Re: Nie refujcie marzeń....
Dopływamy do Hvaru. Niestety do mariny nie możemy wpłynąć. Dlaczego? Jeszcze tego nie wiemy, ale zaraz się dowiemy.
Musimy stanąć na bojce. Czekamy chwilę, bo jacyś Włosi kombinują w prawo i w lewo wybierając dogodną "dziurę" do parkowania. Udaje im się w końcu zaparkować, teraz nasza kolej. Raz, dwa, obrocik, majtki z bojkami przy burtach i już jesteśmy. Sąsiad z jachtu obok właśnie zacumował swój jacht więc bierze naszą cumę i swoim pontonem płynie zacumować nasz. Brać jachtowa zawsze pomocna.
Dowiadujemy się również dlaczego nie możemy wpłynąć do mariny, choć ta nie wydaje się być jakoś specjalnie przepełniona. Okazuje się, że idzie silny wiatr, bardzo silny wiatr, a marina w Hvarze jest dość wąska i przy silnym wietrze jachty bujając się uderzają się masztami często je niszcząc.
Naszym znajomy, którzy przypłynęli z pół godziny po nas uda się "zaparkować" dwa jachty od nas. Pozostali kierowani są do zatoki obok gdzieś, kilku zostaje na kotwicy. Jedno co nas zastanawia często i szybko przepływająca łódź portowa, kierująca to tu to tam.
Do kolacji na którą mamy iść do zaprzyjaźnionej kanoby kapitana jest jeszcze sporo czasu więc pora na spacer i zakupy. Wszak sam Hvar ma wiele do zaoferowania i to co najważniejsze zdążę kompanom moim pokazać.
Nie jest jednak tak łatwo jak w marinie. Myk, krok na trap i drugi krok na ląd. Tu się trzeba przeprawić pontonem. Najpier jednak trzeba go zdjąć z jachtu i przetransportować do przodu, przywiązać i my, po 3, 4 osoby i jazda do brzegu.
Uff, udało się
Idziemy zwiedzać Hvar.
Jako główny punkt programu Forteca Španjola. Wdrapujemy się najpierw uroczymi uliczkami miasteczka, a później równie uroczą ścieżką pod górę. Mamy na sobie rejsowe koszulki, rodacy pozdrawiają nas po imieniu (mamy na koszulkach swoje imiona), nawet zaproszenie na jakieś zakończenie sezonu dostałyśmy, ale żadna z nas nie zapamiętała na jakie
Jak na przełom września/października całkiem sporo ludzi w Hvarze. Głównie japońskich wycieczek
Ale zupełnie inaczej się zwiedza niż w miesiącach letnich.
Wracamy na dół, czas ucieka a jeszcze zakupy nas czekają.
Na dole jedna grupa idzie na zakupy, a druga, wraz ze mną, siadamy w knajpce na lodach, kawie i ciastku. Mnie w końcu w okolicznym sklepiku udaje się kupić płetwy
Siedzimy, konsumujemy, opowiadam dziewczynom o wyspie, o tym że to najbardziej słoneczna wyspa w Chorwacji, że najmniej tu opadów deszczu......a tu jak nie lunie deszcze, wiatr wieje z prędkością światłą, na wodzie pojawia się trąba wodna...armagedon jednym słowem.
W międzyczasie dociera do nas reszta grupy, czekamy na jakiś dogodny, mniej deszczowy moment żeby wrócić na jacht. Nieuchronnie zbliża się godzina kolacji, a trzeba się jeszcze odświeżyć, przebrać.
Przestaje padać, idziemy. Hvar zamienił się w rzekę.
Zanim dotarłyśmy do naszego pontony....tak, zgadliście, znowu zaczęło lać i to ze zdwojoną siło. Byłyśmy już tak mokre, że było nam wszystko obojętne. W strugach deszczu przeprawiłyśmy się najpierw w trzy (Agnieszka, Karolcia i ja) na jacht, a potem przeprawiałyśmy resztę.
O pójściu na kolację nie było już mowy. Zostaliśmy ja jachcie przy gorącej herbacie i rumie i świetnej zabawie.
Rano po deszczu, wietrze nie było śladu.
Hvar pożegnał nas piękną pogodą.