Odcinek, którego miało nie być
No właśnie ten odcinek miał być o Krku - miały być wiadomości: co to za wyspa, i co można na niej porabiać. A tymczasem sytuacja wymknęła mi się spod kontroli i poniosło mnie w bardziej drogowym kierunku
A więc zapraszam na odcinek "drogi" (memu sercu
)
***
Tydzień w Poreču minął - oczywiście za szybko. Rano pakowanie i sprzątanie, bo jedziemy dalej... na Krk, a dokładnie - rejon Dobrinj - miejscowość Čižići. Wyjeżdżamy po 10tej, po śniadanku, niespiesznie (my tam lubimy się lenić na wakacjach
)w końcu odległość, która musimy przejechać, to tylko jakieś 80km. Więc po co się spieszyć.... luzik....
nawet jeśli wliczymy jakieś postoje z dziećmi, to za jakieś dwie godzinki będziemy
, zdążymy się rozpakować
pójść na obiadek
i całe popołudnie dla nas
A teraz podam ważny szczegół - była to sobota. I każdy, kto nie jest żółtodziobem, wie jak wyglądają różnego rodzaju chorwackie drogi krajowe w sierpniową sobotę
My nie wiedzieliśmy ... żyliśmy w miłej i błogiej nieświadomości
(i było nam z nią dobrze, a rzeczywistość jest jednak brutalna
)
Z Poreča wyjechaliśmy problemu. Bez problemu, aczkolwiek nie za szybko, bo ruch był dość duży - cóż się dziwić - w końcu wakacyjny weekend
i tak sobie jechaliśmy, do momentu, kiedy zobaczyliśmy piękne góry Kvarneru. W tym samym momencie, kiedy je zobaczyliśmy, to naszym oczom ukazał się pierwszy korek
. Nie - to nie był żaden korek - to był długaśny koras
No nic to - jesteśmy przygotowani na takie zjawisko - mamy tajną broń w postaci nawigacji samochodowej - i nie zawahamy się jej użyć
Ha! Działa
przechytrzymy wszystkich, co w korku stoją
Zjeżdżamy z głównej drogi... hm, takich jak my jest więcej
I dlatego rewelacyjnej prędkości nie rozwijamy, ale zawsze to lepsze niż stanie w miejscu, kiedy promienie słoneczne usiłują rozgrzać do czerwoności karoserię pojazdu, co nie do końca podoba się naszej ledwo odrośniętej od ziemi młodzieży, która zapięta pieciopunktowymi pasami w sposób bardzo dosadny wyraża niezgodę i niezadowolenie w związku z zaistniałą sytuacją. Tak więc, mogę stwierdzić, że jechanie 40k/h jest zdecydowanie lepsze
nieprawdaż
Ale przyszedł moment, w którym musieliśmy wrócić na główną drogę po to, by po przejechaniu tunelu pod górą Učka, dołączyć do autostrady (przez którą mieliśmy zamiar przemknąć niczym Struś Pędziwiatr i dojechać do Rjeki. I prawie się nam udało
- jakoś ślimaczym tempem dojechaliśmy do upragnionej autostrady i już... już.... szykowaliśmy się do osiągnięcia zawrotnych, aczkolwiek dozwolonych
prędkości, gdy tymczasem okazało się, że autostrada stoi i to bardziej niż my do tej pory (nie ukrywam, że pierwszy raz zobaczyłam, że "w przyrodzie" występuje takie zjawisko jak korek na autostradzie
). Co więcej, panuje na niej miła atmosfera, ludzie powysiadali z aut, usiłują nawiązać międzynarodowe znajomości (a okoliczności sprzyjają
), dzieciaki w wieku różnym sprawdzają, czy barierki autostradowe przypadkiem mogą być czymś w rodzaju placu zabaw. A ponieważ nasza tajna broń podpowiedziała
że szukać ratunku możemy dopiero przy zjeździe do Rjeki, i tam próbować objazdu przez miasto, nie pozostało nam nic innego, jak dołączyć do reszty towarzystwa
i co 10-15 min. uruchamiać auto po to, by przemieścić się o jakieś 20m.
