Zgodnie z zaleceniami forumowiczów jedziemy przez Imotski (tam planowo kupujemy zieloną kartę na 7 dni za 12 E). I zonk. Niedziela. Zielonej karty niet. Hmmm. Dlugo jechaliśmy żeby teraz zawracać. Kończy się na 10 E "na kawę" i jedziemy ostrożnie dalej Tymbardziej że okolica jest niewesoła. Przez jakieś 20 km jedzie się przez autozłom. Tylu rozbitych samochodów to jeszcze nie widziałem. No nic, oczy dookoła głowy i jedziemy. Po drodze we wsiach znajdujemy powód dla którego Chorwacja ociąga się z wejściem do UE. Dużo plakatów z "bohaterskimi" generałami wisi na ścianach oraz wielkie znaki zapytania. Swoją drogą ciekawe dlaczego nie chcą ich wydać. Przed południem dojeżdżamy do Mostaru. Pierwsze wrażenie: brudno. Śmieci wszędzie i dookoła. No ale nic, to przecież tylko pierwszy rzut oka. Idziemy dalej.
Panorama spod mostu
Standard, Stary Most. Trafiamy do muzeum Starego Mostu, gdzie nabywamy drogą kupna piękny folderek dokumentujący historię mostu. Ciekawa lektura. Zdobywamy też książeczkę o Mostarze. Uzbrojeni w lektury idziemy w miasto. Krętymi uliczkami trafiamy do meczetu, który można oglądnąć od środka.
Prince of Persia
Wspinamy się także na minaret z którego jest widok na panoramę Mostaru. I oczywiście most z którego właśnie skakał jakiś bośniacki śmiałek. Oczywiście wcześniej musieli zebrać 20 E.
Oglądamy zniszczenia jakie pozostawiła wojna i cmentarz bośniacki. Który z relacji przechodniów powstał tam bo po prostu nie było innego miejsca w tym czasie. No cóż wojna. Troche zamyślenia i ruszamy na zakupy w tureckie stragany.
Oj potrafią się targować
Obowiązkowo tureckie oko szczęścia (będzie równowaga jak ksiądz przyjdzie na kolęde). I turecka kawusia plus coś na ząb.
No i chyba nie zostanę fanem baraniny. Ale zjeść się dało. Po zaliczeniu kilku muzeów (młoda to fanka staroci) ruszyliśmy do auta. W drogę do Medjugorie. Ludzie Częstochowa to jest małe piwo. Sprzedaż dewocjonali to chyba zwód 97% tej wsi. No nic idziemy, zakupiliśmy kilka medalików (dla całej rodziny). Poszliśmy w kierunku wzgórza krzyża. Nie doszliśmy skwar wygrał. Wróciliśmy na mszę św. której liturgia była także w języku polskim. i Po mszy pojechaliśmy do domu w cro. Po drodze mieliśmy dwie kontrole, po chorwackiej stronie. I dobrze w końcu chłopaki od tego są. Przy Magistrali zakupiliśmy arbuza duuuużego i z takim bagażem dojechaliśmy do Zivogoscic. Przywitaliśmy się z gospodarzami i przy winku opowiedzieliśmy gdzie byliśmy. Pada pytanie: a po co w Medjugorie? Przeciez to nie sanktuarium. Opowiedzieli nam o ekskomunice franciszkanina, że nie zostały potwierdzone objawienia i tym podobne rewelacje. Po powrocie do pokoju zapytaliśmy jedynego medium które wie wszystko - internet. I co? Wszystko prawde. Równie dobrze można sobie zrobić wycieczkę do kościoła w Zabrzu Nic idziemy spać bo jutro kolejny dzień.