W końcu znalazłem chwilę czasu aby dokończyć moje wypociny. No to lecimy .....
Rejs na Korczulę zaplanowaliśmy na piątek - jesteśmy już po kilku dniach plażowania i naszej przypalonej skórce należy się trochę odpoczynku od ultrafioletu. Stateczki na wyspę wypływają z Makarskiej i Drvenika. Po konsultacjach z Anią i Zuzą dochodzimy do wniosku, że lepszym punktem startowym będzie Drvenik, bo bliżej i poza tym z Drvenika pływa dużo szybszy statek niż te z Makarskiej ,czyli będziemy mieli więcej czasu na zwiedzanie miasta.
Wszystkie formalności zgłoszeniowo-biletowe załatwiamy w przeddzień rejsu przy piwie
w biurze
Agencji Turystycznej TravelCro
W piątek o poranku spotykamy się z Plumkiem na parkingu pod Mr.Olimpia i jedziemy jej Jeepem do Drvenika. Ale fajnie - wreszcie mogę się porozglądać na boki i nie muszę też zachowywać całkowitej abstynencji w czasie rejsu, bo Ania też po nas przyjedzie po południu.
W Drveniku czekamy na statek jakieś pól godzinki - nic to mamy czas na poranną kawkę.
Stateczek przypływa z Gradaca.My jako jedyni okrętujemy się na pokład w Drveniku, witają nas uśmiechy załogi i licznych wycieczkowiczów.Potem do uśmiechów dołącza się też powitalny baniaczek rakiji. Kto chętny dostaje też na drugą nogę. Z lekkim szumem w głowie idę z aparatem na górny pokład i zaczynam polować na widoczki.
m.in. robię ujęcia, które chyba ma każdy kto się obracał w tych okolicach
Stateczek niepozorny ,ale faktycznie zasuwa jak motorówa
Po niespełna dwóch godzinach rejsu naszym oczom ukazuje się panorama Korczuli
Korczula wita nas niesamowitym upałem, na statku bryza, wiatr łagodziły żar lejący się z nieba. Dlatego szybciutko zagłębiamy się w wąskie, zacienione uliczki miasta .
W jednej z uliczek spotykamy najsłynniejszego korczulanina. Witamy się z Markiem Polem
i biegniemy pospacerować po wybrzeżu
Trzy godziny mijają niewiadomo kiedy - musimy wracać na statek. Jak się spóźnimy będziemy wracać wpław.
Już z daleka z nabrzeża gdzie stoi nasza łajba dolatują smakowite zapachy. Nasze nosy nie kłamią - na pokładzie czeka na nas świeżutka grillowana rybka .Zasiadamy więc do obiadu.
Do obiadu soki i wino leją się szerokim strumieniem dla każdego według potrzeb. W trakcie konsumpcji odpływamy. Resztki z naszego stołu trafiają za burtę, co wzbudza wielki entuzjazm wśród okolicznego ptactwa. Zadowolone z poczęstunku mewy towarzyszą nam przez ładnych kilka mil ,oczywiście morskich.
Przed zawinięciem do Drvenika mamy jeszcze pozwolenie na pełnomorską kąpiel co poniektórzy trzeźwiejsi
wycieczkowicze skwapliwie wykorzystują.
Do Blato wracamy około osiemnastej. Szybki prysznic, kolacja i już tradycyjnie, jak co wieczór biegniemy do Mr.Olimpia na zielone piwko i nie tylko .....
Następnego ranka wstajemy niezbyt wcześnie, bo to przecież wakacje , a poza tym to wczorajsze "zielone piwko i nie tylko" w Mr.Olimpia wstawania nie ułatwia .....
Wiem,wiem - już to było ..... ale nie mogłem się powstrzymać.
Na koniec jeszcze kilka fotek z Makarskiej - miasta, przynajmniej dla mnie zbyt dużego, zbyt gwarnego, zbyt tłocznego, zbyt brudnego (gdzieniegdzie) ,dobrego jedynie do robienia zakupów.
Dawid i Goliat
1370 km drogi powrotnej dzięki chorwackim i węgierskim autostradom "połykamy" w jednym kawałku w czternaście i pół godziny. Jazda- czysta przyjemność, bez korków i nieprzyjemnych przygód.Jedyna rzecz warta odnotowania to huragan przed Sv.Rokiem i temperatura za oknem samochodu 10 st.Celsjusza,
miałem obawy, że nas zwieje z autostrady.