We Włoszech znajduje się najstarszy na świecie uniwersytet, jest nim założony w 1088 roku Uniwersytet Boloński. Na terenie Włoch znajdują się 2 słynne wulkany: Etna i Wezuwiusz. We Włoszech trzykrotnie odbywały się igrzyska olimpijskie w latach 1956, 1960 i 2006. We Włoszech znajduje się 50 obiektów światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Modena we Włoszech to prawdziwa stolica samochodów sportowych, mieści się w niej 5 fabryk luksusowych samochodów sportowych: Ferrari, Maserati, Lamborghini, Pagani i De Tomasso.
Naszym kolejnym celem była Campanila, więc stanęliśmy w kolejce do niej. Tym razem w kolejce staliśmy trochę dłużej, niż do Bazyliki, bo około 40 minut i był to czas spędzony na ponownym fotografowaniu tego miejsca.
Na Dzwonnicę wjeżdża się windą, do której może wsiąść jednorazowo chyba 8 lub 10 osób, już nie pamiętam tego dokładnie. Winda obsługiwana jest przez windziarza, który dodatkowo pilnuje, żeby do środka nie weszło za dużo osób. Bilet kosztuje 8 euro, ale my jako grupa płaciliśmy po 4 euro (dla uzyskania takiej ceny grupa musi liczyć powyżej 20 osób). Bilety można zakupić także przez internet, ale wtedy trzeba być o dokładnej godzinie, na którą się kupiło bilet. Jeśli się spóźni, to bilet traci ważność i żeby otrzymać zwrot pieniędzy, to trzeba swoje odstać w kolejce. Ale żeby było śmieszniej, to zwrot można otrzymać tylko wtedy, gdy kupi się nowy bilet w kasie (taka wymiana). Zakup przez internet jest droższy o 5 euro, bo do ceny biletu doliczana jest opłata skip-the-line. Tutaj można dokładnie zapoznać się z możliwością zakupu biletu przez internet i dokonać tego zakupu. 5 euro różnicy w cenie to trochę dużo, ale jak można w ten sposób oszczędzić na czasie, to może warto. Zakupu przez internet można dokonać najpóźniej na 10 minut przed planowanym wejściem (oczywiście jeśli są jeszcze dostępne takie wejściówki, bo ilość biletów możliwych do zakupu przez internet jest ograniczona - 12 na pół godziny) i okazać go w formie elektronicznej na smartfonie. Dzwonnica jest najwyższą budowlą w Wenecji (98,6 m) i jest doskonale widoczna ze wszystkich stron. Z jej szczytu można obejrzeć wspaniałą panoramę Wenecji, ale nie widać kanałów, które przecinają Wenecję, bowiem dokładnie zasłaniają je zabudowania miasta. Z góry widać jedynie Canal Grande i to tylko na krótkim odcinku w okolicach Bazyliki Santa Maria della Salute oraz Canal Giudecca. W dawnych czasach władze Wenecji niechętnie pozwalały cudzoziemcom zwiedzać wieżę, z uwagi na możliwość obserwacji topograficznych terenu. W dniu 14 czerwca 1902 roku wieża runęła. Władze miejskie postanowiły jednak zrekonstruować dzwonnicę i po 10 latach stanęła ona ponownie na Placu Św. Marka. Dzwonnica przez lata pełniła także funkcję latarni morskiej. W ciągu dnia od znajdującej się na jej szczycie złoconej figury anioła odbijały się promienie słońca, natomiast nocą na szczycie wieży zapalano ogień. Również dzisiaj wieże jest uwzględniana w nawigacji w tym rejonie Morza Śródziemnego, bowiem stanowi najbardziej widoczny punkt orientacyjny. Na szczycie wieży znajduje się pięć dzwonów, których dźwięki nie tylko wzywały na modły, ale także regulowały rytm życia miasta. Każdy z dzwonów miał inne zadanie. Największy dzwon o nazwie Marangona (marangoni-stolarze) wzywał ludzi do pracy oraz informował o toczących się obradach Wielkiej Rady. Natomiast dzwon Trottiera (al. trotto - pośpiesznie, szybko) informował członków Wielkiej Rady, że już powinni się udawać do Pałacu Dożów na posiedzenie. Dzwon Nona ogłaszał południe, zaś Mezza Terza, zwany też Pregadi obwieszczał obrady Senatu. Najmniejszy dzwon o nazwie Renghiera lub Maleficio zawiadamiał o mającej się odbyć egzekucji. W 1906 roku dzwonnica była miejscem ważnego dla nauki wydarzenia. Otóż w górnym jej pomieszczeniu Galileusz zademonstrował Doży i członkom Signorii wynaleziony przez siebie teleskop.
