Najlepsze było przed nami, czyli pierwszy podjazd pod dom Iva
Na górce podjazdowej auto już ledwo zipiało, więc wyskoczyliśmy wszyscy z auta oprócz kierowcy i szliśmy w pocie czoła z buta, przy okazji patrząc, którędy prowadzi droga. Na ostatnim zakręcie auto zgasło i ujechało lekko w dół, na szczęście hamulec ręczny dał radę i auto jakoś doczłapało na górkę i zaparkowaliśmy obok słynnego już krzaczka rozmarynu. Byliśmy wykończeni psychicznie i fizycznie po 13-godzinnej jeździe z noclegu austriackiego. Na powitanie wyszedł nam Ivo, zapraszając na powitalnego kielicha ku pokrzepieniu naszych przerażonych min
Męskie grono raczyło się rakiją, my winkiem, a dzieci lodami
Pierwsze emocje opadły i wróciły nam humorki, a bagaże wypakowywaliśmy już na lekkim rauszu
Jako, że był to już późny wieczór, to już tego dnia odpuściliśmy dalsze wojaże. Auto na szczęście po pierwszej nocce rano ożyło i już do końca pobytu spisywało się bez zarzutu
W ciągu naszego pobytu wszystkiego było po trochu - i zwiedzania i plażowania. Był to nasz czwarty wyjazd do Chorwacji, więc wiedzieliśmy, jak znaleźć już balans między plażowaniem a zwiedzaniem.
Dużą dawką inspiracji był tutejszy blog i ciągły kontakt on line ze Zbyszkiem, za co serdecznie dziękujemy po raz kolejny
Plażowaliśmy wzdłuż Jadranki, od plaży Artina zaczynając, a z każdym dniem posuwając się trochę w kierunku Makarskiej, ale większość lokalnie. Każda z plaż zachwycała nas czymś innym. Są to dzikie plaże, malownicze i kameralne, a na takich nam najbardziej zależało.
Zwiedziliśmy Omis po raz kolejny (2 lata temu zawitaliśmy w Omisiu pierwszy raz) z plażą miejską i twierdzę Mirabellę oraz Stare Miasto, byliśmy też w Breli i Tucepi ze względu na plany nurkowe męża, byliśmy na wtorkowym targu w Zadvarje, zrealizowaliśmy również moje małe marzenie, czyli wyjście w chorwackie góry - Sv. Vid.