Około 1/4 ludności Austrii mieszka we Wiedniu – stolicy kraju. Jest to głównie spowodowane górzystym, alpejskim krajobrazem. Wodospad Krimml jest największym europejskim wodospadem (380 metrów wysokości). Największy szmaragd na świecie jest wystawiony w Wiedniu (2860 karatów).
CROnikiCROpka napisał(a):Piękny ten ośrodek, strasznie mi się spodobała ta taśma ruchoma dla narciarzy
W tym tunelu z taśmą było bardzo gorąco, jak w szklarni - nagrzał się od słońca, a z głośników leciały niemieckie czy austriackie szlagiery (coś tam o Heimacie śpiewali)
Pięknie, cudowne widoczki Tęsknię za Alpami, a tym roku znów narty w Polsce . Jeszcze pare dni . Śniegu co prawda w tym roku nie brakuje, ale widoków, długich, szerokich tras alpejskich u nas nie ma. Oby chociaż słoneczko było.
CROnikiCROpka napisał(a):Piękny ten ośrodek, strasznie mi się spodobała ta taśma ruchoma dla narciarzy
W tym tunelu z taśmą było bardzo gorąco, jak w szklarni - nagrzał się od słońca, a z głośników leciały niemieckie czy austriackie szlagiery (coś tam o Heimacie śpiewali)
Dobrze, że nie niemieckie marsze
W sumie brzmiało to trochę podobnie
-Katka- napisał(a):Pięknie, cudowne widoczki Tęsknię za Alpami, a tym roku znów narty w Polsce . Jeszcze pare dni . Śniegu co prawda w tym roku nie brakuje, ale widoków, długich, szerokich tras alpejskich u nas nie ma. Oby chociaż słoneczko było.
Zimę w tym roku mamy z prawdziwego zdarzenia - śnieżną i mroźną Trzymam kciuki za słoneczko
Dziś wstajemy jeszcze wcześniej niż zwykle. Marzy nam sztruksik idealny...
W radiu Welle1 piosenka o imprezowaniu we wtorek :
Wszystko się zgadza, dziś wtorek A szusowanie to niezła impreza Gorzej, że ta piosenka szybko się wkręca
Jedziemy do Wagrainu:
a właściwie za Wagrain - pod stację gondolki Rote 8er:
Parking jeszcze prawie pusty, parkujemy najbliżej, jak się da
I uwaga: ta-dam!!! Jesteśmy pierwsi na bramkach :
Robimy fotę, żeby uwiarygodnić to, jakie z nas ranne ptaszki (kto by pomyślał!) i narciarscy wariaci :
Obsługa wyciągu się z nas śmieje Za chwilę rusza gondolka i wsiadamy do pierwszego wagonika
Warto było wcześnie wstać! Po to, żeby mieć taki sztruksik :
Kto jeździ na nartach, ten wie, że te pierwsze szusy na sztruksie to prawdziwa poezja Zwłaszcza, jak jest się pierwszym, "zakłada się ślad"; tak to się podobno teraz mówi w narciarskim żargonie
Pierwsza godzina jest cudowna. Ludzi prawie nie ma, wszystkie trasy dla nas :
Na którymś forum narciarskim przeczytałam określenie "pustostok". Pasuje idealnie :
Z tych emocji zapomniałabym napisać, że dziś szusujemy we Flachau. Oto mapka połączonych ośrodków: Flachau - Wagrain - Alpendorf:
Niestety, pustostoki powoli wypełniają się ludźmi i przestają być puste. Ale i tak jest cudnie:
Zjeżdżamy FISowską "jedynką", czyli trasą Pucharu Świata Hermanna Maiera.
Z samej traski nie mam zdjęć, bo skupiałam się na pędzeniu , ale tu ją trochę widać z kanapy:
W dolnych partiach ośrodkach nadal bardzo zimno:
chociaż jest już 9:30 Niektórzy dopiero wychodzą z domu, mimo że mieszkają praktycznie na stoku :
Przez pomyłkę zjeżdżamy do gondolki. Niestety, musimy parę minut odstać w kolejce, bo jest 10:00, czas przyjazdu śpiochów
Zatrzymuję się, żeby sfocić balony nad Dachsteinem:
Robi się coraz cieplej, ale nie mam czasu zdjąć kominiarki
Za dobrze mi się jeździ
Zdjęć też robię (każdego dnia) coraz mniej..., chociaż, jak mówi mój mąż, ciągle za dużo
I wiem, że na tych dzisiejszych fotkach tego nie widać, ale musicie mi uwierzyć na słowo - we Flachau nagle robi się tak gęsto na stokach, że przestaje nam się tu podobać...