Aby dostać się do środka dzwonnicy należy przejść przez Logettę. Logetta została zaprojektowana przez architekta Jacopo Sansovino i stanowi jedno z najwspanialzych jego dzieł. W dawnych czasach Logetta służyła za pomieszczenie straży pilnującej porządku podczas posiedzeń Wielkiej Rady w Pałacu Dożów. Obecnie znajduje się w niej miejsce zarządzania tłumem turystów, którzy chcą dostać się na szczyt wieży.
Wreszcie przyszła nasza kolej i wsiedliśmy do windy. Winda jedzie na sam szczyt niecałą minutę. Na górze jest trochę bałaganu, bo przed wejściem do windy stoi kolejka oczekujących na zjazd i trzeba się przeciskać pomiędzy nimi. Widok z wieży jest trochę ograniczony przez kraty zabezpieczające i nie ma możliwości wychylania się. Ale pomimo tego jest na co popatrzeć. dla tych widoków warto tam wjechać.
cdn
Ostatnio edytowano 08.02.2018 21:25 przez megidh, łącznie edytowano 1 raz
dhmegi napisał(a):... W dawnych czasach władze Wenecji niechętnie pozwalały cudzoziemcom zwiedzać wieżę, z uwagi na możliwość obserwacji topograficznych terenu...
Ciekawe co by teraz powiedzieli na powszechne drony
dhmegi napisał(a):... W dniu 14 czerwca 1902 roku wieża runęła. Władze miejskie postanowiły jednak zrekonstruować dzwonnicę i po 10 latach stanęła ona ponownie na Placu Św. Marka...
Gdyby nie zignorowali wcześniejszych zgłoszeń o pojawiających się pęknięciach i je polepili zawczasu to może by do tego nie doszło.
piekara114 napisał(a):My jakoś nie weszliśmy na wieżę i za każdym razem jak patrzę na zdjęcia z góry to żałuję...
Żałuj, bo jest czego.
gusia-s napisał(a):
dhmegi napisał(a):... W dawnych czasach władze Wenecji niechętnie pozwalały cudzoziemcom zwiedzać wieżę, z uwagi na możliwość obserwacji topograficznych terenu...
Ciekawe co by teraz powiedzieli na powszechne drony
Pewnie by nie uwierzyli, że coś takiego jest możliwe. Tak, teraz są zupełnie inne czasy.
gusia-s napisał(a):
dhmegi napisał(a):... W dniu 14 czerwca 1902 roku wieża runęła. Władze miejskie postanowiły jednak zrekonstruować dzwonnicę i po 10 latach stanęła ona ponownie na Placu Św. Marka...
Gdyby nie zignorowali wcześniejszych zgłoszeń o pojawiających się pęknięciach i je polepili zawczasu to może by do tego nie doszło.
Może nie wtedy, ale kiedy indziej, i może z jakimiś ofiarami. Teraz się tego nie dowiemy, co by było, gdyby. Najważniejsze że dzwonnica została odbudowana i że można z niej podziwiać te piękne widoki.
Pora już na opuszczenie Wenecji. Musimy się spieszyć na statek. Tym razem popłynęliśmy motorówką Giotto.
Ruch na wodzie był już mniejszy niż rano. Powoli oddalaliśmy się od nabrzeża Wenecji.
Wenecja już ledwo widoczna.
Ciekawe czy ryby biorą ?
Po godzinie 17-tej słońce było już dosyć nisko na niebie, co powodowało, że pięknie wydobywało barwy z kolorowych domów na wyspie Pellestrina, przez co wyglądały one o wiele ładniej, niż w godzinach porannych, kiedy niebo było zachmurzone.
Fajną łajbę ma ksiądz.
