Musieliśmy gdzieś wyjechać!
Po głowie chodził nam Cres w Chorwacji od kilku lat mam tam upatrzone miejsce ale jakoś nie udało nam się tam dotrzeć , później na czoło wysunęła się francuska Prowansja, ale ostatecznie to Malta stała się naszym celem. Jak wspomniałem wcześniej, dosyć długo czekała na swoją kolej. Prawdę mówiąc nigdy nie była w czołówce kierunków. Skoro jednak zakupiliśmy bilety, to trzeba było ogarnąć całą resztę. Na początek zakwaterowanie. Początkowo zrodził sie pomysł, żeby część pobytu, ze2 noce, spędzić na Gozo, ale ostatecznie ta idea upadła, bo to jednak tylko tydzień. Zaskakująco ograniczona była oferta noclegów tych z oceną 8+ na bookingu, nie wiem czy to dlatego, że do wyjazdu pozostało niewiele czasu, czy też dlatego, że kierunek jest tak oblegany? Ceny apartamentów wydaje mi się, że dosyć wysokie, o hotelach nie wspominając. Decydujemy się na apartament w Gzira, ok 15 min autobusem od Valletty, bo będziemy korzystać z komunikacji publicznej, a im bliżej węzła Bombi, tym łatwiejsza jest podróż autobusem w dowolną część Malty. Chcieliśmy w końcu trochę pozwiedzać i (w mniejszym stopniu) poleżeć na plaży. Podczas rezerwacji noclegu booking zaproponował w jakiejś śmiesznej cenie (coś ok 100E) małe auto na tydzień, ale że nie mam doświadczenia w jeździe po lewej stronie, a w okolicach stolicy ulice są wąskie i ruch duży, to wolałem nie ryzykować. Do zakwaterowania dorzuca jeszcze darmowy transport na miejsce, o ile zarezerwuje się go min 24godz przed zakwaterowaniem, ponieważ o tym nie wiedziałem i zwlekałem do ostatniej chwili to ten bonus nam przepadł. Poza tym wydaję się że wszystko załatwione i można lecieć Jednak, jeszcze przed wylotem nie obyło się bez pewnych komplikacji, co ostatecznie podniosło koszt całej imprezy o ok 300PLN
. Wylot z Pyrzowic przed godz. 17, po blisko 3 godzinach byliśmy na lotnisku na Malcie. Podczas lądowania przebijamy się przez gęste chmury (a miało być słonecznie i gorąco). Jednak już po wyjściu z samolotu czujemy uderzenie ciepłego powietrza, co by nie powiedzieć to jesteśmy bardziej na południe niż w afrykańskim Tunisie czy Algierze. "Tanie" linie, więc z samolotu do terminala ciśniemy z buta. Od razu kierujemy się do wyjścia, do hali przylotów. Na wprost znajduje się stanowisko transportu publicznego Tallinja, chyba było zamknięte ok 20, ale są automaty, w których zaopatrujemy się w tygodniowe karty transportowe - 25E/osobę - przejazd dowolnym autobusem po całej Malcie.
