No i jestem w CRO!
Wczoraj nic nie pisałem, bo jak powiedziała Małżowina że coś mówiłem i zasnąłem w połowie zdania.
A więc tak:
I Droga
Wyjachaliśmy o 15-ste, później postój w MC . No i kolejki, matko ile ludzi, o dziwo ero autobusów tylko osobówki wypchane aż po wentyle chyba(tak jak my) . Po szybkim jeściu rura do autka i dzida dalej. Mądra nawigacja po zjeździe z autostrady w Strykowie mówi jest dostępna szybasz trasa chcesz skorzystać? No głupie pytanie do człowieka który w korkach w łodzi stał nie raz i się pewnie zestarzał. Biorę tę trasę... no fajnie ze względu na dzieci, bo nie ma korków, ale wioska za wioską i oczywiści 50kmh. No cóż pojechaliśmy. Przyjaciele jechali a4 a my A1, mieliśmy się spotkać w karczmie koło Gorzyczek, mieliśmy tam dotrzeć na 20.00 ale niestey to był tylko taki plan
dotarliśm 20.40 . Dzieci wybiegały się i wyhasały jak konie które jechały cały dzień w przyczepce. Miłek nawet zaraz po wyjściu zaliczył glebę , pomyślałem oby to była ostatnia taka przygoda. To jest twardy zawodnik i nawet nie zapłakał. 21.30 ruszyliśmy z karczmy Rajcula (polecam fajny klimat). Na lotosie po drodze kupiliśmy winiety na wszystkie autostrady (oczywiście bez cro) .Jazda była fajna,ale monotonna, Żonka poszła spać a ja zrobiłem sobie konkurs eurowizji i wyłem jak pies do księżyca, pomyślałem że może teraz też wygra facet ale choziaż ogolony hahahah. Po paru kilometrach w Czechach wyskoczył mi błąd motor wart erflo coś tam. Rzucam krótkie kwa mać,czym zwracam uwagę Żony, pyta się co się stało, to ja pokerowa twarz i mówię nic nic. Okazało się że auto nie straciło mocy,pomyślałem że zgłyupiało, -gdzie stary pogieło cię ja jeżdżę w koło komina zawracaj ale już autko pewnie myślało. Nie dałem autku satysfakcji i rura dalej. W pewnym momencie nawigacja się zbuntowała, aha bunt maszyn sobie pomyślałem, Zatrzymalismy się przed Brnem aby zobaczyć co się stało. Przyjaciel powiedział że nie mam roamingu włączonego więc mi go włączył. Jedziemy jedziemy i nic, mapa nie chce zaskoczyć mojej lokalizacji, znów postój latanie chomików w głowie i Marko mówi -Ty a włączyłem w ustawieniach tel transfer danych dla roamingu? No tak ja kudłaty durnowaty , oczywiście że nie .No i po włączeniu zaskoczyło. Rura jedziemy, jedziemy jedziemy,jedziemy i mógłbym tak cały czas, aż tu nagle z tej monotonni wyrwało mnie coś, myślę Ferrari albo jakiś moto, patrze w lusterku a tu karawan, klne na niego żeby się schował bo nie widzę ferrari a ten jak nie pier...nie to aż podskoczyłem. No tak, z takim wiaderkiem podłączonym pod zderzakiem co by te cykady tutaj wszystkie uciszył, bidule padły by na zawał.
Dojechaliśmy w końcu do Austrii, matko Boska, ktoś tu chyba jest fanem liczby 30-ści .... Wszędzie plaga tego znaku, pare siarczystych tekstów pod nosem aby młodzież nie usłyszała, szczególnie najstarszy 5-cio latek. Opowiem Wam małą anegdotę związaną z tym. Otóż okazało się razu pewnego że Synek słyszy i koduje wszsko w okół . Oczywiście ktoś może powiedzieć, no tak ale on od razu tego nie powtarzał. Jak okazało się czekał zawsze na wysmienitą okazję, i tak kiedyś w drodze nad zielone bajoro zwaną Baltic sea, stojąc w korku powiedziałem do Kochanej Żony-ale korki. a Synek z tylnego fotela Ku..wa mać . No normalnie powiedział na głos to co jak dokończyłem w myślach. To się nazywa telepatia hahaha..