Pierwsza godzina (ze względu na wczesną porę) była najwspanialsza na całym wyjeździe. Potem, niestety, było coraz gorzej. Ostatecznie ośrodek w naszych oczach nie wypadł najlepiej. Kilka kanap poustawianych na jednej górce , mało urozmaicenia, dużo ludzi...
O tym, jak te trasy wyglądają, widzieliśmy, bo nartowaliśmy we Flachau w 2013 roku; co prawda, krótko i w sypiącym śniegu, ale ja i tak wtedy wyrobiłam sobie zdanie na temat tego ośrodka. Mój mąż natomiast przekonał mnie, żeby dać mu jeszcze jedną szansę przy pięknej pogodzie. Dałam, nie żałuję, ale pierwsze wrażenie było dobre - Flachau nie jest moim ulubionym ośrodkiem, ale to właśnie tu doświadczyłam najprzyjemniejszych szusów na początku dnia
Jeszcze tylko kilka zdjęć w punkcie widokowym - przy krzyżu i symbolicznym cmentarzu:
Widok na Grafenberg (Wagrain), gdzie będziemy szusować pojutrze:
I zmykamy w stronę kanapy Top Liner, która obsługuje najwyżej położone trasy w tym rejonie, z tym, że należą już one formalnie do ośrodka Wagrain. O tym jednak napiszę w następnej odsłonie
maslinka napisał(a):jak jest się pierwszym, "zakłada się ślad"; tak to się podobno teraz mówi w narciarskim żargonie
O zakładaniu śladu słyszałem w kontekście nart biegowych , nie wiedziałem, że dotyczy to też zjazdowych.
Oczywiście bardziej dotyczy to nart biegowych, ale w środowiskach "zjazdowców" też takie określenie funkcjonuje
Nefer napisał(a):A pogodę mieliście cudną, z wielką przyjemnością zaglądam do Twojej relacji, chociaż na nartach nie jeżdżę.
tony montana napisał(a):Zazdroszczę słoneczka i pięknych widoków
Powiem szczerze - gdyby nie ta pogoda (a więc i widoki) chyba nie pisałabym relacji, bo zdaję sobie sprawę, że samo nartowanie nie interesuje dużej grupy forumowiczów
maslinka napisał(a):Kto jeździ na nartach, ten wie, że te pierwsze szusy na sztruksie to prawdziwa poezja
Zgadza się Kiedyś zachłannie wziąłem świeży sztruks i w szybkim tempie zjechałem na dół, pokonując w krótkim czasie dużą różnice wysokości. Tak mocno mnie głowa rozbolała, że musiałem sobie zrobić kilkanaście minut pauzy... To była kara za łapczywość
maslinka napisał(a):W radiu Welle1 piosenka o imprezowaniu we wtorek :
Lubię szereg niemieckojęzycznych piosenek, jednak najwyżej sobie cenię - kojarzące mi się z szalonymi czasami młodości i śpiewem przy gitarze - takie dźwięki.
maslinka napisał(a):Powiem szczerze - gdyby nie ta pogoda (a więc i widoki) chyba nie pisałabym relacji, bo zdaję sobie sprawę, że samo nartowanie nie interesuje dużej grupy forumowiczów
Zgadzam się Ja narciarzem jestem kiepskim , jeżdżę tak mniej więcej , mniej na nartach więcej na doopie Ale widoczki przednie , piękne góry
maslinka napisał(a):Kto jeździ na nartach, ten wie, że te pierwsze szusy na sztruksie to prawdziwa poezja
Zgadza się Kiedyś zachłannie wziąłem świeży sztruks i w szybkim tempie zjechałem na dół, pokonując w krótkim czasie dużą różnice wysokości. Tak mocno mnie głowa rozbolała, że musiałem sobie zrobić kilkanaście minut pauzy... To była kara za łapczywość
pozdrawiam, M
Rozumiem Cię bardzo dobrze. Ja na sztruksie też nie potrafię powiedzieć sobie stop. Tutaj uratował mnie koniec trasy i kanapa, do której zjechałam Długi zjazd, ale nie na tyle, żeby pojawiły się jakieś dolegliwości. (Byłam zdziwiona i rozczarowana, że już koniec ) Ale na takim świeżym równiutkim stoku można wziąć nawet i 10 km na raz
Franz napisał(a):Lubię szereg niemieckojęzycznych piosenek, jednak najwyżej sobie cenię - kojarzące mi się z szalonymi czasami młodości i śpiewem przy gitarze - takie dźwięki.
