Nasz drugi "pit stop" to Oslo. Stolica Norwegi, która szybko uświadomiła nas w przekonaniu, że dobrze było wziąć z Polski nawet ziemniaki!
Szykowne restauracje, swoisty fashion show na deptaku - wszystko absolutnie poza zasięgiem śmiertelnika z innej części Europy. Poza tym Oslo to modernizm, w niekoniecznie najpiękniejszym wydaniu. Perełką jest na pewno Ratusz, jednak w pozostałych budowlach trzeba dopatrywać się piękna i smaczków... czasem bezskutecznie
Dwie ciekawostki o Oslo:
1. Spłonęło niemalże doszczętnie trzynaście razy. Po trzynastym postawiono wreszcie na cegłę i kamień
2. Przemianowane przez króla Danii przez cztery stulecia, aż do 1925r nosiło nazwę Chrystiania.
OsloW kierunku pałacu królewskiego
Ratusz i trochę smaczków z cegły (z daleka wygląda jak wrocławska Poczta Główna
z bliska za to robi się ciekawie)
Aker Brygge - nowoczesna, apartamentowa i na pewno nie tania dzielnica Oslo
http://onedaystop.com/blog/oslo/Prawda jest taka, że Oslo nas nie zachwyciło. Brakuje tu polotu, brakuje tego uczucia, że jest się w przyjemnym miejscu.
Całość relacji + trochę historii miasta dla wytrwałych we
wpisie o Oslo tutaj Oslo opuściliśmy jakoś po 19:00 i jadąc w kierunku Stavanger, dookoła wybrzeża szukaliśmy parkingu na nocleg.
Dwie rzeczy do zapamiętania, jeśli ktoś się tam wybiera: 1. Komary - na południu Norwegii są wszędzie i są bardzo głodne. Bardzo...
2. W Norwegii opłaty za drogi pobierane są "automatycznie" - po przyjeździe mamy kilka dni na zarejestrowanie się na
http://www.autopass.no/en/autopass (tak, strona jest mega nieużyteczna, ale zarejestrować się trzeba). Podpinamy tu swoją kartę kredytową / debetową. Płaci się za przejazdy przez niektóre mosty, drogi i tunele oraz za wjazd do miast. W Norwegii jest na tyle normalnie, że gdy inwestycja się zwróci, to opłaty są zawieszane. A ponieważ mostów i tuneli nowych mają sporo, więc na opłaty w sumie wydaliśmy około 600zł.
Drugi postój to zakorkowane
Stavanger.
Jeśli jedziecie z Oslo do Stavanger nie polecamy drogi dookoła wybrzeża. Linia brzegowa w tamtej części jest nudna, nieciekawa. Jest za to nieco szybsza. Ale ponieważ Norwegia to krajobrazy, więc przjazd po części przez góry byłby na pewno ciekawszy. Przy Stavanger odcinek wzdłuż brzegu od Ogna do Bore jest ponoć uroczy... ale to tylko 30km.
Samo Stavanger to małe, drewniane miasteczko.
Stare Miasto to kompleks białych, malowniczych domków mieszkalnych z wąskimi uliczkami.
Druga, komercyjna część miasta też jest z drewna - choć tu dominują bardziej odważne barwy.
Rozczarowaniem był brak targu rybnego (albo stare przewodniki go wychwalające;-) )
Poza tym do pochodzenia na chwilę miejsce OK.
Platforma naftowa w budowie
Całość o
Stavanger tu.
Po Stavanger naszła nas pierwsza myśl:
Do Norwegii nie jedzie się oglądać miasta.I na każdą z małych, norweskich metropolii wystarczy po kilka godzin (trzy max). A jeśli ktokolwiek się waha, czy jechać do miasteczka czy na fiordy, góry, wodospady, skały itp...rada: olejcie miasta. Zobaczcie jedno - Bergen lub Stavanger i starczy. My na nie poświęciliśmy za dużo czasu.
Jutro obiecuję wrzuć to, po co się jedzie właśnie do Norwegi - fiordy, góry i naturę! Następne miasto za kilkaset kilometrów;-)