Naszym dzieciom, które zostały w jakiś cudowny sposób uwolnione z pasów, bardzo spodobał się taki właśnie pomysł na spędzanie godzin południowych
Tymek w końcu mógł zapoznać się dokładniej z jakże różnymi markami samochodów
a Majusia, używając języka migowego i baaardzo łamanej polszczyzny, rozwijała swoje umiejętności interpersonalne, zaczepiając kogo się da
Nudno nie było
Ale nawet najdłuższe korki kiedyś się kończą, także i nasz w pewnym momencie rozszalał się do zawrotnej prędkości 30km/h i pomknęliśmy do upragnionego pierwszego zjazdu "na Rjekę". Ponieważ prędkość nasza się nie zwiększała, a dzieciaki zmęczone atrakcjami postoju zasnęły, mogłam pooglądać sobie miasto, które na tle słonecznej i kolorowej Chorwacji wypada bardzo szaro i betonowo. Dodatkowo dopadły nas wszelkie atrakcje związane z miejskim ruchem ulicznym, i wiedzieliśmy, że trzeba uciekać... ale jak? skoro stoi się w korku
Uf, udało się przejechać miasto. Pełni obaw wracamy na autostradę, a tam niespodzianka - nikt nie stoi, za to wszyscy powoli się przemieszczają
Widać, że do szczęścia na prawdę wiele nie trzeba
Ale do pełni szczęścia potrzeba za to jeszcze jedzenia! Bo jak ciało nienakarmione, to i szczęście się słabiej odczuwa
Padła decyzja, że po drodze zjedziemy do jakiegoś miasteczka, i coś przekąsimy (a tymczasem korek się bardziej rozładuje - to się nazywa naiwne myślenie
)
Tym miejscem po drodze' okazał się
Bakar, do którego zjechaliśmy z Magistrali Adriatyckiej. Jak później przeczytałam w przewodniku miasteczko, leżące nad Zatoką Bakarską, pamięta czasy XIIIw., i to, że na początku XX w było kurortem turystycznym. Niestety - tylko pamięta
bo z tamtej świetności niewiele pozostało. A to, co obecnie tam dominuje, to od strony morza koksownia, port węglowy, komin rafinerii, a od strony lądu zamyka je właśnie dwupasmowa autostrada
zdjęcie z netu
Fakt, może ładnie nie jest, ale za to obiad, który tam jedliśmy był jedynym w swoim rodzaju
Po przyjeździe do miasteczka zobaczyliśmy, że mamy do wyboru albo konobę, w której miejsca nie było, albo "coś" co śmiało można nazwać speluną
. A ponieważ czasu nie chcieliśmy marnować, postanowiliśmy zaryzykować
I to był dobry wybór nie tylko kulinarny, ale także obyczajowy. Pana Właściciel był uroczy:wink:
- duży, przy kości, z lekko zachrypniętym głosem - na każdą naszą prośbę o jakieś danie, odpowiadał:
tego to wam nie dam A jak już wymieniliśmy większość pozycji w menu, Pan Właściciel oznajmił, że tylko da nam smażone kalmary, bo tylko one są świeżo złowione
Warto było go posłuchać...
Wracamy do samochodu i do korku. Ponieważ przywykliśmy już do tej patrolowej prędkości, poddaliśmy się rytmowi jazdy.... aż w końcu dostrzegliśmy upragnione tablice drogowe, które jak po nitce do gębka doporowadziły nas do wjazdu na krčki most (1430m długości), za przejazd którym trzeba zapłacić.
zdjęcie z netu
... jedziemy szeroką, nową główną drogą. Dojeżdżamy do dużego skrzyżowania, na którym skręcamy w lewo (bo tak nam każą drogowskazy ) i znowu jedziemy, jedziemy..... jest przed 19tą....i mamy nadzieję, że za chwilę dojedziemy...
ps. żeby nie trzymać Was w napięciu, powiem, że
dojechaliśmy
Wnioski żółtodzioba
1. Jeżeli ktoś ma ochotę na atrakcję turystyczną, jaką jest stanie w chorwackim korku, to sobota w w pierwszej połowie sierpnia będzie na pewno odpowiednim terminem
:pozdrawiam