Trochę prehistorii będzie. Bo to był wyjazd w 2013 roku. Śladami myszy73 (Rogożnica, Igrane … za rok pewnie Krk) jak zwykle …
Orebicz plus coś jeszcze będzie … Nie za bardzo mam wenę do tej relacji (zbieram się już rok przecież), na dodatek pojawiły się już świeże, znaczy tegoroczne relacje, ale uznałam, że i miejsce i okolica są tak piękne, że grzechem byłoby nie pokazywać ich w nieskończoność …
Aha, no i zapomniałabym, że pamięć też już zawodzi nieco …
Jak ktoś nie zechce czytać i oglądać nie musi, nieprawdaż ?
Będzie dużo zdjęć i nieco mniej pisania (z wyjątkiem tego odcinka ), ale parę przygód jak to zazwyczaj ze mną się przydarzy … (czy aby na pewno 2 „rz” ? maslinka ratuj !) …
Jak w tytule będzie np. o „pamiątce z Chorwacji za 1000 kun” i „rozdziewiczeniu w świętym miejscu” …
Zachęciłam ?
No to zaczynamy.
Miejsce wyznaczone rok wcześniej podobnie jak kwaterka (nieprzecenieni forumowicze). Chociaż z małym minusikiem. Mimo, że rezerwowany w październiku, apartament na drugim piętrze nie był już dostępny. Na pierwszym był … Na szczęście …
Wyjazd z okolic Warszawy … Skład: 2+1 …
Jak niektórzy pewnie wiedzą jestem szczęśliwą posiadaczką dwójki dzieci, z których jedno nieco wiekiem wyrośnięte, gdyż w październiku zaczęła studia ….
Toto wyrośnięte od kilku lat jeździć ze starymi nie chce za żadne skarby (dosłownie, o czym mysza73 coś wie), litościwie jeździ jeszcze z nami nieco wyrośnięty obecnie 13 – latek… Pewnie też do czasu …
A miałam dużo nie pisać …
Krótko więc: trasa przez Austrię … Nocleg miał być znaleziony po drodze, skończyło się na krótkiej kimce w samochodzie … „Mamo, mogę otworzyć drzwi ?” … „Niebezpieczne … szyberdach jest otwarty … Musi Ci wystarczyć”… „Ale mi się nogi nie mieszczą! . … Mam dachem wystawić ?”.
Krótka kimka spowodowała, że na miejscu czyli w Orebiczu byliśmy już po 9.00 … Kwaterka nie była jeszcze wysprzątana. Nie pozostało nam nic innego jak przejść się po miasteczku i spróbować zjeść jakieś śniadanie … I tutaj oczywiście matka, czyli ja narobiła rodzinie pierwszej i nie ostatniej jak się okazało podczas pobytu wiochy. Jak pewnie wiecie znaleźć jakąś czynną, a na dodatek serwującą jedzonko o tej porze knajpkę w Cro jest dość trudno. Owszem … Można się napić kawy… piwa…wina.
No cóż siła wyższa … Zamówiliśmy dla młodego coś gazowanego, mąż pifffko, a mnie przekonał do wina … „No co Ty… w Chorwacji jesteś… Nie spróbujesz chorwackiego winka ?! "
Spróbowałam. …. Z rana ….. Po nieco męczącej podróży …..Na pusty żołądek … Ja, znana moczymorda (umoczę usta w kieliszku i mam dość).
Spuśćmy zasłonę milczenia na moje zachowanie POTEM. Głupawy humorek, próby pokładania się na ławie i nieopanowana radocha chłopaków z patrzenia na mnie …
Idźmy lepiej do apartmana się rozpakować …
Apartman jakiś specjalnie luksusowy nie jest, ale ma wszystko co ja uważam za niezbędne do komfortowego wypoczynku w CRO, tzn. primo po pierwsze: balkon z widokiem na morze, primo po drugie: oddzielną sypialnię, primo po trzecie klimatyzację, primo po czwarte blisko do wody, primo po piąte: internet …
Koniec pisania. Czas zdjęć nastał ….
Widok z apartmana z tyłu…
… i z balkonu
Drugi dom po lewej ...
Podróż trzeba odespać ...
Droga na plażę (jakieś 2 min. ) ...
.... i ta gorsza ... powrotna
"Nasza" plaża ...
...