Łukasz no nie byłą, Głogowianką będę do końca życia, tam się urodziłam
el_guapo nic straconego, spróbujecie następnym razem , a wartooo
No to wracam do mojej Chorwacji
Postanowiliśmy pojechać do Sibenika
W domu szybki prysznic, obowiązkowa konsumpcja arbuza i w drogę. Zaparkowaliśmy na parkingu blisko Starówki .
motory były...
Żar leje się z nieba, temperatura pewnie ponad 30 st., a my maszerujemy między kamieniczkami, po wyfroterowanych posadzkach, w znajome miejsca.
Najpierw w stronę Katedry Św. Jakuba, która została "opstrykana" z każdej strony.
i plac na którym stoi też
Gdy weszliśmy do środka Borys podniósł alarm, że nie możemy tu wchodzić z aparatem i w krótkich spodenkach, oczywiście tłumaczenia nie pomogły, że nie wolno robić zdjęć i wchodzić w baaardzo krótkich spodenkach, a my mamy całkiem przyzwoitą długość, " no ale jak to? Przecież na drzwiach są naklejone zakazy, dlaczego ten Pan robi zdjęcia jak nie można? "I tak na cały głos - tak już zostało do końca pobytu w Chorwacji, przy każdym kościele było to samo porządkowy się znalazł, cholerka
Jest strasznie gorąco i kolo zaczął się domagać picia, więc ruszmy na poszukiwanie sklepu spożywczego - obraliśmy kierunek - tam nas jeszcze nie było, a może zobaczymy coś ciekawego... Widoki są dosyć interesujące.
Napoje zakupione i wracamy w stronę Katedry, żeby wspiąć się na Kastel SV Mihovil. Mijamy jeszcze kilka interesujących miejsc...
...i wspinamy się pod górę
Rozkoszujemy się pięknymi widoczkami wąskich ulic z zielonym okiennicami, wyfroterowanymi chodnikami, no tu jest po prostu pięknie W połowie drogi robimy sobie przerwę na lody, jest tu taka mała kawiarenka z ogrodem i małą fontanną i ruszmy dalej.
Przy bramie kupujemy bilety - Borys nie płaci. Maszerujemy dalej w górę i co kawałek przerwa na sesję, tak tu pięknie, podziwiamy widoki z góry, nic się nie zmieniło, jest tak samo ładnie jak rok temu, chociaż może... jest jeszcze ładniej
Spacerujemy po twierdzy, Borys w nastroju "bojowym" oczywiście (rzuca jakimiś granatami, wysadza w powietrze kładki i mostki...reeetyy - chłopak to ma wyobraźnię).
Powoli schodzimy na dół i tak się plączemy tymi wąskimi uliczkami i moglibyśmy tak bez końca...
Okazuje się, że Borys ma coś wbitego w nogę, podnosi krzyk, że to kolec jeżowca - to tylko jego zdanie , radzimy sobie z wyciągnięciem i dalej spacerujemy .
Borys jak zwykle jest mocno zainteresowany katarynkami, postanawiamy zakupić w tym roku jedną, chłopak ma sobie wybrać melodyjkę, no i robi się problem, za dużo tego wszystkiego, więc za delikatną namowa mamy wybiera "Love story"
Robimy się głodni i szukamy odpowiedniego miejsca i dzięki temu po raz kolejny przemierzamy te same uliczki. W końcu siadamy na... pizzę , restauracja nazywa się Kike i gorąco polecam wielbicielom pizzy, była pyszna. Ceny...nie najniższe (45-60k) ale tutaj to chyba standardowe i warto, bo ten smaaak
wtedy nie wiedzieliśmy, że będziemy tu jeść
Po jedzonku, ruszmy w stronę portu, po drodze jakieś lody- chłopaki to mają zdrowie , przysiadamy na ławeczce i odpoczywamy oglądając stateczki, statki, jachty... Borys wypatrzył mały plac zabaw, więc chwilę i tam zabawiamy . Postanawiamy jeszcze raz rzucić okiem na Katedrę ( w końcu wygląda teraz inaczej, bo jest już ciemno ) i przespacerować się przez stare miasto w stronę parkingu, spędziliśmy tu już sporo czasu dzisiaj, ale tak jak pisałam, Sibenik jest takim miasteczkiem, gdzie moglibyśmy się tak plątać i plątać i plątać...
gołodupiec stał tam już w zeszłym roku, pojawia sie tylko wieczorami
jego koleżanka też
Ostatnie foty i ruszmy na parking, trochę dookoła, żeby jeszcze chwilę dłużej tu pobyć. Płacimy za parking, tankujemy jeszcze na stacji w Sibeniku i jedziemy prosto do naszego domku. Dzisiaj już nie wychodzimy do miasta, jest dosyć późno i misiu jest zmęczony, za to my się tarasujemy, wcinając arbuzy i melony popijając prosek, który zakupiliśmy dzień wcześniej na starówce primostenskiej w znajomym sklepiku...