27 stycznia (piątek): Planai, Hauser Kaibling i Hochwurzen (część pierwsza)Jedziemy na ostatnie nartowanie na tym wyjeździe:
Pogoda nudna, widoki takie same
:
Mijamy pierwszą z czterech górek - Reiteralm, która słynie z 4 czarnych tras nazwanych Black Quartett:
Tam jednak już nie zdążymy dojechać. Będziemy ponownie (tak jak w poniedziałek) szusować na Planai i Hauser Kaibling, zwiedzimy też trochę Hochwurzen.
Dla przypomnienia - mapka tras:
I już jesteśmy na słonecznych stokach Planai:
Nie robimy dziś zbyt wielu zdjęć w tych samych miejscach co poprzednio, więc z tego poranka nie mam fotek (był sztruksik, trzeba było jeździć.) Trochę więcej jest z Hausa, do którego wkrótce docieramy:
Betonowe ustrojstwo na szczycie to znak, że jesteśmy w ośrodku Hauser Kaibling:
Tym razem udaje mi się
sfocić daniele (które mają zagrodę przy dolnej stacji jednej z kanap) z większym zoomem:
Leżą w tym samym miejscu, co poprzednio. Trudno oczekiwać od nich, że będą pozować narciarzom tuż pod kanapą
Chyba musielibyśmy się załapać na porę karmienia; wtedy może zobaczylibyśmy je z bliska...
Naszym ulubionym miejscem (chyba przy drugiej wizycie mogę już tak powiedzieć
) w Hausie jest trasa nr 8 przy kanapie Alm 6er:
Również ze względu na widoki:
Trafiamy tu do sympatycznej knajpki u Harry'ego:
Tosty i małe piwko to jest to, co na nartach lubimy najbardziej:
Smaczne, stosunkowo niedrogie, a nie jest się przejedzonym. W czasie szusowania nie lubię dużo jeść, bo potem źle mi się jeździ. Tak samo jest z piwem - małe w zupełności wystarczy, żeby zachować trzeźwy umysł i refleks
Wystawiamy blade twarze do słońca, chociaż na chwilę:
Muszę przyznać, że jak na tak słoneczne dni, bardzo słabo się opaliliśmy, ale też nie siedzieliśmy długo w knajpach, tylko przede wszystkim jeździliśmy
Zresztą styczniowe słońce jeszcze słabo opala
Wracamy do Planai i postanawiamy się przeprawić na trzecią górkę, która jest również częścią ośrodka Planai, a zwie się Hochwurzen. Najpierw myślałam, że nazywa się Hochwursten i będziemy jeździć na Wysokich Kiełbasach
Tak już nam zostało i mówiliśmy na tę górę Wysokie Kiełbasy albo po prostu Kiełbasy
Przeprawienie się na "Kiełbasy" jest dosyć czasochłonne. Nie można zjechać na sam dół na nartach, na przeszkodzie staje rzeczka
Można więc zjechać czarną trasą do pośredniej stacji gondolki albo jechać gondolką z samej góry. My zgodnie stwierdzamy, że dzisiaj boli nas już wszystko, co może boleć na nartach
i na wszelki wypadek, asekuracyjnie, odpuszczamy tego ostatniego dnia czarne trasy.
Jak widzimy, jadąc gondolką, ta jest czarna tylko z nazwy, w dodatku można ją częściowo objechać niebieską:
No dobra, w tym miejscu jest chyba bardzo twardo i niezbyt przyjemnie:
Ostatni odcinek zjazdu gondolką:
i widok na Schladming:
Całkiem fajnie się prezentuje. Postanawiam sobie, że po skończonej jeździe muszę wyciągnąć męża na spacer po miasteczku
Z gondolki przesiadamy się na bardzo powolne krzesło, z którego, na szczęście, można podziwiać piękne widoki. Dachstein mamy tu chyba najbliżej z dotychczas przez nas odwiedzonych ośrodków:
Jedziemy nad fajnie położoną osadą Rohrmoos:
Można tu mieszkać niemal przy samej trasie.
Potem wsiadamy na trochę szybszą
kanapę:
i dalej podziwiamy Rohrmoos:
Ostatnim etapem podróży jest nowa dziesięcioosobowa gondolka:
I już na szczycie Hochwurzen, z widokiem na gondolkę, Dachstein i Schaldming w dole:
Trochę czasu zajął nam dojazd tutaj. Teraz pora poznać trasy Wysokich Kiełbas
, ale o tym już w następnym odcinku