Dzień 10, 6. lipca, poniedziałek.
Rano staramy się dość szybko ogarnąć, co nie zawsze jest takie łatwe...
Mimo wszystko nie jest źle, koło 8:15 udaje nam się wyjechać. Kierunek Przełęcz Przysłop. Pierwszą część drogi znamy, jest dobra, kiedy zjeżdżamy z głównej drogę w kierunku przełęczy i Borsy jest gorzej, ale jak się później okaże jeszcze całkiem nieźle. Mniej więcej kiedy kończy się miejscowość Ciocanetsti jako taka droga też się kończy i zaczyna się masakra... Jedziemy w zawrotnym tempie, starając się ominąć jak najwięcej dziur. Jakoś nie mam zdjęć z tej drogi...
W końcu dojeżdżamy na przełęcz, zajęło nam to ponad 1,5 godziny od wyjazdu z kempingu...
Przełęcz Prislop (1416m n.p.m.) uważana jest za granicę pomiędzy Bukowiną a Maramureszem, jest też dobrym miejscem na wyjście w góry. Można stąd zrobić sobie wycieczkę w g. Rodniańskie lub położone pod drugiej stronie doliny, Marmarosze. I my na pierwszą wycieczkę podczas pobytu na Bukowinie wybieramy Marmarosze. Wcześniej mieliśmy zamiar jeszcze tu wrócić dwa dni później i iść w g. Rodniańskie, jednak fatalna droga nas zniechęciła i na kolejną wycieczkę poszukaliśmy gór gdzieś bliżej. Z tym nie było problemu, bo tu góry są wszędzie
Na przełęczy.
Widok na drugą stronę:
Zapraszam na wycieczkę po g. Marmaroskich z widokiem na g. Rodniańskie
Wędrowaliśmy drogą prowadzącą do granicy z Ukrainą (kiedyś w tym miejscu była granica między Polską a Rumunią i najdalej na południe wysunięty punkt II Rzeczypospolitej), następnie skręciliśmy w stronę szczytu Cearcanul 1847m n.p.m., niestety do szczytu nie doszliśmy, było dość gorąco i Hanka miała dosyć, zabrakło nam może 45min. wędrówki do szczytu (około 100 m przewyższenia) ale i tak było pięknie
Przełęcz Przysłop zostaje za nami.
Z przełęczy, w kierunku w którym mamy iść, prowadzą dwie gruntowe drogi, wybieramy tą po prawej. Po jakiś 5 min. zaczynamy mieć wątpliwość czy dobrze wybraliśmy, po kolejnych pięciu jesteśmy niema pewni, że wybraliśmy źle. Na szczęście nie musimy zawracać i przez łąki przechodzimy do właściwej drogi.
Tą drogą w dole powinniśmy iść...
Tam widać nasz cel, Cearcanul 1847m n.p.m.
Jeszcze na złej drodze...
Na szczęście spotkaliśmy tylko jedną taką ekipę...
Idziemy do właściwej drogi
I już na właściwej drodze.
Pierwszy odpoczynek.
Najmłodsza ma kryzys, oświadcza mi nawet z wyrzutem, że ma najgorsze wakacje z całego przedszkola i nikt inny nie pojechał w góry
Na szczęście kryzys został dość szybko przezwyciężony, a Hania mówił potem, że żartowała...
Po drodze mijamy całkiem spore gospodarstwo.
Odpoczynek po raz drugi, widokiem na G. Rodniańskie.
Nasz cel coraz bliżej ale już wiemy, że tam nie dotrzemy. Jest bardzo gorąco i Hania coraz bardziej marudzi... Stwierdziliśmy, że nie ma sensu jej męczyć...
Odbijamy jednak z głównej szutrówki w stronę szczytu, wchodzimy na pierwszy wierzchołek, z mapy wynika, że był to Vf. Cornu Nedil, 1771m n.p.m. i robimy sobie przerwę. Wędrówka tutaj (tempo 5-latki i dwa krótkie postoje) zajęła nam prawie 2,5 godziny.
Mikołaj już zdecydowanie zarażony górską pasją
Choć nie weszliśmy na Cearcanul widoki i tak są piękne
Rodzinna fotka być musi
Wracamy na przełęcz tą samą drogą.
Wycieczka zajęła nam w sumie ok. 5 godziny. Maż jakoś przeżył fakt, że nie dotarliśmy do celu
Mnie się bardzo podobało, może lepiej wędruje się bardziej górską ścieżką niż taką szeroką drogą, jednak piękne widoki i niemal całkowity brak turystów rekompensował ta niedogodność
Żałuję, że nie będziemy mogli wybrać się w Rodniańskie... jednak powrót na kemping utwierdza nas w przekonaniu, że nie chcemy tą drogą jechać więcej, niż to konieczne... a i jeszcze raz będziemy musieli jadąc do domu..
cdn...