Wyjazd - 1.7.2014Wypucowany samochód od rana chłonie w siebie, materace, płetwy, siatki do łowienia, wszystko co mamy zamiar tam zjeść, wypić, dalej lecą torby, torby, torby,
nie pomyliłem się torby w liczbie mnogiej, mamy już ułożone dosłownie wszędzie, jedziemy pierwszy raz i naprawdę, nauczeni paroletnimi wyjazdami nad nasz Bałtyk, pakujemy jak się potem okazało mnóstwo niepotrzebnych rzeczy, (teraz po wakacjach wiem że jedne klapki, parę koszulek i kąpielówki to prawie wszystko co wystarczy do szczęścia w Chorwacji, no zapomniałem o kunach), ale póki co to na tapetę wjeżdżają następne w kolejce buty, upychamy je gdzie się da, pod siedzenia, pod nogi, zgadnijcie do kogo należy większość
Żeby atrakcji nie brakowało, to wszystkie te problemy tuż przed wyjazdem - z autem, pakowanie, ŻEBY COŚ NIE ZAPOMNIEĆ, i ogólnie jak to mówią u nas na śląsku: "reisefieber", nie wpływają najlepiej na mój żołądek, w sumie patrząc na to pozytywnie przynajmniej sprawdziłem czy w łazience wszystko w porządku.
Ale ogarneliśmy w końcu wszystko, jeszcze tylko kawka z rodziną, zlecenie karmienia domowych zwierzaków, uściski i już chłopaki maszerują do naszej bryki z poduszkami pod pachą, wypełniając ostatnie wolne centymetry pojazdu. Cała załoga na pokładzie, więc przybijamy z małżonką żółwika i Hurra zaczynamy wymarzoną podróż, jest godzina gdzieś 17.40
Nawigacja już pracuje na całego, do celu mamy jakieś nędzne 1200 km
, na najbliższym orlenie, tankujemy LPG pod samiuśki korek, na wszelki wypadek lejemy tyle benzyny ile nasze auto jeszcze nie widziało.
Startujemy w kierunku granicy w Cieszynie, i .... docieramy po dwudziestu minutach, nie wspomniałem wcześniej, że mieszkamy blisko Cieszyna i w tej podróży omija nas przyjemność jazdy naszymi drogami.
Przed granicą mamy okazję przetestować wycieraczki.
Czyżbyśmy jechali nad Bałtyk.
Ale na moście granicznym jest już pogodnie, kupuję winiety czeską i austriacką.
Biję się w piersi – błąd, przepłacone, tyle czytałem o tym na forum i zamiast kupić spokojnie po drugiej stronie granicy - taniej, ach szkoda gadać nauka kosztuje.
NASZE CUDO
Przekraczamy granicę około 18-tej, cel Brno.
Dalej w drodze do Brna.
Kolejne czeskie krajobrazy.
Zapada zmierzch i powoli zbliżamy się do Mikulowa.
Blisko, coraz bliżej...
Krótki postój.
Znowu wpadka,
nie tankuję LPG (bo potem jeszcze będzie stacja) nie było, albo raczej nie zauważyłem i rachu ciachu wjeżdżamy do Austri.
Słoneczniki i wiatraki powitały nas serdecznie, stacje LPG niekoniecznie.
Taki się poeta ze mnie zrobił.
Cuś jakby Wiedeń.
Długo wypatruję sześcionogiego psa ( AGIP) Aż w końcu za Wiedniem udaje nam się dogazować naszego rumaka. Stajemy na mały postój i powolutku zbliża się północ.
ciąg dalszy już niedługo...