Rejs powrotny trwał tylko godzinę i 20 minut, a więc o 40 minut krócej, niż ten poranny. Kapitan co jakiś czas to bardzo przyspieszał, to znów zwalniał. Gdy płynęliśmy szybko, czuliśmy się tak, jakbyśmy płynęli wodolotem. Na filmiku (2:35) widać to przyspieszenie.
Następnego dnia postanowiliśmy zrobić sobie długi spacer brzegiem morza. Jadąc do Wenecji widzieliśmy po drodze fajnie wyglądającą miejscowość Cesenatico, a ponieważ oddalona jest ona od San Mauro Mare o 8 kilometrów, to nie zastanawialiśmy się długo i po śniadaniu ruszyliśmy w drogę.
Było już bardzo ciepło, więc zdecydowaliśmy się od razu w San Mauro Mare wejść na plażę, aby chłodzić się podczas tego spaceru morską wodą.
Bardzo mnie rozbawili stragany z ciuchami i biżuterią rozstawione na plaży tuż przy wodzie, które cieszyły się sporym zainteresowaniem plażowiczów.
W San Mauro Mare jest specjalnie wydzielona plaża dla tych plażowiczów, którzy chcą wypoczywać razem ze swoimi psimi pupilami.
Trochę mi było żal tych psinek. Taki upał, a one muszą się wygrzewać na słońcu. No ale może im to odpowiadało, bo nawet nie kłady się w cieniu, chociaż miały taką możliwość.
Doszliśmy do mostu przerzuconego przez rzekę Rubikon, który łączy San Mauro Mare z Gatteo Mare.
Po zejściu z mostu znów kierujemy się w stronę plaży.
Tak nam się tutaj spodobało, że postanowiliśmy chwilę posiedzieć na kamieniach. Mieliśmy stąd fajny widok na San Mauro Mare.
Wypiliśmy kawkę, zjedliśmy po słodkim rogaliku i ruszyliśmy dalej. Weszliśmy na bardzo zatłoczoną plażę w Gatteo Mare.
Jak dobrze, że my tylko tędy przechodzimy, bo wypoczynek w takim tłumie zdecydowanie mi nie pasuje. Dlatego odwracam głowę w stronę morza. W wodzie trochę mniej ludzi.
W pewnym momencie dochodzimy do wspaniałego zamku z piasku. Takiego czegoś jeszcze na żywo nie widziałam. No naprawdę trzeba mieć talent, żeby wyczarować takie cudo.
Obok zamku artysta ustawił garnek i tekturkę z napisem. Napisu nie rozumiałam, ale przecież nie sposób się nie domyślić, że chodziło o wrzucanie do tego garnka datków dla artysty. Oczywiście wrzuciłam datek do garnka, bo przecież artystę trzeba docenić.
Na naszych oczach powstawały kolejne ozdoby budowli.
Artysta miał na sobie koszulkę z napisem (adres strony www), więc z ciekawości wpisałam ten adres w wyszukiwarkę i okazało się, że to adres strony szkoły, w której można się uczyć budować zamki z piasku. Szkoła mieści się w Rzymie. http://www.accademiadellasabbia.it/scul ... stelli.htm
Bardzo ciekawe są odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania. Skorzystałam z tłumacza google, żeby je zrozumieć i tutaj je przytoczę (w takiej formie, jak przetłumaczył tłumacz, ale można zrozumieć).
1 Czy używasz tylko piasku i wody? Tak! Rzeźby i zamki z piasku są samonośnymi konstrukcjami wykonanymi wyłącznie z piasku i wody.
2 Czy używasz jakiegokolwiek kleju lub cementu? Dla rzeźby na zewnątrz, w celu przedłużenia czasu trwania samej rzeźby, jest często używany do rozpylania rozcieńczonego kleju PVA w celu utworzenia przezroczystej folii, która jest rzeźba chroniącej go przed działaniem czynników atmosferycznych, takich jak ulewny deszcz, wiatr i słońce.
3 Co dzieje się z rzeźbą, gdy pada deszcz? To zależy od intensywności deszczu: gwałtowne deszcze jak burz letnich może poważnie uszkodzić rzeźbę, natomiast w przeciwieństwie rzeźba może nawet korzystać z mżawka i delikatne deszcze, które mogą pomóc uzupełnić utraconą wilgoć w dniach słoneczny.