No ale wracając do drogi ,gdy trafiliśmy na autostradę w Austrii było fajnie monotonnie i męczące wszystko razem. To co ujrzałem przed w jazdem do CRO mnie załamało, przawie zasnąłem stojąc w korku. Pomyślałem że skoro tylko stoimi i raz na 30 minut poruszamy się to niech Ona prowadzi. Kimnąłem się z 15 minut i po wybudzeniu zobaczyłem że inne auta jadą w prawo na zjazd. no to ja pilot wycieczki szybka instrukcja do Lubej ona w prawo i hajda. no udało nam się ominąc te korki, hurra , co za entuzjazm i wiara we własne zdolności nawigacyjne, normałnie jakżółwik Sammy . Nic bardziej mylnego, po krótce LUDZIE TAKICH KORKÓW NA AUTOSTRADZIE JAK W CRO TO JA NIE WIDZIAŁEM!!!! MASAKRA TO DELIKATNE OKREŚLENIE.
No i jak tu auto stworzone przez Szwedów dla Szwedów, mieszkających po sąsiedzku z Yeti ,którzy aby zakosztować ciepła próbowali podbić nasz biedny kraj z dostępem do Morza ,no jak ono może egzystować w takich korkach i upale 38 stopni... Dzielnie walczył w sztormie upałów i postojach... No napięcie zbudowane więc tak macie rację oczywiście się na mnie wypiął, i Żona stwierdziła że nie ma mocy. No t a jak ma mieć przecież to na JEDI .Ale wracając do rzeczywistości i wybudzeniu faktucznie widzę że Kochana depta a Volverine jakby się buntował. Okazało się że chwile przed tą awarią wyjechał z korku na postój gdzie stał z włączonym silnikiem.Zgrzał się chłopak, to zatrzymaliśmy sie daliśmy mu odpocząć i wrócił do gry. o w końcu dojechaliśmy, miłe zaskoczenie 138 kun za autostadę, to mało (jak za te piękne widoki i fajną drogę) i zbyt dużo (przez te korki) .
II. Pobyt.
Jak rzyjechaliśmy do Srimy, to na miejscu był Dario, miły gość. Przywitał nas odradził kilka moich pomysłów typu rejs z małym dzieckiem w słońcu itp . Okazało się że do morza mamy 100m, poszliśmy na spacer wipywszy 3 piwka, potem jeszcze dwa i bardziej ze zmęczenia poległe. Jak to mówią co zobaczyłem pierwszego dnia to moje. A moje to piękne widoki, z kosmosu poprostu, woda ciepła tak jak w basenie, czysta same eh ah itd. Pierwszego dnia poszliśmy do pierwszej konoby z brzegu( nad morzem), nic tam prawie nie mieli, ale Ożujsko smakowało. Potem lulu.
Dziś dzień zaczął się od porannej wizyty w Lidlu. Jakież to było moje zdziwienie gdy ja samotny wilk, samiec alfo pojechał upolować coś na śniadania i po wyjściu widzi nadciągającą burze... Zaczęło lać, no tak (pomyśłałem) deszcz przywiozłem, lać będzie cały czas. A tu ledwo do domu wróciłem i przestało padać. No to więc, szybka akcja spławik i ekipy gotowe do marszu na Vodice. Matko, pasek od japonek to mi prawie paluch obcinał, ale dzosliśmy. Faktycznie jak pisał Jędrula, ludzi jak mrówek, masakra, całe szczęście że jesteśmy w Srimie, cisza spokój mało ludzi. No i oczywiscie upał z nieba.Po powrocie do pokoi poszliśmy nad morze. Tu przeżyłam prawie tragedię.Zmarłem i urodziłem się na nowo. Otóż robiąc zdjęcia dzieciom i Żonie w wodzie , skupiłem po chwili dosłownie na sekundę uwagę aparatem na najmłodszego w kółeczku, podczas gdy jakiś Pan ratował mojego średniego Miłoszka. Wyjął go z wody gdy on za daleko odpłynął i wpadł pod wodę. To był ułamek sekundy, dosłownie chwilkę przedtem robiłem zdjęcie Miłoszkowi. Nie wiem jak ten Pan miał na imię ale chciałbym mu Podziękować z całego serca, umarłem widząc jak wyciąga z wody Miłosza, poczułem się jak najgorszy ojciec na świecie, i odżyłem gdy okazało się że skoczyło się na opiciu wodą. Dziękuję Panu za to czego Pan dokonał, mimo protezy jednej nogi .Tak więc pisze do Was jako ktoś , kto doświadczył dziś czegoś strasznego....
Patrząc teraz na Miłosza chciałbym mu nieba przychylić i prosić o wybaczenie choć wiem że on tego by nie zrozumiał jeszcze. To były najgorsze 30 sekund w moim życiu .
Nie wiem jak mam pisać dalej, ponieważ dalej było fajnie i nie chciałbym aby ktoś powiedział że "facet przeżył prawie utonięcie dziecka a teraz prawi wesołe opowiastki" . Może to i prawda,tak więc na razie biorę się za analizowanie poraz 100 tysięczny co zrobiłem dziś źle a Was pozdrawiam .