Szybkie jedzonko, odświeżająca kąpiel i ruszamy na miasto
Orebić bardzo przypadł nam do gustu, dużo zieleni i kwiatów, jest gdzie pospacerować. Wieczorami robiło się trochę tłoczno i rewia mody rodem z taniej opery mydlanej nie do końca nam odpowiadała, ale dało się też bardziej ustronne miejsca znaleźć.
I mieszkańcy bardzo sympatyczni, ten prawdopodobnie miał Tom na imię, ale rozmowny raczej nie był
Celem naszym była oczywiście Oaza. Lody pyszne, obsługa miła i rozmowna (chciałam zabłysnąć swoim zaawansowanym chorwackim, ale bracia tylko po polsku chcieli gadać). Bywaliśmy tam codziennie, braliśmy za każdym razem inne smaki, ale i tak chyba wszystkich nie spróbowaliśmy.
Z rozpędu ruszyliśmy w kierunku klasztoru. Nie myślałam, że podejście będzie tak męczące, zwłaszcza że byliśmy świeżo po podróży... Na dodatek zapomnieliśmy o wodzie, więc na górze długo dochodziłam do siebie. Widoki niczego sobie były
Pierwszą czynnością po powrocie do centrum było zimne grejpfrutowe Ožujsko wypite nieopodal sklepu pod drzewkiem