Dzień 3, 29. czerwca, poniedziałek.
Na ten dzień mieliśmy w planach wycieczkę w góry, jednak prognozy jakie sprawdzamy poprzedniego wieczoru są mało zachęcające, a poranek i chmury widoczne nad Fogaraszami tylko je potwierdzają. Zmieniamy plany i ruszamy na wycieczkę szlakiem warownych zamków i saskich wiosek, czyli w kierunku Sighisoary boczną drogą
Według prognoz w okolicach Sighisoary ma być lepsza pogoda
Pierwszym przystankiem jest miasteczko Agnita. Nie robi na mnie zbyt dobrego wrażenia, mocno zaniedbana i w sumie nieciekawa. Parkujemy koło pieszego mostu nad rzeczką, chyba przy Rynku i przechodzimy przez most, żeby zobaczyć kościół warowny.
Niestety niewiele pozostało z otaczających kościół fortyfikacji. Sam kościół jest zamknięty a na teren otaczającego go placu wchodzimy przez dziurę w płocie. Według naszej oceny Agnitę można sobie darować podczas wędrówki szlakiem warownych kościołów...
Na koniec rzut oka na Agnitę i jedziemy dalej...
Kolejny przystanek - Iacobeni. Ta mocno zaniedbana wieś o typowej saskiej zabudowie jest niemal w całości zamieszkana przez Cyganów. Zostali oni przesiedleni tutaj w miejsce Sasów, którzy wyemigrowali w latach 70. XX wieku. Kiedy podjechaliśmy w okolice okazałego warownego kościoła, jeszcze siedząc w samochodzie przeczytałam w przewodniku (Rumunia, ExpressMap), że kiedy do wioski przyjeżdżają turyści, wybiega tłum cygańskich dzieci i zaczepia turystów. I dokładnie tak się stało. Gdy tylko wysiedliśmy otoczyła nas chmara dzieciaków. prosząc o słodycze. Za nami podjechali włoscy turyści ale widząc co się dzieje, zawrócili
Nas to nie zraziło. Siedząca przed domem obok starsza cyganka zapytała, czy chcemy obejrzeć kościół, na migi pokazała, że trzeba mieć klucz, a jedna dziewczynka pokazała, że jest tam pies i może ugryźć. Potwierdziliśmy, że chcemy obejrzeć kościół, dzieciaki po kogoś pobiegły, a my zaczęliśmy podchodzić do położonego w górce kościoła. Oczywiście dzieciaki poszły z nami, prosząc o słodycze. Ale nie tylko. Dziewczynki, śmielsze niż chłopcy, pytały skąd jesteśmy i jak ma na imię nasza córeczka, same też się przedstawiały. Nie była to nieprzyjemna czy niebezpieczna sytuacja, dzieciaki w sumie były całkiem sympatyczne. Kiedy podeszliśmy pod bramę, okazało się, że za nią faktycznie jest pies. Całość jest zamknięta i widać, że są prowadzone jakieś prace remontowe czy zabezpieczające. Choć aktualnie nic się nie działo.
Zjawił się pan z kluczem, poprowadził nas bokiem, do innego wejścia, tak żeby ominąć teren na którym był pies. Dzieciaki zostały za furtką, a my poszliśmy z mężczyzną i jego dwoma córeczkami.
Obchodzimy kościół dookoła a następnie oglądamy w środku.
Na koniec pan mówi coś do córek, po czym znikają na chwilę i wracają z malutką sarenką. Pan tłumaczy, że są dwie, Hani wystarczy jedna
Zanim opuszczamy teren kościoła Łukasz daje Cyganowi 10lei za fatygę, on sam o nic się nie upominał.
Widok na Iacobeni spod kościoła:
Wsiadając do samochodu, dajemy dzieciakom dużą paczkę żelek. Są bardzo zadowolone i dzielą się nimi sprawiedliwie
Było to jedyne miejsce podczas naszej podróży po Rumunii, w którym zetknęliśmy się z taka ilością Cyganów i kiedy dzieciaki tak nas otoczyły. Choć w całej Transylwanii Cyganów było bardzo dużo, nawet w Carcie po sąsiedzku mieszkali Cyganie. Jednak poza uśmiechem i skinieniem głową w żaden sposób na nas nie reagowali.
Tutaj było inaczej, nie było to jednak niemiłe doświadczenie, dzieciaki nie były zbyt nachalne, męczące. Nawet cieszę się, że trafiliśmy do takiej wioski.
Jedziemy dalej mijając kolejne wioski o typowej dla tego regionu, saskiej zabudowie. W wielu z nich widzimy lepiej lub gorzej zachowane warowne kościoły...
Kolejnym warownym kościołem, który chcieliśmy zobaczyć jest Apold. Kościół znajduje się przy głównej drodze, wygląda na odnowiony, niestety jest zamknięty. Tabliczka informuje, że można go zwiedzać codziennie poza poniedziałkiem, a my mamy własnie poniedziałek... Robimy więc jedynie zdjęcie z drogi i jedziemy dalej do Sighisoary.
cdn...