Niedziela, 27 wrześniaNa pierwszy całkowicie bieszczadzki dzień marzyły mi się połoniny… Pogoda jednak spłatała nam psikusa (zresztą, nie tylko tego dnia
), padało przez całą noc, rano również
. Widok przez okno był wyłącznie na mgłę i chmurzyska
…
Nie, zupełnie nie chciało mi się wdrapywać po błocie na połoniny po to, by nie było z nich żadnych widoków!
Spędzenia całego dnia w pokoju przed telewizorem też jednak nie chciałam…
Dolina Łopienki Przy nieśpiesznym śniadaniu ustaliliśmy (a w zasadzie ja, a Grzesiek się nie sprzeciwił
), że jak tylko mocniejszy deszcz zamieni się w mżawkę, ruszymy jednak auto (a miały być przecież busowe przejazdy do/z górskich tras) i pojedziemy do doliny Łopienki. Nie pod samą cerkiew, bo przecież z cukru nie jesteśmy
, ale na parking przy drodze wiodącej z Dołżycy przez Buk wzdłuż Solinki do Bukowca i dalej nad Jezioro Solińskie (ono jednakże zupełnie nas nie pociągało), skąd spacerkiem pójdziemy co celu. Mieliśmy przecież kurtki oraz peleryny chroniące trochę od deszczu, a wycieczka nieforsowna, może nawet lepiej że właśnie taka na pierwszy dzień?
Od listopada ubiegłego roku mam bowiem spory kłopot z kolanem - oprócz problemów zwyrodnieniowych związanych z Peselem, mam dolegliwości bólowe w rejonie szczeliny po przedawnionym urazie łękotki kilkanaście lat temu, na biegówkach. Ostatnio przed każdym dłuższym wyjazdem
muszę wydać trochę kasy na rehabilitację (zabiegów na NFZ doczekam się, o ile wirus tego nie pokrzyżuje, dopiero
w nadchodzącym styczniu), a potem uważać, żeby nogi nie przeforsować. „Rozchodzenie” na krótszej i łagodniejszej trasie było więc nawet wskazane
.
Łopienkę rozważałam wprawdzie na odpoczynkową trasę po jednym lub dwóch dniach na połoninach, ale skoro los chciał inaczej…
Na parkingu (bezpłatny) byliśmy kilkanaście minut po 10-tej, wolnych miejsc było sporo (ciut więcej aut stało na wcześniejszym parkingu po drugiej stronie drogi, skąd wychodzi trasa na Sine Wiry).
Do cerkwi w Łopience można dojść szutrową drogą (obecnie udostępnioną dla aut), albo ścieżką przyrodniczo-kulturową, częściowo też tą drogą przebiegającą. Być może poszlibyśmy ścieżką, ale nie wyjęliśmy z auta kijków, a gliniaste podejścia i zejścia, nawet jeśli krótkie, groziły na tym szlaku wywinięciem orła w mokrą glinę… Lepiej więc cały czas drogą! Zresztą, ruch samochodowy okazał się na niej znikomy (ale kilka aut jednak nas minęło zarówno w jedną, jak i drugą stronę).
Przy drodze rosną wysokie rudbekie, o tej porze roku kwiatów nie mają już wiele, ale zapewne wcześniej upiększają drogę jaskrawożółtymi łanami
. Roślina ta pochodzi z Ameryki Północnej, ale była bardzo często uprawiana w celach ozdobnych przez dawnych mieszkańców Bieszczadów. Zdziczała wskazuje na rozmieszczenie przedwojennych osad ludzkich…
Rok temu droga do Łopienki była zamknięta dla samochodów
z powodu prac związanych z budową obiektów małej retencji górskiej.
Po drodze mija się miejsce wypału drewna, tego dnia jednak retorty tu nie dymiły.
Smolarz był na posterunku, ale akurat nie wyszedł ze swego domku…