Dzięki Piotrze za uzupełnienie relacji. Właśnie takich zdjęć mi brakowało. Super!
DZIEŃ 2 – 1 .07.2020 c.d. Przed nami ostatni etap podróży do Omiša. Wracamy na autostradę.
Jest gorąco, więc pokonanie tunelu Sv. Rok nie powoduje znaczącej zmiany temperatury. Ale ja czekam na ten zachwycający krajobraz.
A zaraz potem widok na wodę.
Wszystkie nerwy z ostatnich tygodni w pracy odchodzą w niepamięć i ustępują kompletnemu rozanieleniu
. Zwłaszcza po zjeździe z autostrady.
Jest przepięknie. Turlamy się po serpentynach aż do Omiša.
Przed samym wyjazdem uświadomiłam męża jak wygląda droga do naszego apartamentu na ulicy Put Borka
. I wiemy już co nas zaraz czeka – ostre zakręty na wąskiej drodze.
Docieramy do dwóch podobnych budynków (biało-szary i biało -zielony). W którymś z nich ma być nasz apartament. Nikogo nie ma
. Chwilę stoimy. Wysyłam maila i dostaję numer telefonu. Dzwonimy i okazuje się, że mamy iść do biało - szarego i że drzwi do pokoju są otwarte. Właściciel, Ivan przyjdzie do nas za godzinę. Przez ten czas udaje nam się trochę rozpakować, a ja próbuję na jednej nodze odgrzać gotowce do jedzenia.
Wpada Ivan, załatwiamy formalności i przez chwilę rozmawiamy. To znaczy mąż z nim rozmawia, bo ja to na żywo i na poczekaniu niewiele po angielsku powiem. Po polsku zresztą też nie
.
Nastał wczesny wieczór, jesteśmy zmęczeni, ale spaceru po okolicy nie podarujemy. Z Put Borka do starówki jest bardzo blisko. Ale ją zobaczymy za chwilę. Chciałabym zobaczyć wszystko naraz...
To może chociaż morze zobaczymy.
Mamy stąd piękny widok na naszą kwaterę i na góry.
Uliczki starówki sprytnie prowadzą do wejścia na twierdzę Mirabela.
Słońce już dawno nie praży więc damy dziś radę tam wejść.
Cena wejścia od tamtego roku podwoiła się do 30 kun, ale dostaliśmy rabat na młodego i zapłaciliśmy za nas 100 kun.
Wchodzimy.
Upiorne schodki pod koniec niepokoją mnie ze względu na buty syna. Przywiązał się do rozpadających się szmaciaków i uparcie będzie w nich występował przez cały wyjazd.
Z góry widać nawet co dzieje się u mieszkańców
.
Miałam trochę nadzieję na widoki nocne, ale jest początek lipca i dzień jest bardzo długi.
Schodzimy dość długo. Po drodze robimy sobie głupie zdjęcia
, ale że jednak już się ściemnia, to nie wyszły najlepiej.
I już na dole.
Po powrocie siedzimy jeszcze na balkonie, o dziwo w towarzystwie dzieci, którym udzielił się rodzinny nastrój
.