Dzień 12Po błogim odpoczynku czas na kolejny wyjazd. Dziś pobudka wcześniej, wyjazd o 7.30. Do Medjugorie trasa przebiegła bardzo sprawnie. Na granicy z Bośnią i Hercegowiną rutynowa kontrola, zielona karta, dowód osobisty i jedziemy dalej. Przed nami doszło do trochę nerwowej sytuacji. Słowacy w Q7 "siłowali" się z celnikiem w kwestii przejazdu bez zielonej karty. Urzędnik był jednak stanowczy i nie ustąpił. Z nerwami musieli zakupić w budyneczku obok kartę z tego co zrozumiałem to wydali 30 euro ale nie wiem do końca bo byli mega wściekli:). Na szczęście my w Polsce dokument wyrobiliśmy bezpłatnie.
Do Medjugorie od granicy jest rzut beretem. Na miejscu byliśmy przed 9.00. Okazało się, że parking ku naszemu zdziwieniu był za darmo, toalety również a właściwie za "co łaska". Medjugorie to właściwie niewielka mieścina, które żyje głownie z miejsca kultu. Nic tam poza sanktuarium i miejscem objawień nie ma. Jednak liczyliśmy się z tym, jechaliśmy tam jako pielgrzymi. Z racji potężnego upału zrezygnowaliśmy z wejścia na wzgórze objawień. Warunki na to nie pozwalały ale w samym sanktuarium podczas nabożeństwa odczuliśmy "klimat: tego miejsca. Po, krótkiej chwili zadumy udaliśmy się na lokalne straganiki, sklepy. Okazało się, że ceny są dużo bardziej konkurencyjne niż w cro, nas zainteresowały głownie wyroby z kamienia, które w Chorwacji była nam troszkę za drogie.
- Kościółek w Medziugorie.
Niestety od tego momentu trasa się diametralnie zmieniła. Nie wiem czy źle skręciłem ale mieliśmy wrażenie, że jesteśmy w filmie "Wrong Turn". Zadupie ogromne, zero oznaczeń, droga miejscami na jedno auto, serpentyny i jedzie się i jedzie...masakra istna ale cóż jedziemy dalej. Same wzgórza, zero barierek na zboczach...Po męczarniach udało nam się dotrzeć do celu. Parking mieliśmy wcześniej zakodowany z forum przy Starym Moście, dosłownie dwa kroki od niego. Okazało się, że naganiacze stoją kilkadziesiąt metrów wcześniej i prowadzą na miejsce. Przy samy dojeździe była droga raczej jednokierunkowa ale kazali nam jechać i się nie martwić obiecali, że nas wyprowadzą. Cena za parking kosmiczna-100 kun my utargowaliśmy na 80 ale na szczęście za całą dobę. Za nami jechali kolejni klienci, zdziwiłem się, że ich prowadzą za nami bo miejsca już tam nie było. Jednak dla chcącego nic trudnego a w szczególności Hercegowińczyków:). Wyjęli sthila i ścieli drzewo by gościu mógł zaparkować a oni zarobić 100 kun!Nie było to byle jakie drzewko, jak na moje oko ok. z 30-40 cm średnicy
Zaraz za parkingu ukazał nam się słynny most.
- Most, zdjęcie zrobione od strony muzułmańskiej.
Robi on wrażenie, jednak temperatura dawała o sobie znaki. Legia dzień wcześniej nie wygrała na boisku Zrinjski Mostar my chyba też nie damy rady. W cieniu na termometrze słupek rtęci wskazywał ponad 40 stopni! Masakra!
- War!Pokazuje w cieniu 43 stopnie!
Największe wrażenie zrobił na nas most łączący część muzułmańską z chrześcijańska, z której skakali śmiałkowie do lodowatej wody oraz Kujundziluk, klimatyczna uliczka rzemieślnicza ze wszystkim co się da kupić. Moja uwagę skupiły pamiątki z czasów wojen- II wojny światowej oraz bałkańskiej. Niestety z racji wysokich cen na wiele nie mogłem sobie pozwolić, parę łusek dla szwagra, naszywek i Aga mówi koniec.
- Klimatyczn straganiki
Po spacerku udaliśmy się do restauracji Sadrvan serwującej regionalne dania. Ku naszemu zaskoczeniu za 30 euro nie mogliśmy sprostać zamówieniu. Chyba takich jak my było więcej bo mnóstwo kociaków kręciło się w okolicy lokalu. Na szczęście nie były nachalne:).
- Sadrvan, dobre jedzenie przy samym moście z widokiem na rzekę Neretw
Podsumowując wizytę w Mostarze to nie zrobił na nas dużego wrażenia, z pewnością miał na to wpływ w dużej mierze mega upał...
- Most widziany od dołu.Na górze panowie szykują się do skoku.
- Typowa zabudowa