Czarną minęliśmy bez zatrzymywania się, bo nie rzuciło nam się w oczy nic otwartego na nasze potrzeby. Zresztą, miały być jeszcze okazje na odkrywanie tutejszej gastronomii, więc kontynuowaliśmy obrany wcześniej kierunek pod Chreptiowem sprawdziłam w necie godziny otwarcia Karczmy w Młynie w Ustrzykach Dolnych, którą sobie zapisałam „w plusach”, robiąc w domu rozeznanie przedwyjazdowe .
Przejeżdżając obok Zajazdu Bieszczadzka Ostoja co prawda przez moment zawahałam się - może jednak tu? Do Ustrzyk było jednak już tak blisko, że nie zajechaliśmy na parking zajazdu, no i to była świetna decyzja.
Ustrzyki Dolne, miasto położone nad rzeką Strwiąż na trasie małej i dużej pętli bieszczadzkiej, to jedna z bram w Bieszczady. Wtedy, gdy jeździłam w Bieszczady już nie jako harcerka, za każdym razem zahaczałam o Ustrzyki. Najpierw nocny zatłoczony pociąg z Wrocławia do Przemyśla (któregoś razu cała podróż w toalecie w 3 osoby - sporym problemem było zrobienie miejsca dla kogoś, kto akurat potrzebował jej w celu, w jakim była przeznaczona ), potem albo autobusem (no ale na niego ciężko było się załapać, a jeśli już to jechało się w towarzystwie babinek wybierających się na targ z koszem pełnym gęsi czy kaczek ), albo pociągiem przez Ukrainę (wówczas ZSRR) z obstawą z pepeszami na schodach… No a potem, już z Ustrzyk Dolnych, trzeba było jakoś dostać się bliżej gór! No a teraz - bez problemu - własnym autem…
Gdybyśmy trafili na pogodę bezdeszczową, zapewne do Ustrzyk Dolnych nie zaglądnęliśmy wcale. Zresztą, teraz też nie wjechaliśmy do centrum, ograniczyliśmy się do dawnego młyna znajdującego się na obrzeżach od strony Czarnej, tuż przed wiaduktem kolejowym. Obecnie jest to obiekt prywatny, w którym funkcjonuje karczma i muzeum młynarstwa.
Obiekt zbudowano w 1905 , do I wojny światowej mieściła się tu Fabryka Narzędzi Wiertniczych Stanisława Glazora, zniszczona w czasie działań wojennych. Po wojnie obiekt został przejęty przez firmę „Lignum” braci Hauserów, która w 1925 utworzyła w nim młyn parowy. Budynek młyna w dobrym stanie przetrwał II wojnę światową oraz 6 lat Ustrzyk w granicach Związku Radzieckiego. Kiedy po 1951 do Ustrzyk przybyli nowi osadnicy, w młynie nie było ani jednej maszyny. Po dwóch latach przywieziono wyposażenie z jakiegoś innego młyna ( najprawdopodobniej gdzieś z Pomorza) i w roku 1953 wznowiono mielenie zboża.
Młyn zakończył działalność w roku 2007. Muzeum i karczma działają od 2010. Wewnątrz młyna zachowano oryginalne wyposażenie – ale to zobaczyliśmy później, najpierw była nam potrzebna KAWA .
Do kawki wzięliśmy też tabliczkę czekolady – ręczny wyrób z podkrośnieńskiej Pijalni Czekolady w Korczynie należącej do Mistrza Polskich Cukierników, Mirosława Pelczara. Pyszna była!
Równie smaczna jest jednakże czekolada z wrocławskiej manufaktury Balduno, którą delektujemy się od wielu lat . Najbardziej lubię tę z suszonymi truskawkami. Zresztą, odkąd odkryłam Balduno, sama też suszę truskawki .
(fotka z netu)
Ponieważ zupełnie nie było nam śpieszno do Lipia, bo w taką pogodę zapewne nie wytknęlibyśmy nosa poza nasz pokój, postanowiliśmy spędzić w młynie znacznie więcej czasu : zwiedzić muzeum, a potem tu właśnie zjeść obiad .
Po kawce, a przed zwiedzaniem, uraczyliśmy się jeszcze przepyszną kysełycią, czyli żurem karpackim na bazie kwasu z kiszonej kapuchy, zabielanym mąką żytnią, przyprawianym czosnkiem. Zupa podawana jest z gotowanymi karfoflami, z dodatkiem smażonej cebulki i skwarek ze słoniny.