Bardzo ładne Gitara zawsze przywołuje miłe wspomnienia...
Rafał78 napisał(a):Ale widoczki przednie , piękne góry
Jedziemy na najwyżej położone trasy, które obsługuje czteroosobowa kanapa Top Liner z oldskulową bubliną:
Jesteśmy już formalnie w ośrodku Wagrain, na zboczach Grießenkareck. A oto i sam szczyt (1991 m) widziany z górnej stacji kanapy, a właściwie z początku czarnej trasy:
I piękna skiruta ze szczytu Grießenkareck, dla tych, którym chce się tam wspinać z nartami na plecach :
My ograniczymy się do zjazdu czarną traską, która jest całkiem przyjemna:
Trochę lansu :
Widok na knajpkę i pensjonat:
I znowu na górnej stacji Top Linera (lubię fiszajkowe zdjęcia z kamerki ):
Tym razem zjeżdżamy trasą czerwoną, która nie wiem, czy nie jest trudniejsza od czarnej, ze względu na to, że na całej długości jest bardzo wąska i ma kilka ścianek z betonowym podkładem:
Zjeżdżamy coś zjeść:
Do kompletu - knajpka widziana z kanapy:
i już z dołu, z naszego stolika:
Na niektórych drewnianych leżakach (tych w pierwszym rzędzie) są "barany" Dla niewtajemniczonych - futerka na siedzeniach przed knajpkami
Wygląda na to, że trafiliśmy w dość drogie miejsce. Nie mają pizzy, tostów, burgerów, tylko same lokalne dania serwowane na patelniach. Wygląda to (i pachnie!) bardzo ładnie, ale mogłoby zrujnować nasz budżet Dziś więc zjemy parówki , zwane tu frankfurterkami :
Do tego, oprócz musztardy, trochę startego chrzanu. Tak to tutaj serwują i jest to bardzo fajne i... orzeźwiające No i oczywiście moje ulubione austriackie piwo - Stiegl
W takich okolicznościach przyrody:
nawet parówki smakują wyjątkowo
Po lunchu zjeżdżamy jeszcze raz czarną i raz czerwoną trasą.
a później pakujemy się do wagonu:
który wywozi na w okolice górnej stacji gondolki Rote 8er, od której dzisiaj zaczynaliśmy.
Kilka razy zjeżdżamy piękną długą i urozmaiconą trasą wzdłuż tejże gondolki:
Zjeżdżając, nie robimy zdjęć, tylko rozkoszujemy się samym szusowaniem
Parking jakimś cudem nie jest pełny:
Później przenosimy się na równoległe do Rote 8er trasy obsługiwane przez gondolkę Flying Mozart. Te traski są dużo bardziej zmęczone, jest też zdecydowanie więcej ludzi, bo dochodzą narciarze, którzy przetransportowali się tutaj G-linkiem (wagonem jadącym nad centrum Wagrainu). Jeden długi zjazd i, jak dla mnie, wystarczy. Jazda w tłumie mnie nie bawi...
