Z góry - 4.7.2014Część - pierwszaWstajemy szybko, szkoda marnować dnia na niepotrzebne "guzdranie" się
, łazienka, śniadanie i zbieramy się na plażę, na schodach spotykam Josipa, pyta z uśmiechem czy wszystko okej, w ogóle strasznie życzliwi ci Chorwaci, o co go poproszę lub spytam, słyszę : ne ma problema - słyszeliście też to
.
Drogę na plażę, naszym skrótem już dobrze znamy, więc nasza grupka idzie trochę w rozsypkę, chłopaki zasuwają do przodu, a fotograf zabezpiecza tyły. Dochodzimy do plaży i dalszą część drogi do „naszego” cypla pokonujemy chodniczkiem wzdłuż leżaków po drodze nagabywani do ich wynajmu
.
Jesteśmy, parasol wbity.
Obozowisko rozłożone i niektórzy układają się do smażenia, a reszta, reszta już siedzi po szyję w wodzie albo i głębiej
.
Naszą uwagę przykuwa wkrótce takie cuś latające wysoko, patrzymy chwilę w milczeniu.
Może też spróbujmy, rzuca pomysł małżonka
. W myśl przysłowia, kuj żelazo póki gorące, opuszczam smażąco - kąpiące się towarzystwo i idę w stronę promenady wzdłuż portu, chwilę przeglądam oferty spadochroniarzy i dochodzę do wniosku, że ceny w zasadzie nie różnią się zbytnio, a tam, lepiej wybiorę który spadochron ładniejszy, dobiłem targu, jeszcze zaliczka i wracam do moich plażowiczów. Czas do obiadu leci szybko, wracamy na kwaterę, na obiad zostawiając parasol i ręczniki na plaży
( zauważyliśmy, że większość plażujących cały dzień tak robi )
.
Czas startu mamy wyznaczony na godzinę 14-stą, więc po obiedzie, zabieramy co mamy zabierać i do portu.
Dotarliśmy przed przed czasem panowie już na nas czekają, nie widać innych klientów, no to wsiadamy, cała motorówka dla nas.
Motorówka odbija od nabrzeża i wypływa z portu, mamy mnóstwo miejsca płyniemy jako jedyni klienci.
W miarę jak oddalamy się od brzegu, Baska Voda ukazuje nam się w nowej odsłonie
, ale właśnie zwalniamy, co w połączeniu z krzątaniną obsługi, wskazuje, że za chwilę będziemy startować.
Jeszcze przez chwilę rozkładają spadochron i już przechodzimy na dziób gdzie panowie podwieszają nas do takiej wiszącej uprzęży. Pytam jeszcze, czy mają zamiar zamoczyć nas przy ściąganiu ( widziałem jak niektórzy zniżali spadochrony tak nisko nad wodę, aż ludzie robili ciap do wody i znowu ich podrywali do góry).
Twierdzą chłopaki, że nie
, ale coś uśmieszki im latają, pokazuję kamerę z pytającym spojrzeniem – na własne ryzyko, mówią i wzruszają ramionami.
Nie ma czasu na dalszą dyskusję, spadochron napięty i powoli unosimy się do góry.
Najpierw mam wrażenie bardziej w poziomie, ale zaraz nabieramy wysokości.
Coraz wyżej nad morzem.
I wyżej jeszcze wyżej i..... słuchajcie Bajka przez duże B
.
Słychać tylko szum wiatru i uderzenia linek spadochronu, motorówka gdzieś w dolep przycichła. A to co widać z góry zapiera dech w piersiach
.
Żadne zdjęcia nie oddadzą wrażeń z widoku na żywo, jest przepięknie.
Teraz w pełnej krasie widać jak malowniczo jest położona Baska, kolor morza i jego odcienie z góry – jak to opisać, uwierzcie nie sposób.
Lecimy jakiś czas w stronę naszego cypla i kawałek dalej, potem zawracamy i znowu w druga stronę, troszkę może niewygodne te szelki, ale kto by tam zwracał na to uwagę.
Chciałoby się tak fruwać i fruwać, ale czujemy, że coś nas ściąga w dół.
Dziesięć minut niebiańskiej przyjemności mija i czas wrócić na dół, no i teraz chwila prawdy – żartowali czy nie z tym moczeniem
.
Trafiamy jednak, suchymi nogami n a pokład, jejciu jak ja bym chciał jeszcze raz w górę, cóż może kiedyś znowu, a tymczasem wracamy jak jaśnie państwo na pełnej szybkości, chłopaki fundują nam dodatkową atrakcję, albo tak się spieszą na przerwę
, zamiatają raz w lewo, raz w prawo wznosząc fontanny wody. Mija jednak i ta przyjemność i dobijamy do brzegu.
Adrenalina opada, czas wrócić do smażenia i sprawdzić czy mamy jeszcze ręczniki – jednak czekają. Popołudnie płynie leniwie do wieczora, jedni znów się smażą inni łowią inni po prostu się moczą i obserwują
.
Z zazdrością tylko popatrujemy w górę na kolejnych lotników
.
ciąg dalszy już niedługo...