Przeczytałam już tony relacji z Chorwacji i nie tylko i zawsze były ciekawsze, niż nie jeden przewodnik.
Byliśmy w Chorwacji już dwa razy (w tym roku planujemy raz trzeci , ale tym razem sama postanowiłam podzielić się z Wami swoją relacją, tyle, że nie z Chorwacji... (a nuż widelec ktoś to przeczyta...
Przepraszam z góry za nieskładność, łamanie regulaminu (jeżeli takie będzie) i źle wstawione zdjęcia. Proszę mnie upominać na bieżąco postaram się poprawić.
A więc moja (i małża) wyprawa do Nowego Yorku, to było spełnienie mojego życiowego marzenia. Podróż życia można powiedzieć...
Jak zwykle zaczęło się od: LECIMY potem było: wielomiesięczne planowanie, a na końcu: bezsenna noc z powodu stresu przedwyjazdowego.
Dla nas obydwojga była to pierwsza w życiu wyprawa za Wielką Wodę i kompletnie nie wiedzieliśmy jak się do niej przygotować...
Bilety lotnicze (Wwa-Kijów-NY-Kijów-Wwa) ograniczyły nasz pobyt do 10 dni, ale mam wrażenie, że moje nogi nie wytrzymałyby ani dnia dłużej... Dla ciekawych: lecieliśmy przez Kijów, bo taka trasa była najtańsza, a nasz budżet jednak ograniczony.
Niestety trasa przez Kijów łączyła się z dłuższym lotem (10h tam) plus trasa Wwa-Kijów, zatem jak wylecieliśmy o 7 bodajże rano czasu warszawskiego, to na miejscu byliśmy ok 15 czasu NY.... tyle, że w "nogach" mieliśmy 14 godzin podróży - SPORO.
W kwestii Miżnarodnych Avialinii Ukrainy - NIGDY WIĘCEJ! Nie dlatego, że leci się dłużej, ale po raz pierwszy w życiu usłyszałam na pokładzie hasło: "awaryjne lądowanie" gdzieś na wysokości Grenlandii!! Na szczęście znam rosyjski na tyle, żeby zrozumieć, że nie odpadł nam silnik, a tylko zatkały się kible, co groziło eksplozją fekaliów w załadowanym do 125 pasażerów samolocie.... W sumie, to nawet chyba wolałabym utonąć w lodowatym Atlantyku niż w fekaliach.... Anyway. Po krótkiej dyskusji pilota z personelem pokładowym oraz najbliższym lotniskiem w Kanadzie, które odmówiło przyjęcia "śmierdzącej" przesyłki na swoją płytę, padła decyzja, że lecimy dalej, ale.... wszystkie toalety nieczynne aż do uziemnienia.... Przed nami było jeszcze 3h lotu, NIEFAJNA perspektywa z punktu widzenia osoby, która z nudów piła herbatę za herbatą przez ostatnie 2h....
DZIEŃ 0
Tak więc, po 14 godzinach podróży wylądowaliśmy na lotnisku JFK. Po zakupie karty na tygodniowe przejazdy komunikacją miejską udaliśmy się do zarezerwowanego wcześniej (przez Air BnB) miejsca pobytu na Manhattanie. Niby miało być wszędzie blisko, bo niby tylko 3 przecznice od stacji metra, tiaaaa.
Mieliśmy nadzieję, że wieczór w dzień przyjazdu przeznaczymy na chociaż krótki spacer i "przywitanie" z miastem. Jak się okazało, jet leg to podstępny "dziad", który jak tylko dotkniesz łóżka nie wypuści Cię już ze swoich szponów! Do mieszkania dotarliśmy o 17, o 17:11 położyliśmy się NA CHWILĘ na łóżkach... obudziliśmy się o 4 a.m.!!!!
DZIEŃ 1
Byliśmy totalnie wypoczęci i gotowi IŚĆ W MIASTO. Po krótkim prysznicu, postanowiliśmy o ok 6 rano wyruszyć na poszukiwania kawy.... Była niedziela. Za pierwszym rogiem już ją znaleźliśmy!
Tak więc posileni i wypoczęci wyruszyliśmy na podbój miasta, które podobno nigdy nie śpi (o czym faktycznie przyszło nam się przekonać).
Nie ukrywam, że pierwsze chwile w Nowym Yorku były dla nas, jak wizyta na planie filmu, ewentualnie serialu. Wszystko, co do tej pory widzieliśmy tylko na małym (i dużym) ekranie było w zasięgu naszego wzroku! Tony żółtych taksówek, gigantycznie szerokie ulice i wieżowce po samo niebo. Trzeba było sporo czasu, zanim otaczające nam widoki przestały wydawać się abstrakcyjne.
Pierwsze kroki skierowaliśmy w kierunku Medison Square Garden (bo jakoś tak było najbliżej naszego miejsca zamieszkania). Budynek jak budynek, ale te taksówki
Od Medison udaliśmy się wprost na Wall Street do byka, co by zapewnić sobie dobrobyt finansowy i znaleźć w końcu te miliony na ulicy! Żeby to zrobić, trzeba było go pogłaskać tu i uwdzie, co wiązało się z walką.... nie nie z bykiem z tabunem skośnookich!
Po mizianiu byka przyszedł czas na wyprawę promem na Staten Island. Wyspy się nie zwiedza, bo nie ma na niej nic ciekawego, płynie się dlatego, że prom jest darmowy (w ramach przejazdów komunikacyjnych) a "po drodze" można "oblookać" Statuę Wolności (dobrze, że jej nie trzeba "miziać", bo tłum ludzi u jej podstawy skutecznie odstraszał)
Wracając mogliśmy po raz pierwszy w pełnej krasie podziwiać panoramę Manhattanu:
W tym miejscu zrobię chwilę przerwy, bo to moja pierwsza relacja i boję się, że coś się może nie zapisać i wszystkie moje "wypociny" przepadną w czeluściach internetów.. Jakby co, to nie koniec 1 dnia, więc jeszcze wrócę...