1 lipca, sobota: O festiwalu lawendy.Festiwal lawendy był na wspominanej już wcześniej liście "do odhaczenia" i zgodnie z planem pojechaliśmy na niego w sobotę.
Impreza odbywa się w Velo Grablje, więc wypad połączyliśmy z tegorocznymi zbiorami lawendy.
Zanim jednak o festiwalu...
Muszę wspomnieć o rozmarynowych zbiorach.
Przy kapie Lili rośnie mnóstwo rozmarynu, jak się wejdzie w taką rozmarynową drogę, to aż grzech nie pozrywać kilku gałązek. Później trochę suszenia, obierania i rozmaryn na słoiczka.
Sporo tego przywieźliśmy ze sobą, obdarowaliśmy znajomych i wszyscy zachwyceni, bo "to całkiem inny rozmaryn niż sklepowy".
A teraz już o lawendzie.
Jedziemy starą drogą St. Grad- Hvar.
Często widać ogłoszenia o festiwalu.
Zjeżdżamy do wioski.
Droga do wioski jest bardzo wąska, taka na jeden samochód. Co jakiś czas są zrobione małe mijanki, więc często musimy cofać i do nich zjeżdżać. Trochę baliśmy się o miejsca do parkowania, bo parkingu to tam nie ma
, ale mieliśmy szczęście i znaleźliśmy kawałek wolnego placu zaraz przed wejściem.
To co pierwsze rzuca mi się w oczy to... i teraz pytanie- peka to danie, czy naczynie?
Wiadomo, każdy widział i jak się mówi peka, to wiadomo o co chodzi. Peka to nie konkretne danie, ale sposób, w jaki przygotowuje się wiele bałkańskich potraw. Jej nazwa pochodzi od żeliwnej pokrywy przysypywanej gorącym popiołem, pod którą piecze się lub dusi to, co akurat podpowiedziała kucharzowi fantazja.
Nawet przez chwilę zastanawiam się, czy nie kupić bratu w prezencie, bo to jest ten typ co np. ostatnio sobie zamówił węgierski kociołek do robienia gulaszu na ognisku, ale patrząc przyszłościowo na nasze pakowanie samochodu na drogę powrotną... odpuszczam.
Sam festiwal to przede wszystkim stragany z wyrobami z lawendy... od kosmetyków, mydełek, woreczków zapachowych i olejków po lawendowe miody. Są też budy z prostymi drewnianymi zabawkami i obrazkami.
Spacerujemy i zerkamy na coś oprócz straganów.
Scena w takcie przygotowania.
Według wywieszonego programu, wieczorem ma się odbyć koncert. Trochę żałuję, że przyjechaliśmy tak wcześnie, bo musiała być tam fajna zabawa. Zauważyliśmy, że zaczęło się zbierać sporo miejscowych, a panie z samochodów wyciągały suknie na przebranie.
Nie bez problemów z mijankami wyjeżdżamy.
Festiwal lawendy... hmmmm nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało, może rzeczywiście spodziewałam się czegoś innego, ale jak teraz się nad tym zastanawiam, to cóż innego można zrobić w tak małej mieścinie? Fajnie było zobaczyć i wyrobić sobie swoje zdanie i myślę że późnym wieczorem mogło się to wszystko mocno rozbujać.
Jedziemy jeszcze nazrywać trochę lawendy na potrzeby bukiecików.
Dzień kończymy hamakowaniem,
, grilem i dla odmiany zagranicznym piwkiem.