczęście jakoś udało się wytrzymać i skoczyliśmy na drugiego nura.
Kolejna ścianka przed nami.
Urozmaicenia terenu.
Kolejne nurkowanie, kolejna langusta.
Udało się wyłowić mały prezencik dla
007man, nienaruszoną i ładną skorupkę jeżowca.
Posprawdzamy co jest w grotkach....
Takiego koloru jeszcze nie było.
Dwa fajne nury... jak zawsze.
Popołudnie też było nurkowe, ale dla kogoś innego.
007man zdecydował się na nurkowe intro, czyli na zejście pod wodę z instruktorem u boku.
Proszę, jaki zuch.
Wieczór spędziliśmy w hamakach, czyli tak jak lubię najbardziej.
Nigdy bym nie przypuszczała, że można się przez kilka godzin bujać w hamaku.. czytając, popijając winko, patrząc na Jadran. Można? Można!
I tak minął nam kolejny dzień na Lili. Fajnie, na luzie, na spokojnie.