Można też wziąć taksówkę na lotnisku (jest specjalne stanowisko), ale do kwatery nie mamy daleko i bagaż tylko podręczny + jedna torba kabinowa, więc od razu zaczynamy korzystać z maltańskiej komunikacji i apki, która bardzo pomaga dostać się komunikacją w dowolne miejsce wyspy/kraju. A wyspa jest malutka, chorwacki Brać jest ponad 1,5x większy od wyspy Malta. Natomiast pod względem gęstości zaludnienia Malta jest w światowej czołówce. W okolice apartamentu docieramy ok godz. 21 dojeżdżamy z przesiadką na wspomnianym węźle Bombi (chwilę tam pokrązyliśmy nim udało nam się trafić na właściwy przystanek). Podany adres apartamentu okazuje się być skrzyżowaniem z podaną nazwą apartamentu, ale za cholere nie umieliśmy go znaleźć. Pytamy mieszkańców, nikt nic nie wie, robi się nerwowo, chyba ktoś nas wydymał. Dzwonimy do właściciela, okazuje się, że jednak apartament jest, wejście mało widoczne było, a ponieważ są to nowe mieszkania, to miejscowi jeszcze nie do końca kojarzyli miejscówkę. To jednak nie koniec "atrakcji" na ten wieczór, apartament nie jest przygotowany na nasz pobyt. Syf, używana pościel i ręczniki, o innych szczegółach pisał nie będę bo jak sobie to przypominam to czuję się zażenowany. Znowu kontakt z właścicielem + kilka przesłanych zdjęć, facet przeprasza i prosi żebyśmy poszli na godzinny spacer a on przyśle serwis sprzątający. Rzeczywiście po niedługim czasie przyjeżdża para Bośniaków, doprowadzają nasze lokum do porządku, w ramach przeprosin zostawiają wino. Od tej pory jest wszystko ok, apartament z sypialnią i salonem z aneksem, w obu pomieszczeniach klimatyzatory, dwa nieduże balkony (jeden z widokiem na pobliską budowę
), wyposażony we wszystko co potrzebne, pralka, suszarka, zmywarka, żelazko, deska do prasowania, tv, wifi, naczynia garnki szućce (w ograniczonej ilości), wszystko praktycznie nowe. Robimy jeszcze zakupy w pobliskim sklepie i możemy wreszcie zacząć nasze krótkie wakacje na Malcie.
Zdjęcie z naszego balkonu, w drugą stronę widok nie był tak "spektakularny"
. Widoczna charakterystyczna kopuła Bazyliki Matki Bożej z Góry Karmel i wieża dzwonnicy prokatedry św. Pawła
Pierwszego dnia jedziemy do Valletty, co by się trochę zorientować co, gdzie i jak.
Do przystanku mamy tzw " rzut beretem", 4 czy 5 lini na nim się zatrzymuje, większość jedzie do Valletty pod bramę wejściową do otoczonego murami miasta.
Choć to stolica, to miasteczko jest niewielkie, ale pełne uroku i poza dwoma głównymi równoległymi ulicami Triq Repubblika i Triq Merkanti gdzie jest masa turystów, nie trudno znaleźć ciche i spokojne miejsca.
Malta, a tym samym Valetta to charakterystyczne balkonologie.
Będziemy tam jeszcze kilkukrotnie więc poniżej zbiór zdjęć z kilku wizyt.
Czas ruszyć w miasto, mijamy potężne mury obronne i bramę miejską
Zaraz po lewej jest pałac Ferreira,
po prawej nowy budynek parlamentu i tuż obok ruiny budynku Opery Królewskiej - zbombardowany w czasie II wojny światowej (niestety zdjęć brak).
Mijamy Budynek biblioteki i stojący przed nim pomnik królowej Viktorii z końca XIX wieku.
Dalej, przy placu Sw Jerzego stoi pałac Wielkiego Mistrza, (mieliśmy wejść ale ostatecznie się nie udało wstęp 10E).
Odbijamy w prawo w kierunku nabrzeża.
Do portu wpływa jeden z wycieczkowców zupełnie przysłaniając nam widok na trzy miasta leżące na południowy-wschód od stolicy.
Trafiamy do dolnego ogrodu Barrakka.
Z rana niebo było przychmurzone i było duszno, z czasem słońce zaczęło przebijać się przez chmury i zrobiło gorąco, w parku mogliśmy znaleźć schronieni przed słońcem. W połowie czerwca to nie jest takie proste, bo jesteśm o wiele bliżej zwrotnika Raka, a to oznacza, że słońce przez kilka godzin w okolicy południa świeci niemal pionowo z góry, pomio wąskich uliczek i gęstej zabudowy nie ma jak się schować w ich cieniu.
Po niedługiej chwili uciakamy na obiad, żeby przy okazji schłodzić się w klimatyzowanym lokalu.
Valletta to też kościoły
W kolejnym odcinku będzie ten najważiejszy.