Przy dolnej stacji Flying Mozarta:
Jazda gondolką jest jeszcze gorsza. W wagonikach się stoi, z nartami w środku, co już jest niewygodne. W dodatku do naszej gondolki dopycha się chyba nadprogramowa liczba narciarzy. Przyciśnięta do szyby mamroczę ze złością, że nigdy więcej
Na ostatnie 2 godziny nartowania postanawiamy wrócić na szerokie trasy Flachau, gdzie ludków jest nadal dużo, ale jak to bywa, jeżdżą oni grupkami, więc momentami ma się stok tylko dla siebie Ostatnia godzina jest bardzo przyjemna, bo kończą już szkółki i nagle się wyludnia. Szalejemy prawie do oporu (brak zdjęć, co jest zrozumiałe, jak chce się wyszaleć ). Na parking zjeżdżamy dopiero o 16:30
Dziś zrobiliśmy 64 km na nartach, ale co najważniejsze (i bardziej miarodajne) 12.124 vertical meters (czyli metrów w pionie), według skiline Całkiem niezły wynik, drugi na tym wyjeździe, najlepszy będzie... jutro Wiemy, do którego ośrodka należy pojechać, żeby zrobić najwięcej kilometrów
Fajne ośrodki. Przy takiej pogodzie i trasach niewiele więcej do szczęścia potrzeba . Wielki szacun za poranne pobudki. Chyba niewielu przedstawicieli płci męskiej może liczyć na takie poświęcenie ze strony partnerek 06:00 rano . My w tym roku szusowaliśmy w Falcade we Włoszech. Słoneczko oczywiście było, ale śnieg tylko sztuczny. Widoki rewelacyjne. A tak w ogóle to mimo całego uroku wyższych gór - Alpy , Dolomity zawsze mam sentyment do naszych pięknych polskich miejscowości. Trasy krótkie i z pogodą różnie, ale można pojeździć również wieczorem na oświetlonych trasach. Zieleniec i Czarna Góra nie mają się czego wstydzić.
maslinka napisał(a):Dziś zrobiliśmy 64 km na nartach, ale co najważniejsze (i bardziej miarodajne) 12.124 vertical meters (czyli metrów w pionie)
I wyjaśniona zagadka nienagannej figury w Chorwacji
Eee tam, to chyba nie to...Nie moja zasługa, geny...
Ja poza tym, że uwielbiam jeździć na nartach, jestem leniwa, jeśli chodzi o inne sporty. No dobra, jeszcze chodzenie po górach lubię Ale np. z fitnessem mam zawsze tak, że kupuję karnet na miesiąc i nigdy go nie wykorzystam, bo mi się nie chce zebrać albo coś wypada, albo mam milion innych wymówek
DaveZ napisał(a):Fajne ośrodki. Przy takiej pogodzie i trasach niewiele więcej do szczęścia potrzeba
Witaj, Dave. Zgadza się, niewiele więcej trzeba. Nawet bym powiedziała, że nic więcej
DaveZ napisał(a):Wielki szacun za poranne pobudki. Chyba niewielu przedstawicieli płci męskiej może liczyć na takie poświęcenie ze strony partnerek 06:00 rano .
A skąd pomysł, że to jest poświęcenie z mojej strony? Ja nie lubię się poświęcać i gdybym nie lubiła jeździć na nartach tak rano, po tym świeżym sztruksiku, o którym tu dyskutowaliśmy , to na pewno bym nie wstała o 6:00.
Widzę, że pokutuje przeświadczenie, że kobiety "tylko" towarzyszą swoim mężczyznom w jeździe na nartach, a to faceci są tymi, którym to sprawia frajdę W sumie nie dziwię się, że takie są stereotypy, bo większość ludzi na stokach (zwłaszcza tych, którzy zaczynają jazdę zaraz po uruchomieniu wyciągów) to mężczyźni.
Ja jednak jestem tym wyjątkiem od reguły (chociaż dla mnie takich reguł nie ma ) To ja wkręciłam mojego męża w narciarstwo i zaszczepiłam w nim bakcyla Narty to dla mnie duża frajda, a czasem i adrenalinka (zdarza mi się jeździć naprawdę szybko). Na pewno świetne hobby i sposób na spędzenie zimowych wakacji, na pewno nie poświęcenie...
DaveZ napisał(a):A tak w ogóle to mimo całego uroku wyższych gór - Alpy , Dolomity zawsze mam sentyment do naszych pięknych polskich miejscowości. Trasy krótkie i z pogodą różnie, ale można pojeździć również wieczorem na oświetlonych trasach. Zieleniec i Czarna Góra nie mają się czego wstydzić.
Też mam sentyment do wieczornej jazdy, z tym, że w Bukowinie Tatrzańskiej. Pamiętam, jak jakieś 8 lat temu szaleliśmy tam do 22:00 na zupełnie pustych stokach Do tego pyszne piwo grzane i oscypki z żurawiną Tego w Alpach nie ma!