Pora żegnać się z piękną Norwegią. Wstajemy wcześnie rano (pierwszy raz na urlopie na budzik), jemy śniadanie, zwijamy majdan (niestety w deszczu) i już około 8 jesteśmy w drodze. O 20 odpływa nasz prom z Kristiansand więc czasu mamy w sumie sporo.
Jedzie się całkiem przyjemnie. Przejeżdżamy przez wiszący most nad Hardangerfiord:
Potem wąziutką drogą wzdłuż fiordu wleczemy się za jakimś autobusem. Po drodze mijamy jakiś żółty znak, który w miejscowym narzeczu informuje, że coś dzieje się na drodze, którą jedziemy ale mignął nam dość szybko, na dodatek norweskim władamy jeszcze słabo i nie bardzo skumaliśmy o co chodzi. Ale bardzo szybko bo już w Ullensvang przekonaliśmy się. Trafiliśmy na roboty drogowe, nie dość, że ruch wahadłowy to jeszcze co jakiś czas drogę kompletnie zamykają. I właśnie trafiliśmy w taką dziurę. Jest 11.05 a droga od 11 do 13 zamknięta. Miły pan radzi nam pojechać do pobliskiego miasteczka i zrelaksować się. Nie radzi jechać trochę dalej, przeprawiać się promem na drugą stronę fiordu i jechać drogą wzdłuż drugiej strony żeby w Odda ponownie wjechać na ustaloną trasę – podobno zajmie to mniej więcej tyle ile czas oczekiwania na otwarcie drogi. Decydujemy się zawrócić i jechać do miasteczka. Zmieniamy jednak decyzję już po dojechaniu do pobliskiej wioski czyli po niecałym kilometrze. Małżonek przytomnie zauważa, że zaraz tam będzie korek jak stąd na księżyc co spowoduje, że nie będziemy stać dwóch godzin tylko 3. Zostawia mnie z juniorem we wsi z poleceniem: „Obejrzyjcie kościół, idźcie na plażę, wróćcie do mnie” a sam jedzie się ustawić w kolejce. Decyzja była słuszna bo po chwili korek już sięga wioski a co działo się dalej wolę nie myśleć
.
Tak więc oglądamy z juniorem kościół:
Idziemy na plażę:
Objadamy krzaczki z poziomkami
I po niespełna dwóch godzinach wracamy do taty, który dzielnie pilnował kolejki. Przychodzi wyczekana 13 i nic się nie dzieje. Mamy tak fantastycznego pecha, że najpierw puszczają auta z przeciwnej strony. Tkwimy w korku jeszcze dobre pół godziny. Nasz zapas czasu gwałtownie się skurczył. Jak w końcu ruszyliśmy pomknęliśmy w stronę Kristiansand z jednym postojem na tankowanie + chwila na zdjęcia przy wodospadzie Latefoss.
Potem przez góry prosto do Kristiansand .
I niedługo przed 19 zameldowaliśmy się w porcie.
Tu kolejne rozczarowanie. Nasz prom (Fjordline do Hirtshall) będzie opóźniony co najmniej 30 minut. Ostatecznie opóźnienie wyniosło prawie godzinę.
Samym promem byliśmy nieco rozczarowani. W porównaniu z cudem, którym płynęliśmy z Tallinna do Helsinek, ten był ciasny, niezbyt czysty, prawie zero atrakcji dla dzieci (mikroskopijny kącik zabaw) a do tego zaokrętowanie było tak chaotyczne, że po Norwegach tego bym się nie spodziewała.
Na morzu opóźnienie jeszcze się zwiększyło i w Danii byliśmy grubo po północy. Dojeżdżamy na camping. Na recepcji znajdujemy klucze do naszego pokoju i idziemy spać.