Około 1/4 ludności Austrii mieszka we Wiedniu – stolicy kraju. Jest to głównie spowodowane górzystym, alpejskim krajobrazem. Wodospad Krimml jest największym europejskim wodospadem (380 metrów wysokości). Największy szmaragd na świecie jest wystawiony w Wiedniu (2860 karatów).
CROnikiCROpka napisał(a):zostaje mi to oglądać na fotach, bo na nartach nie jeżdżę
Nic straconego, jeszcze możesz zacząć Mój mąż nauczył się dopiero przed trzydziestką i teraz śmiga aż miło
Albo pojechać między czerwcem a październikiem i się powłóczyć po okolicy.
Pozdrawiam, Wojtek
Ta opcja jest najbardziej kusząca Choć trafić na taką pogodę, jak miała Maslinka, to nie wiem czy by się udało. Dzień w dzień takie słońce, można pozazdrościć
Swoją drogą, ja tam się na narciarstwie nie znam, ośrodków nie zwiedzam, ale to, co pokazuje Maslinka wygląda super pod kątem udogodnień dla narciarzy - jestem pod wrażeniem
CROnikiCROpka napisał(a):Choć trafić na taką pogodę, jak miała Maslinka, to nie wiem czy by się udało. Dzień w dzień takie słońce, można pozazdrościć
To była nagroda po 6 latach pogody pół na pół
CROnikiCROpka napisał(a):Swoją drogą, ja tam się na narciarstwie nie znam, ośrodków nie zwiedzam, ale to, co pokazuje Maslinka wygląda super pod kątem udogodnień dla narciarzy - jestem pod wrażeniem
To zdecydowanie nie jest to, co pamiętam z szusowania w dzieciństwie i wczesnej młodości (z tym, że w Polsce) - orczyki, nieprzygotowane trasy, konieczność długiego podchodzenia z parkingu, a czasem i na stoku, do kolejnego orczyka...
W alpejskich ośrodkach parkujesz praktycznie pod stacją gondolki (im wcześniej jesteś, tym lepsze masz miejsce ), infrastruktura jest coraz lepsza - szybkie kanapy z osłonami, czasami nawet podgrzewane, taśmy, dużo bezpłatnych (czyściutkich!) toalet. A dla urozmaicenia atrakcje typu photo pointy (przykładasz skipass i "maszyna" pstryka ci fotkę, którą możesz później ściągnąć ze strony), fun parki,królewskie trony , figurki maskotek ośrodków, trasy z muzyką i wiele innych Narciarstwo to teraz nie tylko samo szusowanie, ważna jest też "otoczka", o którą każdy z ośrodków się stara, żeby przyciągnąć klientów
Chociaż to, co najważniejsze, to oczywiście wzorcowo przygotowane trasy. Jeśli tego nie ma, inne "atrakcje" nie wystarczą
23 stycznia (poniedziałek): Planai i Hauser Kaibling - ciąg dalszy
Na koniec nartowania w Hausie zjeżdżamy jeszcze kilka razy trasą nr 8 przy sześcioosobowej kanapie z pomarańczowymi osłonami:
Kanapy jeżdżą prawie puste, więc możemy zrobić takie zdjęcie :
Krajobrazy w tym miejscu przypominają nam słowacki ośrodek w Tatrach Zachodnich Roháče-Spálená. Pięknie!:
Achtung! Tereny lawinowe:
Widok na Dachstein:
Wracamy do Planai i zatrzymujemy się w punkcie widokowym:
Później taśma:
przewozi nas w część ośrodka, w której jeszcze nie szusowaliśmy. Zjeżdżamy trasami nr 4 i 5. Są one już trochę zmęczone, chociaż jak na godzinę 15:00, w całkiem niezłym stanie
Cud techniki - wyprzęgane trzyosobowe krzesło i stara gondolka:
Właśnie przejeżdżamy nad trasą nr 2 - Klangpiste. Na górze stoi szafa grająca, można wybrać melodię, w rytm której chcemy szusować. (Wtedy nie wiedzieliśmy o szafie i możliwości wyboru.)
Jadąc Dźwiękową Trasą, trafiamy na piosenkę z bajki "Pszczółka Maja", oczywiście po niemiecku, śpiewaną przez Karela Gotta :
Całkiem przyjemny rytm do nartowania
Szusując "dźwiękową dwójką", nie sposób nie zauważyć tablicy upamiętniającej tutejsze mistrzynie:
Z kolei przy dolnych stacjach kanap przypięte są pluszaki reklamujące zbliżającą się Olimpiadę Specjalną, która odbędzie się w Schladming w dniach 14-25 marca:
Na koniec dnia spotyka nas niespodzianka. Okazuje się, że końcowy odcinek trasy nr 2 jest zamknięty ze względu na jutrzejszy Puchar Świata. Zawody będą odbywać się na "jedynce", ale "dwójkę" wykorzystano częściowo do rozstawienia sprzętu. Miły pan informuje nas, że możemy zjechać, ale ostatnie 300 metrów trasy będziemy musieli przejść... Nie wiemy, jak to wygląda i ile tych metrów będzie, więc ostatecznie decydujemy się na zjazd gondolką od stacji pośredniej.
