Ston, jak pewnie większość Cromaniaków kojarzy, to miasto na samym początku półwyspu Peljesac, nie daleko wspomnianego już drogowskazu z winogronkiem przy Jadrance.

Można je łatwo poznać po tym, że nad nim wznoszą się mury i ciągną po wzgórzu aż do sąsiedniego Małego Stonu.




Na mury można wejść jak się zapłaci, i chodzić po nich do czasu, aż się skończą ( podobno 5,5 km) lub, aż nas wykończą.

Mimo zaplanowanej całodziennej wycieczki, biorąc pod uwagę panującą w tym dniu temperaturę, skończyły mnie zachwycać jakieś 30 schodów po tym jak się rozpoczęły.
Przejście po nich do Małego Stonu wchodząc w Stonie w upalny dzień jest porównywalne z maratonem z głową zamkniętą w piekarniku nastawionym na grill z termo obiegiem.
Dla spragnionych, pit stop z napojami

Figówka
Z powodu upału, na mule do sąsiedniego zagłębia tych "paskudztw" i innych morskich zwierząt udaliśmy się samochodem.

Tam na szczęście upał się opamiętał i odszedł, a na jego miejsce przybył przyjemny wieczorek.

Obydwa miasteczka są urokliwe i miło spędzić w nich wieczór przy lampce wina i pysznych wodnych stworach.



Uważać trzeba na słono, jak przystało na okolicę, płatne startery w restauracjach o których kelnerzy informują dopiero podczas wydawania rachunku w oczekiwaniu na napiwek.