4 Jak długo może trwać rzeźba? Zależy od szeregu czynników, z których najważniejsze to: rodzaj użytego piasku oraz fakt, że rzeźba znajduje się na zewnątrz lub we wnętrzu. Z dość drobnym piaskiem w zamkniętym środowisku i kontrolowanym klimacie rzeźba może przetrwać nawet lata; wręcz przeciwnie, w obszarach zewnętrznych, jeśli klimat jest słoneczny i suchy, sama rzeźba może znacznie się pogorszyć w ciągu dnia; jeśli piasek jest dość gruby, proces może stać się bardzo szybki iw ciągu kilku godzin nasza rzeźba zamieni się w kupkę suchego piasku.
5 Nie masz nic przeciwko, gdy rzeźba jest zepsuta? Nie. Dla rzeźbiarzy piaskowych bardzo ważny jest proces realizacji pracy i niezwykłe uczucie, jakie daje ta aktywność. Od publiczności nagły rozpad rzeźby sprawia, że są jakoś bardziej uroczy sposób i pobudzić widza uchwycić piękno i emocje chwili. Kto naprawdę powinien żałować, kto nie może się ekscytować.
6 Jak rzeźba się nie zapada? Rzeźby z piasku są trzymane razem przez wodę. Napięcie powierzchniowe wody, która jest siłą jako takie bardzo słabe, działa na każdym ziarnie i mnoży się jako liczbę ziaren na milion razy wytwarza wystarczającą siłę do utrzymywania razem całą strukturę.
7 jakich narzędzi używasz do rzeźbienia? Do wyboru narzędzi każdy rzeźbiarz ma swoje własne preferencje i osobisty sposób korzystania z nich zgodnie z tym, co chce osiągnąć. Jednak podstawowe narzędzia są nieliczne i takie same dla wszystkich. Z kilkoma euro w całym sprzęcie można kupić Kielnie i szpatułki o różnych rozmiarach, a dla najbardziej minut pracy można użyć Mirette którzy aktywnie modellere glinę.
8 Jakie są najlepsze piaski? Najlepsze piaski są najlepszymi i najbardziej kanciastymi ziarnami. Rzeźby z piasku właściwie tak zwane są tradycyjnie wykonane z piasku z plaż, ale coraz bardziej popularne jest korzystanie z piasku rzecznego, które ze względu na pewien procent mułu i gliny ma bardzo najlepsze cechy spójności piasku plaża, która jest utrzymywana razem dzięki mocy samej wody.
9 Czy można przenosić rzeźby z piasku? Nie, z wyjątkiem niektórych małych struktur o maksymalnej wielkości kilku kilogramów, jeśli składają się z bardzo wysokowydajnego piasku.
10 Czy istnieje szkoła, w której można się nauczyć wykonywania rzeźb z piasku? Na całym świecie jest kilku mistrzów rzeźby, które organizują kursy dla uczniów w każdym wieku, niektórzy nawet pisali podręczniki rzeźbiarskie. We Włoszech jedyną organizacją, w której odbywają się kursy rzeźby z piasku organicznego, składające się z teorii i praktyki w pełni wyposażonym laboratorium, jest Akademia Piaskowa.
Masz rację, są koszmarne. A właściwie to nie plaże, a to, co z nich zrobiono. Rzędy parasoli i leżaków szpeci te plażę i dzieli plażowiczów na bogatych i biedniejszych. Gdyby oczyścić je z tych wszystkich zbędnych akcesoriów, to może trochę przypominałyby plaże nad Bałtykiem. Chociaż też nie do końca. Nad Bałtykiem mamy piękniejszy piasek i wydmy, a tutaj jeden za drugim wyrastają hotele (każdy przecież chce mieć z balkonu widok na morze), a piasek jest szary. Dawno nie byłam nad Bałtykiem, więc nie wiem, jak tam jest teraz, ale z tego co pamiętam z czasów, kiedy wyjeżdżałam nad polskie morze, to stały tam kosze, ludzie rozstawiali parawany, aby mieć osłonę od wiatru (a również po to, aby mieć trochę intymności), ale cały czas te plaże były naturalne, przestronne, nie było takiego ustawiania koszy od linijki, jeden obok drugiego. Panowała swoboda w wyborze miejsca no i oczywiście nie trzeba było płacić za to, żeby się na plaży rozłożyć. Jedyną zaletą tych włoskich plaż, które przemierzaliśmy, jest to, że piasek przy brzegu jest mocno ubity przez przypływy i w związku z tym można po nich wędrować, a stopy się nie zapadają. Idzie się prawie jak po chodniku. Na polskich plażach piasek przy brzegu jest bardziej miękki i podczas spaceru brzegiem morza stopy się zapadają, co przy długim spacerze powoduje ból łydek.
