napisał(a) Aldonka » 04.08.2011 09:53
Franz, Aguha, majeczka, brokers7, Ania W, renatalato, Elizasz, Interseal, ita, CinnamonGirl, mysza73, bobemce, longtom
Witajcie, dzięki że jesteście. Napędzacie mi motor.
Wczoraj do 2 w nocy sortowałam i zmieszałam zdjęcia, zostało mi już naprawdę niewiele. Po powrocie z pracy dokończę, wrzucę na serwer...i zaczniemy
Póki co ciężko mi się oderwać od relacji na forum, praca goni, a ja czytam, czytam, często zazdraszczam
A póki co, tytułem wstępu
Chyba nic co się pod górkę zaczyna, z górki się skończyć nie może
Rajzefiber wyjazdowy nie szczególnie mnie dopadł. Maniana. Tak bym to określiła. Spokój totalny mimo tego co się działo. A działo się to, że cały wyjazd, przegotowania z nim związane, zakupy, samochód miałam na swojej głowie. Jak wiadomo okres wakacyjny dla teatru jest okresem najgorętszym więc mój mąż ciągle w rozjazdach, jak nie z jednym teatrem to z drugim, w domu pojawia się dosłownie na kilka godzin celem przepakowania się. A ja biedna staram się ogarnąć wszystko. Jako tako się udaje.
Samochód dopiero w piątek odbieram od mechanika. Przeszedł totalny przegląd. Ufam mojemu mechanikowi,który Mondzia zna odkąd go mam i wiem, że jak powie jedź spokojnie to rzeczywiście mogę jechać.
Zakupy (niewielkie, przecież w Cro mają to samo) zrobione, torby uszykowane, nic nie spakowane Przyjdzie na to czas
Jacek wraca do domu w niedzielę o 16:30. W dniu wyjazdu. Coraz ciemniej wiedzę wyjazd w dniu dzisiejszym.
No ale przynajmniej się spakowałam i Julkę oczywiście też.
Jula co rusz znosi to misia, to lalkę, to drugą bo to przecież koleżanki, tonę książek, dwie tony kolorowanek, wszystkie płyty DVD które posiada (ukradkiem robię selekcję), kredki, bańki mydlane i inne rzeczy, które nota bene nawet nie zostały wyciągnięte z torby
Około wpół do dziewiątej Jacek z Tatą znoszą ostatnie bagaże. Boję się zejść na dół i zobaczyć samochód. Wieziemy ponton z silnikiem, a z racji że popsuł się zamek w boksie tenże z nami nie jedzie.
Jak mawiają "raz kozie śmierć" idę na dół. Koszmar, znowu załadowany do granic możliwości. A musi się zmieścić jeszcze plecak Adana i sam Adan (kolega Jacka zabiera się z nami w jedną stronę)
No to w drogę, najpierw po Adana, a potem kierunek Czempiń gdzie dołączy reszta.
Mamy niezły czas...jak zwykle...powinnam się do tego przyzwyczaić
Ostatnio edytowano 04.08.2011 10:11 przez
Aldonka, łącznie edytowano 2 razy