Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj! [Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Popołudniami chodziliśmy pograć w koszykówkę. No, może pograć - to za dużo powiedziane.
Grał nasz młodszy syn, zapalony koszykarz, który jakimś cudem przy pakowaniu upchał w bagażniku piłkę do kosza.
My z mężem czasami "podglądaliśmy"te jego rozgrywki:
Gdy graczy nie było zbyt wielu, włączaliśmy się do gry:
Jak widać typowo koszykarski strój sprawiał, że inni współgracze podchodzili do tego zawodnika z dystansem i mógł kozłowac pilką, ile wlezie
Mecze nieraz przeciągały się do późnego wieczora
Potem jeszcze wieczorne kąpiele w Jadranie i nocne spacerki....
Muszę przyznać, że to "basketowanie" nie odpuściło mnie do dziś i dość często idziemy sobie porzucać z dystansu...
Do wielu rzeczy, które w Chorwacji mi się podobały, a które odbierałam zupełnie inaczej niż w Polsce, muszę zaliczyć kolorowe drinki przyrządzane w efektowny i niezwykle smakowity sposób.
Jako, że zwolenniczką drinków raczej nie jestem (nigdy nie wiadomo, co może się szklance znaleźć), trudno było mnie na spróbowanie namówić.
Ale w końcu uległam pokusie.....
Nie żałowałam, bo smak niezapomniany, a - co najważniejsze - bardzo delikatne działanie...podejrzewałam nawet, że nie było w nich alkoholu w ogóle (albo mnie ta Chorwacja tak odmieniła, że nie czułam )
W tym naszym małym Raju na Ziemi zmianie uległa też moja rodzicielska czujność i ja, matka - Polka z żelaznymi zasadami wychowania , pozwoliłam nawet mojej niepełnoletniej młodzieży takiego kolorowego drinka, na moich własnych oczach , wypić.
O Matko Święto! Ale mi te drinki wieglachne wyszły....No tak, trochę techniki i już się gubię
Im bliżej było wyjazdu, tym częściej serducho cichutko sobie płakało, że to już tylko dzień, noc, parę godzin, chwila...
Dzień, w którym żegnaliśmy Chorwację, było bardzo nerwowy. Przy pakowaniu warczeliśmy wszyscy na siebie bez żadnego powodu. Nagle okazało się, że toboły nie mieszczą się w bagażniku, a przecież co nieco z nich ubyło (chociażby woda, której mieliśmy trochę ze sobą, troszkę zapasów żywieniowych, środki do i po opalaniu).
Ja, nie wiedzieć czemu, uparłam się, że wszystko, co się nie mieści, będę trzymała na kolanach i zapakowałam się do auta dzierżąc to wszystko przed sobą. Zapowiedziałam stanowczo, że już się z miejsca nie ruszę, czym doprowadziłam męża prawie do furii, a to naprawdę niespotykanie spokojny człowiek.
I tak, z półtoragodzinnym opóźnieniem (czego akurat nie żałowałam, bo zawsze mogłam jeszcze zerknąć tu i ówdzie), wyruszyliśmy w...szarą rzeczywistość
W drodze powrotnej przeżyliśmy dwa szoki:
1. W Austrii - szok termiczny, gdyż termometr pokazywał tylko 12 stopni (przydały się ciepłe bluzy, oj, przydały, a i skarpetki wróciły do łask)
2. W Polsce - szok drogowy (po przekroczeniu granicy miałam wrażenie, że jedziemy polną drogą).
Oczami wyobraźni wciąż jednak widziałam:
Podsumowanie Doskonale zdaję sobie sprawę, że tegoroczny pobyt w Chorwacji pozwolił nam poznać jedynie niewielką cząstkę tego cudownego kraju. Jest mnóstwo miejsc, w których chciałabym się kiedyś znaleźć. (Najbardziej nie mogę sobie wybaczyć, że zabrakło mi odwagi na górę św. Jerzego, choć była w planach).
Jednak to, co dane było mi poznać, wywarło na mnie ogromne wrażenie.
Klimat, cudowne krajobrazy, ludzie, których spotkałam (nie mam nawet żalu do pana, który na przywitanie "wpuścił nas w maliny", bo w końcu to też jakaś przygoda) - wszystko złożyło się na mój własny obraz CRO, być może wyidealizowany, ale taki właśnie dla mnie jest.
Kończąc relację dziękuję za cenne wskazówki i rady, jakie zamieszczacie na tym forum. Jestem przekonana, że w dużej mierze przyczyniły się do naszego bardzo udanego pierwszego pobytu.
Dzisiaj o Chorwacji przypominają zdjęcia, płyta, którą kupiłam od miejscowego muzyka Nino, a który grał co wieczór na plaży w sympatycznej kafejce 5th Element, i osiołek - symbol Dalmacji, co go wypatrzyłam na którymś z "przyplażowych" kramików. Już gdzieś zamieściłam jego zdjęcie, ale powtórzę, bo może komuś poprawi humorek?
Osioł "jarzy michę" nieustannie. Ja, wspominając CRO, cieszę się razem z nim.
I już wrzucam 5- złotówki do puszki, żeby mieć za co kupić:
Dzięki serdecznie wszystkim i każdemu z osobna za miłe słowa i wspólne "przebrnięcie" przez relację.
Starałam się opisać swój zachwyt Chorwacją w taki sposób, by innych tym zachwytem nie zanudzić, co nie było wcale takie łatwe
Presik:
Nie mam niestety namiaru na kwaterę, bo wybór był w ciemno. Ale to głowna ulica Baski Vody (ob. sv. Nikola), dom przy lodziarni Hajduk.
Do JacYamaha:
Te zielono-niebieskie drinki to Pina Colada, a żółto-czerwony miał w nazwie coś ze słońcem na plaży (ale wszystkie miały w składzie malibu i sok ananasowy).
Januszu, dla Ciebie podziękowania specjalne za piosenkę. Wzruszyłam sie po prostu i łezka w oku się zakręciła...