gusia-s napisał(a):Nie pojmuję co ludzi ciągnie do takich miejsc i jak mogą na nich wypoczywać.
Ja też nie pojmuję, ale są różne gusta i guściki. A o gustach się nie dyskutuje. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak tłoczno jest na tych plażach w sezonie, kiedy wszystkie leżaki są zajęte. Jadąc do San Mauro Mare wiedziałam, jak te plaże wyglądają, więc nie byłam rozczarowana. Ale więcej tam nie pojadę. Byłam, zobaczyłam i wystarczy. To znaczy nie pojadę na wypoczynek nad włoskie wybrzeże Adriatyku, bo zwiedzanie Włoch jest OK.
Gdy skończył się teren Gatteo Mare na plaży zrobiło się dużo luźniej. Na niewielkim odcinku plaży zniknęły nawet leżaki i parasole. Postanowiliśmy usiąść tutaj na piasku i zjeść soczystego melona, którego rano pokroiłam i włożyłam do pudełka. Jak on nam smakował.
Po krótkiej przerwie ruszyliśmy dalej. I znów mijaliśmy sektory leżaków i parasoli. Co sektor, to inne kolory.
Dobrze chociaż że plażowiczów było tutaj bardzo niewielu.
W oddali widzieliśmy jakiś szkaradny wysokościowiec.
Doszliśmy już do Cesenaticko
Woda tutaj nie wyglądała zachęcająco. Pływało w niej mnóstwo wodorostów.
Doszliśmy do miejsca, w którym zamiast leżaków na piasku rozstawione były parawany z wymalowanymi na nich obrazami. I to według mnie jest zdecydowanie fajniejszy i ładniejszy sposób na ochronę przeciwsłoneczną, niż kilometry parasoli.
Tuż obok rozstawionych parawanów plaża jest bardzo szeroka i znajdują się na niej boiska do piłki plażowej.
I tak doszliśmy do kanału, który przecina plażę w Cesenatico.
Takim pomostem wyszliśmy z plaży na bulwar nad kanałem.
Stamtąd przyszliśmy
Gambero Rosso - tutaj można zjeść owoce morza
Te kamienie cieszą się chyba dużą popularnością wśród plażowiczów.
Na drugą stronę kanału nie dotarliśmy, więc nie wiem, do czego służą te sieci.
dhmegi napisał(a):to nie plaże, a to, co z nich zrobiono
Tak, masz rację, to nie te plaże są straszne, to ta organizacja ruchu turystycznego zrobiła je takimi że patrzę na to wręcz z przerażeniem. Nigdy nie byliśmy w takich miejscach, nie sądziłem że to może AŻ TAK wyglądać. Ale skoro tak jest to znaczy że są miliony, którym to odpowiada.
dhmegi napisał(a):Dawno nie byłam nad Bałtykiem, więc nie wiem, jak tam jest teraz
To najwyższy czas to zmienić Myśmy też nie byli przez dłuższy czas i gdy w końcu wróciliśmy (na szczęście wybierając termin z pogodą wręcz idealną ) to byliśmy naprawdę oczarowani... zwłaszcza ja . A był to można powiedzieć pełny sezon bo okolice długiego weekendu sierpniowego i tylko trzeba wiedzieć gdzie się udać by móc spędzać czas w niemal zupełnym odosobnieniu. I w tym roku będę znów nad naszym pięknym morzem już trzeci rok z rzędu .
dhmegi napisał(a):to nie plaże, a to, co z nich zrobiono
Tak, masz rację, to nie te plaże są straszne, to ta organizacja ruchu turystycznego zrobiła je takimi że patrzę na to wręcz z przerażeniem. Nigdy nie byliśmy w takich miejscach, nie sądziłem że to może AŻ TAK wyglądać. Ale skoro tak jest to znaczy że są miliony, którym to odpowiada.
