napisał(a) Kiepura » 02.09.2012 11:30
Już tu o tym kiedyś pisałem, ale co mi tam.
Dowolne skrzyżowanie ze światłami w dowolnej części Polski.
Nie, nie będę opowiadał o blondynkach przeglądających stan makijażu w lusterku wstecznym.
O prawdziwych macho będę pisał.
Czerwone światło. Dość długo już. Wiadomo, że zaraz zielone.
Patrze na gieroja przede mną. Wiadomo ojciec-polak, sól tego narodu.
Jest zielone. Ruszamy. Nie, nie no bez przesady. Jeszcze głowa zwrócona w kierunku pasażera. Przecież trzeba ważną kwestie dokończyć. Albo krajobraz obejrzeć dookoła. Takie zmiany ostatnio zaszły. Od wczoraj.
Potem ręka spada na lewarek w tempie piórka na wietrze.
Jest.
Nagle - gwizd!
Nagle - świst!
Para - buch!
Koła - w ruch!
Najpierw
powoli
jak żółw
ociężale
Ruszyła
maszyna
po drodze
ospale.
Ekolog - na asfalcie oszczędza.
Przejechał, tylko Ci za nim zostali.
Zjawisko u nas powszechne. Zwykłe ciamajdztwo życiowe. Nie chodzi mi ruszanie z pominięciem przepisów, czy piskiem opon, ale o zwykłe sprawne ruszanie spod świateł. Tak, aby przejechało 10 a nie 5 samochodów.
Mam takie ulubione skrzyżowanie. Jestem dobre kilkadziesiąt (czasami 100) metrów za, gdy ten za mną dopiero rusza.
Potem jest odcinek, gdzie jadę z dozwoloną i jak sądzę bezpieczna prędkością. Ten za mną mnie zwykle dogania i wyprzedza na podwójnej ciągłej.
No bo przecież się wlekę.
Ot, gieroj.