Nie tylko dla... żółtodziobów
...albo Vrsar...
Wszyscy Ci, którzy znają moją poprzednią relację (która opowiadała o drugich naszych chorwackich wakacjach), wiedzą, że nasze maluchy zaczynały już być świadomymi turystami. Co prawda, trzeba było mocno pertraktować i szukać kompromisów w postaci "sladoledów" - co dawało w miarę przyzwoity turystyczny efekt.
Natomiast rok wcześniej - było inaczej. 3 letni Tymek do owych pertraktacji już się wtedy nadawał, natomiast 1,5 roczna Maja była na nie mocno oporna. Więc ówczesne nasze zwiedzanie polegało głównie na czuwaniu, żeby nasze ciekawe świata pociechy, ową ciekawość zaspakajały, ale jednocześnie, żeby wyszły z tego cało i zdrowo
A jak przy okazji my coś zobaczyliśmy - to bardzo się z tego cieszyliśmy. Tak więc, jestem w pełni świadoma, że ówczesne nasze zwiedzanie było mocno pobieżne i po tzw. łebkach
I tak też było podczas naszego pobytu we Vrsarze.
Przejazd z Porecza do Vrsaru dużo czasu nie zabiera - co przy jeździe samochodowej z maluchami jest ważne, gdyż nie mają czasu się znudzić. Przyjechaliśmy, zaparkowaliśmy (z czym nie ma problemu, gdyż przed okolicami Starego Miasta są przygotowane do tego parkingi), wyciągnęliśmy wózek, hektolitry wody do picia, nasmarowaliśmy maluchy czym się da, coby słoneczko ich nie spaliło, zabraliśmy pistolet na wodę (z którym Tymek postanowił się nie rozstawać) i poszliśmy dalej...
Pierwsze moje skojarzenie z Vrsarem - jak tu leniwie, sennie, spokojnie, słonecznie. Dlatego Vrsar spodobał mi się od razu, a każda kolejna chwila spędzona w tym małym miasteczku tylko to potwierdzała.
Centrum Vrsaru można podzielić na dwie części - "dół" i "górę".
"Dół" to okolice portu jachtowego, z licznymi knajpkami wszelkiego rodzaju. Każdy chorwacki "stary wyga" zna tę przyjemność spacerowania nabrzeżem, natomiast "żółtodziób" na pewno rozsmakuje się w tej czynności, szczególnie jak przespaceruje się po vsarskiej marinie.
A teraz czas na "górę" - czyli Stare Miasto.
Ale żeby odkryć jego uroki, trzeba się zmierzyć z niezłym podejściem - co dla dorosłego osobnika zbytnim wysiłkiem nie jest, przy założeniu, że idzie on sam. Natomiast jak się ma do pchania wózek "z podwójnym wypełnieniem" to sprawa zaczyna wyglądać ciekawiej
A teraz schody - "z podwójnym wypełnieniem" się nie da
Schody okazały się doskonałym miejscem wypoczynkowo widokowym:
Jesteśmy na górze - ale widooooooook (to był mój pierwszy chorwacki widok
)
A tak przy okazji tego widoku, to moje zdziwienie było podwójne. Po pierwsze oczywiście urzekł mnie widziany lazurowy skrawek Jadranu. Po drugie (ale to było chyba ważniejsze zdziwienie) - już podczas wdrapywania się na nasz szczyt
zaczęło mnie zastanawiać, (a zastanowienie zaczęło mocno łączyć się z uznaniem) jak tubylcy poruszają się tu samochodem
Jak oni tu parkują
I to z dwóch stron
Przecież tu jest TAK wąsko
Zaczynamy zagłębiać się w uliczki vrsarskiej starówki. Docieramy do budynku, który (jak nam się wydawało) pełnił funkcje galerii obrazów. Jednak z relacji Janusza dowiedziałam się, że budynek to Kościół św. Antoniego, który w okresie wakacyjnym spełnia właśnie tę dodatkową funkcję.
Następnie dochodzimy do pierwszego punktu widokowego, który znajduje się na Starym Mieście.
Ale widoki, widokami - maluchy znajdują inne możliwości wykorzystania tego miejsca
Docieramy do jednego z ważniejszych miejsc vsarskiej starówki - placu, przy którym znajduje się kościół św. Marcina.
Jak widać - każdy sposób jest dobry, aby do niego wejść
Na tym też placu koło kościoła znajduje się kolejny charakterystyczny vrsarski punkt (ups, trochę kadrowanie nie wyszło
)
Jeżeli pójdziecie tą uliczką prowadzącą za kościołem....
...to dotrzecie do kolejnego punktu widokowego
[Po czym możecie jeszcze jakiś czas odkrywać inne zakątki Starego Miasta, aż powoli (lub też szybko - tempo zwiedzania należy już indywidualnie dopasować
) zaczniecie schodzić w "dół"
Wnioski żółtodzioba
1. Jeżeli wybrałabym się jeszcze raz na Istrię, to szukałabym noclegu... albo w okolicach Vrsaru albo....
ps. Jeżeli macie ochotę bardziej rzeczowo zgłębić wiadomości o Vrsarze to zapraszam do
relcji Janusza