Zdecydowanie tak. Gdyby nie było popytu na takie miejsca, to interes leżakowy by upadł. To tak jak w Chorwacji z fish-piknikami. Jest na forum taki wątek Fish Picnic - Skąd najlepiej na Rivierze Makarskiej, w którym można poczytać skrajnie różne opinie na temat tych imprez. Jedni są zachwyceni statkami, które są głośne i hałaśliwe (typu Makarski Jadran) a inni wręcz przeciwnie.
kulka53 napisał(a):
dhmegi napisał(a):Dawno nie byłam nad Bałtykiem, więc nie wiem, jak tam jest teraz
To najwyższy czas to zmienić Myśmy też nie byli przez dłuższy czas i gdy w końcu wróciliśmy (na szczęście wybierając termin z pogodą wręcz idealną ) to byliśmy naprawdę oczarowani... zwłaszcza ja . A był to można powiedzieć pełny sezon bo okolice długiego weekendu sierpniowego i tylko trzeba wiedzieć gdzie się udać by móc spędzać czas w niemal zupełnym odosobnieniu. I w tym roku będę znów nad naszym pięknym morzem już trzeci rok z rzędu .
Nie każdy ma takie szczęście do pogody nad Bałtykiem Fakt, że nad Bałtykiem byłam ostatnio osiem lat temu, ale wcześniej bywało, że gościłam tam rok w rok. Teraz zaczęłam wykorzystywać inne kierunki, bo chcę zobaczyć również inne miejsca. Ale się nie zarzekam. Nasze wybrzeże jest piękne i kiedyś na pewno tam zawitam.
Teraz skierowaliśmy się w głąb lądu idąc bulwarem nad kanałem. Nagle przed nami drogę zagrodziła nam odnoga kanału i musieliśmy skręcić w lewo, aby dojść do mostu, przez który mogliśmy przejść na drugą stronę. Idąc w stronę mostu słyszeliśmy dziwne dźwięki. Już przy samym moście zorientowaliśmy się, że te dźwięki wywoływane są przez samochody przejeżdżające po moście, który jest drewnianym mostem zwodzonym. W odnodze kanału urządzona została marina.
Tak wygląda kanał po drugiej stronie mostu
Doszliśmy z powrotem do głównego kanału i zobaczyliśmy bardzo przyjemny zakątek.
Aby przedostać się z jednej strony kanału na drugą można skorzystać z takiego promu (idąc widzieliśmy dwie takie przeprawy) lub dojść kawałęk do mostu, który spina brzegi kanału.
Nie ma tutaj ruchu samochodowego, a jedynymi pojazdami, które widzieliśmy były rowery.
Mijaliśmy kawiarniane ogródki, rozstawione nad kanałem, ale niestety trafiliśmy na porę sjesty i nie udało nam się tam nic zjeść. Czynna była tylko jedna kawiarnia, ale w godzinach sjesty kuchnia nie pracowała. Mogliśmy jedynie coś wypić lub zjeść lody. Przysiedliśmy więc w ogródku i ja zjadłam lody a mąż wypił piwo.
Trochę wzmocnieni ruszyliśmy dalej wzdłuż kanału. W bok odchodziły fajne uliczki, ale nie zagłębialiśmy się w nie.
Bardziej zainteresowały nas jednostki pływające, które cumowały w kanale. A w kanale prezentowały się eksponaty z Museo della Marineria
Doszliśmy do mostu i przeszliśmy na drugą stronę kanału, po której dalej kontynuowaliśmy nasz spacer.
Na naszej drodze pojawił się kolejny most, więc przeszliśmy po nim i zaczęliśmy wracać.
Doszliśmy do kościoła, który był otwarty i było w nim cudownie chłodno.
Na skwerku stoi pomnik Garibaldiego
Bardzo nam się tutaj podobało, ale trzeba już myśleć o powrocie, tylko nie wiemy, którą drogę wybrać.