Po obejrzeniu fontanny udaliśmy się w stronę słynnych Schodów Hiszpańskich.
Podążając za przewodnikiem rozglądaliśmy się wokoło.
Zaraz po opuszczeniu placu z fontanną di Trevi natknęliśmy się na taki uroczy zakątek.
Kawałek dalej urzekł mnie ten kawiarniany ogródek, udekorowany malutkimi parasolkami z koronki.
Właśnie taką parasolkę kupiłam sobie w Wenecji.
Na jednym z domów zainteresowała mnie tablica upamiętniająca dom, w którym mieszkał Gian Lorenzo Bernini. Ten dom stoi
tutaj.
Powoli zbliżamy się do Placu Hiszpańskiego.
Plac Hiszpański ma kształt trójkąta.
Zaraz na początku Placu Hiszpańskiego pod numerem 55 (w tym miejscu, gdzie kąt trójkąta jest najmniejszy) znajduje się pałac, zwany Palazzo di Spagna, w którym od XVII wieku mieści się
ambasada Hiszpanii przy stolicy apostolskiej. Plac Hiszpański, jak również słynne Schody Hiszpańskie, wzięły swą nazwę od nazwy tego właśnie pałacu.
Prawie na wprost ambasady stoi kolumna z Madonną - Colonna dell'Immacolata.
8 grudnia 1854 roku papież Pius IX ogłosił dogmat o Niepoklanym Poczęciu Maryi. W każdą rocznicę tego ogłoszenia pod tą kolumną ozdobioną kwiatami spotykają się biskup Rzymu i burmistrz miasta, a straż pożarna wysoko w górze wymienia wieniec na prawym ramieniu Madonny.
Wchodzimy na Plac Hiszpański i wypatrujemy, gdzież to są te słynne Schody Hiszpańskie.
No wreszcie są.
Schody Hiszpańskie zostały zaprojektowane przez Francesca de Sanctis. Budowali je Francuzi w latach 1723-1726. Pieniądze na ich budowę pochodziły z zapisu ambasadora francuskiego przy Watykanie, któremu szczególnie przypadł do gustu kościół Sainte Trinité, znajdujący się na szczycie schodów. Ten kościół też ma rodowód francuski, został bowiem ufundowany w roku 1495 przez króla francuskiego Karola VIII, a następnie odrestaurowany na początku XIX wieku na koszt Ludwika XVIII.
Fasada kościoła została zaprojektowana przez Carlo Madernę.
Pięknie na tle błękitnego nieba prezentują się jego dwie symetryczne wieże.
Schody są nietuzinkowe. Patrząc na nie z dołu widać, jak wznoszą się ku górze, łączą się i dzielą, zmieniają kierunek,a co dwanaście stopni są poprzerywane podestami.
Jakiś czas temu na tych schodach organizowane były efektowane pokazy mody, które transmitowało wiele stacji telewizyjnych. Kiedyś jedna z modelek upadła na tych schodach i mocno się potłukła.
Na najwyższym tarasie schodów stoi obelisk, będący antyczną rzymską kopią jakiegoś obelisku egipskiego.
Na wprost schodów usytuowana jest fontanna w kształcie łodzi. Fontanna nosi nazwę Fontana della Barcaccia.
Jest ona dziełem Pietro Berniniego, który był ojcem słynnego Lorenza.
Po tych wszystkich oglądanych dzisiaj fontannach, wielkich i ozbobionych pięknymi rzeźbami, ta fontanna sprawia wrażenie bardzo kameralnej.
Mam wrażenie, że w czasach, w których powstała, była ona bardzo awangardowa.
Mnie się ta jej prostota bardzo spodobała.
Stojąc przy fontannie podziwiamy to miejsce, chociaż szkoda, że na schodach nie było żadnych kwiatów, które by je kolorystycznie ożywiły.
Tłum turystów przelewa się z jednej strony na drugą. Oddalamy się od fontanny i zaczynamy wchodzić na schody. Aby po nich wejść, trzeba lawirować pomiędzy siedzącymi na nich turystami. Ponieważ męczy nas to sprawdzanie, czy stawiając stopę kogoś nie nadepniemy, decydujemy się również na nich usiąść i rezygnujemy z dalszego wchodzenia.
Fajnie jest tak siedzieć i patrzeć na to, co znajduje się wokół nas, tym bardziej, że pogoda jest fantastyczna.
Nawet obserwacja tłumu turystów sprawia przyjemność.
Po chwili niestety już nas wołają, że trzeba iść dalej, więc z żalem opuszczamy to miejsce.
Jeszcze ostatni rzut oka na plac, schody i fontannę i zagłębiamy się w ulicę Via dei Condotti.
cdn