Witam
To moja pierwsza relacja , a że mistrzem pióra nie jestem proszę o wyrozumiałość .
Planowanie zaczęło się już w grudniu 2008. Dosyć szybko ustaliliśmy, że będzie Chorwacja, ale to dopiero było W imię Ojca;. Trzeba było tylko znaleźć kwaterkę żeby wszyscy byli zadowoleni i dopasować do terminu wyjazdu( druga połowa lipca). Dobrze powiedzieć, ale gorzej zrobić . Dopisało nam szczęście dzięki forum, a dokładnie pokłony dla Knicz Mirosław i mkm za polecenie czeskiej agencji Mesites www.mesites.cz
Wybór padł na PAG i Villę IVANKA , Bosana 68. Dwa duże apartamenty tzw. Ivanka A oraz Ivanka B każdy z dwoma sypialniami łazienką , kuchnią i z tarasami z widokiem na morze i z tyłu domu z widokiem na góry. Cena za każdy apartament to 65E w sezonie czyli suma sumarum wychodziło 130 euro za dobę na 12 osób bo trójki malutkich dzieci nie liczę. Bardzo szybko dokonaliśmy wstępnej rezerwacji on-line i czekaliśmy na pozostałe dane żeby przelać zaliczkę. Jest ona dosyć wysoka ponieważ żądają 60% całej kwoty, ale po krótkich wyjaśnieniach, że jedziemy z małymi dziećmi , że jest dopiero styczeń i trudno przewidzieć nieprzewidziane pani Kasia zgodziła się na rozłożenie zaliczki na raty tzn. 30% do końca stycznia i 30% do końca czerwca, a wyjazd mieliśmy dokładnie 17.07.
Pozostało tylko czekać na wyjazd. W tzw. międzyczasie tzn. tak gdzieś kole maja zaczęliśmy przygotowania do wyjazdu. Zakupy, ubezpieczenia, przygotowanie samochodu (montaż LPG) i całe to wariactwo przedwyjazdowe . Wbrew pozorom bardzo szybko wybija dzień wyjazdu. Spakowani i gotowi ok. godz. 19 wyjeżdżamy z centrum Wapienicy w Bielsku Białej w kierunku Cieszyna.
Dla porządku 3 samochody: Laguna Kombi, Fosus Kombi, Volvo V70 Kombi w każdym pięć osób, boxy na dachu załadowani na maxa. Wszystkie oklejone barwami kropli, łączność ustawiona( walkie talkie).
Droga przebiega spokojnie Cieszyn, Zylina (pierwszy postój), Bratysława (tankowanie LPG), Wiedeń , Mureck , Lenart , Ptuj i wszystko byłoby dobrze gdyby ktoś nie pokierował wszystkich znanych mi objazdów na autostradę. Przyznam, że tylu zdezorientowanych kierowców w jednym miejscu jeszcze nie widziałem. Pokląłem trochę na głos, trochę pod nosem, rzut oka na mapę, szybka konsultacja i decyzja, że jedziemy przez Varazdin. Trochę nadkładamy ale w sumie bez stresu dojeżdżamy na autostradę do Zagrzebia, a i na bramkach wyjazdowych trochę mniejsza opłata (z tego co pamiętam trochę ponad 3 euro). Jest już ta pora, że w Zagrzebiu na bramkach poboru opłat i następnych poboru biletu tracimy ok. godziny w korkach i ok. godziny stojąc w kolejce po gaz na pierwszej stacji po prawej zaraz za bramkami, ale i tak wszyscy głodni więc czas na śniadanie i kawę.
Kończymy postój i ruszamy dalej. Na początku trochę powolne tempo bo spory ruch i miejscami nie jedziemy szybciej niż 60-80 na godzinę, ale w miarę szybko się rozładowuje i spokojnie mykamy z prędkościami autostradowymi. Jest tak do momentu ulewy, która nas łapie kilkadziesiąt kilometrów przed Sv. Rokiem. W tym momencie tempo nieco spada, ale jak to zwykle bywa po przejechaniu tunelu wszystko się uspokaja i powoli zaczyna dochodzić do głosu słońce Chorwacji . Dość powiedzieć, że przez następne dwa tygodnie nie były nam dane widzieć kropli deszczu, a i chmurki były produktem deficytowym.
W Posedarje zjazd z autostrady i tu dwa małe zonki : pierwszy to obudzenie się kontrolki silnika cheek engine i drugi to chęć skubnięcia mnie na bramkach wyjazdowych przez Pana Pobór Opłat, ale byłem czujny mimo zmęczenia, co nie było w smak Panu Pobór Opłat . Doszło do małej utarczki słownej: Pan Pobór Opłat chciał, nie wiedzieć czemu, 20 euro a miało być 14 z małym haczykiem .
Niestety dużo bardziej zmartwił mnie błąd silnika bo nie wiedziałem co będzie dalej. Ale byliśmy praktycznie na Pagu i pomyślałem że martwić się będę później. Dojechaliśmy do słynnego Paskiego Mostu i obowiązkowo musieliśmy zrobić kilka zdjęć (pierwszych na tym wyjeździe).
Zdjęcia kolegi Jacka bo nie miałem siły sięgać po aparat.
Byliśmy już sowicie zmęczeni, ale widok jaki się tam roztacza dodał nam takiego kopa, że w trymiga się pozbieraliśmy i nie minęły dwa machnięcia ogonem i byliśmy przy kwaterach. Nastąpiło powitanie z naszą gospodynią i z naszym lokum na najbliższe dwa tygodnie. Tu nastąpił kolejny mały zgrzyt z mojej winy. Nie doczytałem dokładnie informacji na temat wyposażenia apartamentów i się okazało że w cenie nie ma pościeli. Pani Ivanka zobaczywszy nasze strapione i błagalne miny powiedziała, że nie ma problemu i wydała nam odpowiednią ilość kompletów świeżo wypranych i wyprasowanych.
Mniej więcej taki widok roztaczał się z sypialnianych tarasów
A taki w drugą stronę
Było ok. 15 więc postanowiliśmy się szybko rozpakować i zasuwać na plażę zakosztować słonego jak jasny gwint Jadranu. W kilku miejscach w Chorwacji już byłem, ale wydaje mi się, że tak słonej wody jak na Pagu jeszcze nie spotkałem. Może dlatego na Pagu ciągle produkuje się tyle morskiej soli.
Jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy i tak leniuchowaliśmy właściwie przez cały pierwszy tydzień . Jest kilka bardzo urokliwych plaż w okolicach Bosany (w promieniu do 3 kilometrów), że właściwie pierwszy tydzień poświęciliśmy na eksplorację ich zasobów.
Rzucanie kamyczkami na tych plażach uzależnia
Zdrowa i cała wróciła do morza
Było niewiele chwil gdy Julka nie była w wodzie
Oczywiście wieczory obowiązkowo były zarezerwowane na wyjazd do centrum Pagu na lody i plac zabaw (przy głównej promenadzie). Naszej 2,5 rocznej Julce tak to weszło w krew od pierwszego dnia, że nie było przebacz.
Na razie tyle wypocin. Jak złapię oddech to będę pisał dalej