Poniedziałkowym rankiem wstajemy niezbyt wcześnie, bo to przecież wakacje , a poza tym to wczorajsze "zielone piwko i nie tylko" w Mr.Olimpia wstawania nie ułatwia. Po przetarciu oczek wychodzę na taras i muszę je przetrzeć jeszcze raz, bo nie widzę zostawionego wczoraj przed drzwiami materaca i plażowego ręcznika .Pewnie w nocy mocno wiało- myślę- i idę dookoła domu w poszukiwaniu zguby.Okazuje się,że nie zwiało tylko ukradło
Złodziej się zbytnio nie wzbogacił, bo wartość łupu to ok.30 PLN .Ale Misiek ma łzy w oczach, bo to był jego ulubiony ręcznik z nadrukowaną bardzo sympatyczną czarną panterą ( trochę przypominającą naszego domowego kota
).
Po śniadaniu idziemy na plażę.Cieplutka , krystalicznie czysta woda,bezchmurne niebo , piękne widoki poprawiają nam humory i szybko zapominamy o porannych stresach.
Na plaży ludzi niedużo
Za to prawie sami Czesi. Co chwilę rozbrzmiewa ich wesoły język:" ahoj ,maminku,tatinku podiwiej se,pozor,kopej nozkami a bedes plawał" itd. itp. Zresztą jak potem się okazało Czesi opanowali całe Blato, byli wszędzie - na plaży,na kampingu,w lesie,w barach,restauracjach, tak że po kilku dniach obcowania z wszechobecną czeską mową co rano witaliśmy się gromkim - ahoj.
Słoneczko przyjemnie smaży,moja rodzinka wystawia białe ciała w kierunku ultrafioletu
a ja jako, że niezbyt lubię leżenie plackiem na plaży biorę aparat i idę na rozpoznanie terenu.
Burczące brzuszki gdzieś koło 14:00 wyganiają nas z plaży.Robimy szybki obiadek
a po obiadku obowiązkowa sjesta. Nasze mózgi nie funkcjonują zbyt sprawnie - wszak cała krew spłynęła do jelit.
Wypoczęci, popołudniową porą biegniemy znowu na plażę i znowu opalanie, kąpiele, lody, piwko w przyplażowych kafejkach
Wczesnym wieczorkiem idziemy znowu do ostoi polskości, jaką wśród czeskiego potopu jest niewątpliwie Mr.Olimpia , na nocne Polaków rozmowy, zielone piwko i nie tylko ......
Następnego ranka wstajemy niezbyt wcześnie, bo to przecież wakacje , a poza tym to wczorajsze "zielone piwko i nie tylko" w Mr.Olimpia wstawania nie ułatwia....
I gdyby nie to, że materac i ręcznik ukradło nam tylko raz, a pobyt w Blato urozmaicony mieliśmy wycieczką na Korczulę i wypadem do Makarskiej, to mogliśmy mieć wrażenie, że bierzemy udział w jakiejś nowej wersji
Dnia świstaka - tak jeden dzień był podobny do drugiego.
A o Korczuli i Makarskiej następnym razem.