DZIEŃ 2
Godz. 6
Spokojny poranek w Oekotelu. Za oknem nic ciekawego - wysuszone pole kukurydzy. Na śniadanku spotykamy sporą grupkę polaków. Jedzonko naprawdę dobre, sporo wędlin, serów, świeżutkie bułki.
Godz. 7
Spakowani w aucie ustawiamy w nawigacji kierunek Jeziora Plitvickie. Oczywiście Słowenię mamy zamiar przejechać bez winietki, tak więc lecimy bokiem (Mureck --> Lenart --> Ptuj). Po drodzę było widać dwóch rodaków, więc trasa bardzo popularna
Godz. 9
Spokojnie o wczesnej porze dojeżdzamy do granicy z Cro.
Delikatna kolejeczka. Czekamy 3 minutki...
Mamy ze soba dowody. Moja małżonka dodatkowo paszport (w razie potrzeby).
Podchodzi celnik...
ogląda dowody tożsamości i zaczyna dziwnie kiwać głową.
w końcu mówi coś brzmiącego po słowiańsku "pani jedzie, Pan nie".
hmm... o co mu kurde chodzi?
Celnik: "Ty musisz mieć paszport"
(przecież moja Bożena też paszportu nie pokazywała, tylko dowód okazała)
Ja: "Dlaczego? Dowód wystarczy przecież"
Celnik: "Pani może, Pan nie"
Ja: "Jaka jest różnica między moim dowodem a mojej żony"
Celnik: "PANA DOWÓD SKOŃCZYŁ WAŻNOŚĆ W LUTYM 2011 !! "
o ja pier......
Zjechaliśmy na prawy bok, poczekaliśmy jakies 5 minut na celnika/policjanta. Wyszedłem z nim spisać protokół i...
.... "please go back".
Zawrócilismy do Słoweni... pierwsza stacja benzynowa - pocisnęło mnie do ToiToi
nie musze mówić jak zona wkurzona i jakie kazania zaczęła mi prawić. W sumie to sie dziwię, że od lutego nikt mi o tym nie mówił, a w końcu tyle spraw ślubnych.kościelnych/urzędowych załatwiałem.
No nic..
... w schowku mam przewodnik o Cro, wydawnictwa "bezdroża". Jest tam numer do ambasady polskiej w Słowenii. Co sie okazuję - numer i adres jest juz nieaktualny (nowa placówka mieści się gdzie indziej od 5 lat ;]).
Na stacji benzynowej miła Pani pomaga mi znaleźć w internecie poprawny numer do ambasady w Lublanie. W słuchawce miła Pani:
"Nie ma problemu! Wystawimy paszport tymczasowy w ciągu 15 minut. Prosze przyjechać do Lublany. to zaledwie 150km autostradą"
Od razu poczułem lekką ulgę. Niestety mój plan "bez opłat w Słowenii" legł w gruzach, więc dokupiłem winietkę i po chwili lecieliśmy już autostrada do stolicy.
Na miejscu bardzo upalnie. Po drodze wskoczyłem to lokalnego fotografa po zdjęcia (czekałem 15 minut)... i już bezpośrednio do ambasady.
W ambasadzie wypisałem wniosek, dołączyłem zdjęcia. Nie minęło 15 minut - "proszę, Pana paszport tymczasowy na jeden miesiąc. należy się 39 euro". Uradowani pospacerowaliśmy troszkę po Lublanie zatrzymując się na dobrej włoskiej pizzy. Nasze poczucie głodu troszkę zaszalało i były problemy aby wcisnąć pizze jumbo. Nie spieszyło się nam tak bardzo bo i tak nie byłoby już czasu aby tego samego dnia zwiedzić Plitvice. Na tej akcji z paszportem straciliśmy 11 godzin.
Z Lublany do Cro skróciliśmy już sobie drogę, kierując się na Novo Mesto w Słowenii. Później górzysta dróżka i granica. Tym razem bez problemu
Przejeżdżamy przez Karlovacki browar.
Godz. 18
Dojechaliśmy do Slunj - tutaj planujemy nocleg. Wzięlismy pierwszy lepszy, w samym centrum przy bazarze, restauracji, sklepie, parkingu. Płacilismy 30eu/noc. Pokój schludny, czysty, łóżko wygodne. Niestety brak netu, który był nam potrzebny.. ale trudno. Wiem, że 30euro to nie mało jak na ten okres i w takim miejscu, ale nie chciało nam się łazić po nocy i wybierać. Problem był z dostepem do ciepłej wody, ale po odkręceniu kranu i odczekaniu 15 minut - odziwo zrobiła sie gorąca (taki dała nam instruktaż Pani wynajmująca).
Godz. 20
Zrobilismy sobie spacerek po wiosce. Pierwszy raz bylismy w markecie - pierwsze zdziwienie "ja pier.... jak tu jest drogo!". Na koniec ciężkiego dnia - browarek w knajpie. Lokalne towarzystwo juz siedzi z dwoma skrzynkami Karlovackiego miodu i z daleka na nas patrzą. Z wyglądu tzw. "mordownia", mimo to zaryzykowalismy i nie było tak źle
Po dwóch piwkach się zmyliśmy.
Dzień był ciężki więc kolejne dwa piwka już w pokoiku