Z wagonika widzimy, że wyłączone jest nawet mniej niż 300 metrów trasy. Trudno, jeszcze tu przyjedziemy i zjedziemy "dwójką" do końca
Na dole okazuje się, że dziś też odbywają się zawody - młodzików. Właśnie kończy się dekoracja zwycięzców, a ekipa telewizyjna już odpoczywa :
Kończymy bardzo udane nartowanie w Planai i Hauser Kaibling. Oba ośrodki baaardzo mi się podobały - ciekawie poprowadzone i świetnie przygotowane trasy, które nawet koło 15:00 nie były bardzo "zmęczone". Postanawiamy, że jeszcze tu wrócimy pod koniec narciarskiego tygodnia i może uda nam się poznać dwie pozostałe górki
Nowa inwestycja ośrodka - ośmioosobowa superszybka kanapa, ustawiona na parkingu podziemnym:
Droga powrotna jest dłuższa niż zakładaliśmy, bo na Autostradzie Wysokich Taurów znowu (tak jak wczoraj) wydarzył się wypadek...
Wieczorem, chociaż bardzo nam się nie chce , postanawiamy zobaczyć, jak wygląda nasz Sankt Johann. Początkowo chcemy iść pieszo, ale odległość (jakieś pół godziny spacerkiem do centrum), a przede wszystkim temperatura (-12 stopni) skutecznie nas zniechęcają...
Podjeżdżamy więc samochodem i robimy szybki rekonesans miejscowości reklamującej się jako "miasto zakupów" Rzeczywiście sklepów z ubraniami jest tu od groma:
Oczywiście większość stanowią te z ciuchami i sprzętem narciarskim i snowboardowym. Promocje duże (tak jak u nas w styczniu ), choć ceny i tak powalają. Tak czy inaczej, wszystkie sklepy po 18:00 są już zamknięte, więc nie będzie nas (głównie mnie ) kusiło.
St. Johann jest dosyć dużym, jak na austriackie możliwości, miastem. Miastem, nie wsią; nie ma więc charakterystycznego do alpejskich wiosek uroku, choćby dlatego, że nie jest położony w głęboko wciętej dolinie. Ale nie ma co narzekać, jest całkiem ładnie:
Najbardziej charakterystyczny jest kościół, który trudno sfotografować ze względu na jego rozmiary i brak wolnej przestrzeni przed budowlą:
Obok kościoła znajduje się pizzeria prowadzona przez Włocha, do której przyjdziemy, ale jeszcze nie dzisiaj:
Wracamy do apartmanu i padamy ze zmęczenia Jutro z kolei wstaniemy rekordowo wcześnie i będziemy pierwsi na stoku
Przez Twój obiektyw i opis widzę, że Schladmig to bardzo ciekawy ośrodek
Jakoś miałam do niego uprzedzenie, bo słyszałam, że dużo ludzi, komercja... a tu proszę i kanapa 8-mio osobowa i co najważniejsze ok 15 trasy "niezmęczone", już mi się podoba
słoma79 napisał(a):narty to nie moja bajka, ale tak jak radzi Franz to bym się powłóczył na stoki popatrzę Twoimi oczami...
Też bym się powłóczyłam. Od kilku lat, przez pogodę, nie wychodzi nam letni wyjazd alpejski, ale w końcu nam wyjdzie
trinity napisał(a):Przez Twój obiektyw i opis widzę, że Schladmig to bardzo ciekawy ośrodek
Jakoś miałam do niego uprzedzenie, bo słyszałam, że dużo ludzi, komercja... a tu proszę i kanapa 8-mio osobowa i co najważniejsze ok 15 trasy "niezmęczone", już mi się podoba
Pozdrawiam
Szczerze mówiąc, ja też byłam do niego uprzedzona. Kiedy kilka lat temu przejeżdżaliśmy przez Schladming, myślałam, że 4 góry są nieciekawie położone. No bo gdzie tu się jeździ, tak przy głównej drodze Pewnie wszystkie trasy do siebie podobne, a widoki słabe. Teraz wiem, w jak dużym byłam błędzie
W ten poniedziałek było bardzo mało ludzi, najmniej ze wszystkich dni narciarskich (spędzonych w różnych ośrodkach) podczas tego wyjazdu. Myślę, że było to spowodowane faktem zamknięcia pucharowej trasy przed zawodami. Możliwość zjazdy tą trasą to na pewno magnes dla niektórych narciarzy; dla nas niekoniecznie Ta teoria się potwierdziła, kiedy przyjechaliśmy do Schladming w piątek i wszystkie trasy były otwarte - zdecydowanie więcej ludzi. Ale i tak mniej niż we Flachau; tam to dopiero są tłumy
elka21 napisał(a):Takie kanapy, tylko o połowę mniejsze, z pomarańczowymi osłonami, przypominają mi Karpacz Biały Jar. Oj, szusowało się kiedyś
CROnikiCROpka napisał(a):Piękny ten ośrodek, strasznie mi się spodobała ta taśma ruchoma dla narciarzy
W tym tunelu z taśmą było bardzo gorąco, jak w szklarni - nagrzał się od słońca, a z głośników leciały niemieckie czy austriackie szlagiery (coś tam o Heimacie śpiewali)