Do San Mauro a Mare dojechaliśmy około godziny 13-tej, a więc po 19 godzinach jazdy. Długo, ale jakoś daliśmy radę.
Żeby wjechać do San Mauro a Mare należy pokonać pół ronda, ale nasz kierowca miał taki rytuał, że za każdym wjazdem i wyjazdem robił pełne okrążenie ronda. Twierdził, że to rytuał dziękczynny za szczęśliwy przyjazd i na szczęśliwą drogę. Wesoło było podczas robienia tych kółeczek.
Żeby nie być gołosłowną załączam filmik z takim kółeczkiem.
San Mauro a Mare wita gości takim napisem na ślicznej mozaice.
Nasz hotel nazywa się Conti i usytuowany jest przy Viale Diana. Nie jest to usytuowanie zbyt szczęśliwe, ponieważ stoi on przy samej drodze z Rimini do Rawenny. Ponadto wzdłuż tej drogi biegnie linia kolejowa, którą co jakiś czas śmiga jakieś pendolino. Mnie to akurat nie przeszkadza, bowiem mam mocny sen, ale inni narzekali na to sąsiedztwo. Nie mam niestety żadnych zdjęć tego hotelu, więc skieruję Was do wujka Google.
Hotel Conti w San Mauro a Mare
Hotel jest *** i nie odbiega od tego standardu. W pokoju brakowało nam jedynie lodówki, ale można było korzystać z wielkiej lodówy w lobby.
Dostaliśmy pokój na trzecim piętrze, ale była winda, więc nie męczyliśmy nóg chodzeniem po schodach. Woleliśmy je oszczędzać na piesze wędrówki.
W pokoju był telewizor, ale bez polskich programów. Nie byłam z tego powodu nieszczęśliwa. W Polsce nie oglądam TV, więc tam też mnie nic nie ciągnęło do tego urządzenia. Był też sejf, z którego korzystaliśmy, zostawiając w nim paszporty i gotówkę.
Widoki z balkonu niestety nie były zbyt ciekawe. Sprawdziło się to, na co byłam przygotowana, więc nie byłam rozczarowana.
W tym żółtym budynku po lewej stronie za torami znajduje się fajna restauracja Il Caminetto
Pendolino nie udało mi się złapać, za szybko jeździły.
Aby dojść do plaży musieliśmy dojść do końca tą uliczką
Gdzieś tam w oddali widać San Marino
Takie łóżka mieliśmy w pokoju
a taką łazienkę
Hotel Conti jest wydzierżawiany przez Polkę - Panią Agnieszkę, mieszkającą we Włoszech od wielu lat. Cała obsługa jest z Polski. Wyjątek stanowi kucharz, który pochodzi z Bari. Co go sprowadziło z tak pięknego miejsca aż tutaj pozostanie dla nas zagadką. Gotował dobrze, ale posiłki były mieszane. Jedno danie polskie, drugie włoskie. Lazania w jego wydaniu była super.