DZIEŃ 8
Niestety czas pożegnać się z Cro. Plan wyjazdu obejmował jeszcze 3,4 dni więcej. Moja małżonka niestety zbyt mocno dostała w kość i zatęskniła za domem, także musiałem jej ustąpić.
Wstępnie plan powrotny podobny do tego jak przyjazd - czyli nocleg w Austrii.
Jedyne co mi nie pasowało, że do Graz było 600km, a kolejnego dnia musielibyśmy pokonać jeszcze z 1300.
UWAGA!
Teraz jest w końcu Wasz moment aby wieszać na mnie psy, obrzucać błotem.
Tak - Dokładnie - Zgadza się - Zrobiłem trasę powrotną "na raz"
Moja chciała być jak najszybciej w domu, a ja rzeczywiście nie widziałem sensu nocować tak blisko Cro.
Nowy plan był taki aby jak najszybciej dojechać do Regensburga (GER), podjechać do Reala, zakupy (niemieckie słodycze, proszki) i lecieć dalej z przerwami.
Godz. 9
Wyjazd z Vodic. Ciśniemy autostradą w kierunku Zagrzebia.
Wpadamy na te nieszczęsne przejście graniczne ze Słowenią.
Wiadomo - dreszczyk niepewności cały czas się mnie trzyma
Na szczęście tym razem nawet nie zerkali nam w paszporty.
Uradowani śmigamy dalej. Ledwo wyruszyliśmy z granicy, wyprzedziliśmy ciężarówkę ... a tu .... fuck... POLICIJA z lizakiem i suszarką - dosłownie kilometr za granicą!!
No tak... o ograniczeniu wiedziałem (do 60km/h). Niestety wyprzedzając TIRa (w dozwolonym miejscu) rozpędziłem się do 102km/h
Policjant bezwzględny cham, zero zrozumienia - kolejna z osób, która próbowała mnie nauczyć niemieckiego na siłę.
No nic... najważniejszą informację przekazał - 80 euro.
Bożenka rzuciła we mnie portfelem....
Szybko spisał papierek, wydał resztę i na pożegnanie o dziwo odezwał się po angielsku - "SLOW DOWN"... pewnie z amerykańskich filmów to wyłapał...
Po 20 minutach przestaliśmy z małżonka o tym myśleć.
Dojechaliśmy do Regensburga około 16,17... zakupy istne szaleństwo.
Godz. 20
Lecimy dalej. Według nawigacji - 999km do celu.
Po 400km jazdy zjechałem na parking - godzinka snu... i ruszamy dalej.
Autobana była w miarę pusta, ale niestety od godziny 4-tej zaatakowała gęsta mgła. W pewnych momentach bałem sie jechać szybciej niz 60km/h... dzięki czemu byłem skupiony na drodze.
Udało się dojechać do Kołbaskowa - zjazd na stację - godzinka kimania.
Zrobiło się już widno - samopoczucie tez o wiele lepsze - teraz tylko 350km przez Polskę i w domciu. Dojechaliśmy do Wejherowa o 10.30.
Łatwo można sobie policzyć, że w sumie wracaliśmy 25 i pół godziny (wliczając czas spędzony na zakupach w Realu).
Mówiąc szczerze - to mój pierwszy i ostatni taki wybryk. Nigdy już nie zaryzykuje podobny maraton za kółkiem. Nikomu nie polecam, nawet takim upartym z natury ludziom jak ja.
Na szczęście nie pamiętam aby na całej trasie doszło do nagłego hamowania, szybkich reakcji za kierownicą... ale wolałbym nie testować czasu reakcji tamtej nocy.
Po powrocie do domu mieliśmy jeszcze pół tygodnia zanim wróciliśmy do pracy. Czas nam się przydał aby porządnie odpocząć i zdać rodzinie i znajomym relację ze Ślubu/Wesela/Wakacji w Cro.