Około 1/4 ludności Austrii mieszka we Wiedniu – stolicy kraju. Jest to głównie spowodowane górzystym, alpejskim krajobrazem. Wodospad Krimml jest największym europejskim wodospadem (380 metrów wysokości). Największy szmaragd na świecie jest wystawiony w Wiedniu (2860 karatów).
Dopadł mnie jakiś wirus (niestety, akurat na weekend ), więc wygląda na to, że przyśpieszę z relacją...
22 stycznia (niedziela): Hochkönig - część druga
Kręcimy się po ośrodku Maria Alm i podziwiamy widoki:
Kanapą jadącą nad lodospadami:
wciągamy się na szczyt Aberg-Langeck (1900 m). Strasznie tu wieje, więc szybko spadamy:
w stronę widocznej z oddali atrakcji:
To jedno z kilku szczególnych miejsc w Hochkönig, w którym można się poczuć jak król/królowa, aktualnie okupowane przez niemieckojęzyczną grupę, która oddaje cześć... goglom :
Czekamy aż skończą się bawić, pstrykając w tym czasie inne widoczki, np. na niebieską 10-tkę, którą przed chwilą jechaliśmy:
A później tron jest tylko mój :
Ławka też :
Zgłodnieliśmy po tym pozowaniu. Rozglądamy się za jakąś miłą knajpką. Ta jest w sam raz:
Miło jest posiedzieć w słoneczku z kufelkiem :
Zjadamy też pyszną pizzę. Kelner, który nas obsługuje, jest Czechem; możemy więc sobie pogadać po czesko-polsku Jutro będzie jeszcze fajniej, bo spotkamy Chorwatkę
Kilka razy zjeżdżamy sympatyczną trasą do gondolki:
i powoli zaczynamy wracać huśtawką w stronę Mühlbach.
Widoki z żółtej gondolki Sinalco:
Jesteśmy w Hinterthalu na szczycie Gabühel (1634 m):
Tu focimy kapliczkę na tle masywu Hochkönig:
i chwilę wylegujemy się na poduszkach :
Spotykam też koleżankę z pracy Poznaję ją po głosie , inaczej, w ciuchach narciarskich byłoby jeszcze trudniej.
Jesteśmy w Dienten:
Tutaj z kolei zaliczam małą glebę przy wyhamowywaniu pod kanapą Przyznaję, jechałam za szybko Na szczęście, skończy się na wielkim siniaku na piszczelu...
Po mocnych wrażeniach trzeba trochę odpocząć, najlepiej na tronie :
Można się też położyć :
Powoli kończymy nartowanie łagodnym zjazdem do Mühlbach.
To było piękne otwarcie pięknego narciarskiego tygodnia Widoki, pogoda, innych wrażeń też nie zabrakło Dziś zrobiliśmy 56 km i, jak się okazało, był to najniższy wynik z całego wyjazdu
Zanim dotrzemy na kwaterkę, czeka nas jeszcze miły spacer po Mühlbach, na który zapraszam w następnym odcinku
maslinka napisał(a): Znalazłam filmik, na którym pokazują tę grającą szafę
Ooo, a ja się zastanawiałam, po co ta kolorowa bramka tam stoi... W każdym bądź razie dźwięki nie wzbudzały zachwytu u nastolatków.
Piękne zdjęcia za stoków. Po raz pierwszy byłam w Alpach zimą - te widoki robiły wrażenie, zwłaszcza że w pierwszej połowie tygodnia przejrzystość i widoczność była niesamowita. Pod koniec też miło było oglądać z wysoka otulone mgłą doliny... Już rozumiem, czemu wracacie w Alpy co roku.
Franz napisał(a):W lecie na Hochkönig wyglądało zupełnie inaczej...
Pozdrawiam, Wojtek
Ale również było pięknie Pozdrawiam
Mikromir napisał(a):Piękne zdjęcia za stoków. Po raz pierwszy byłam w Alpach zimą - te widoki robiły wrażenie, zwłaszcza że w pierwszej połowie tygodnia przejrzystość i widoczność była niesamowita. Pod koniec też miło było oglądać z wysoka otulone mgłą doliny... Już rozumiem, czemu wracacie w Alpy co roku.
Dobrze trafiłaś z pierwszą wizytą Nigdy nie mieliśmy aż tak dobrej pogody. Pewnie gdyby codziennie było pochmurno i padałby śnieg, wrażenie nie byłoby aż tak dobre... Ale Alpy, to Alpy - nawet jak postraszą chmurami, są piękne!
Śniegu w dolinach było bardzo dużo, chociaż pod koniec wyjazdu na trasach zaczynało go brakować... Ale nie marudziliśmy, że codziennie świeciło słoneczko
Mikeee napisał(a):Chyba jutro wieczorem pojadę na Golgotę na dwie godzinki, pozdrawiam, M
Super! Ja już tęsknię za nartami..., a w perspektywie mam niestety pewnie z tydzień leżenia w łóżku Żeby nie zwariować z tym wirusem, muszę pisać
Zapraszam więc na kolejny odcinek
23 stycznia (poniedziałek): Planai i Hauser Kaibling
Dzień zaczynamy po 6:00 rano. Śniadanko i Welle1 - hit na dziś:
Zbieramy się szybko, bo czeka nas najdłuższy (ze wszystkich podczas tego wyjazdu) dojazd - ponad 30 minut.
Przed wjazdem na Autostradę Wysokich Taurów:
Dojeżdżamy do Schladming i parkujemy na podziemnym parkingu przy gondolce. Parking jest ogromny; oprócz chyba dwóch poziomów pod ziemią, jest jeszcze pięć w górę. Wszystko fajnie urządzone - blisko toalety, wygodny dojazd (windą lub ruchomymi schodami) na stację gondolki. Tylko sama gondolka trochę do tego futurystycznego budynku (fotka zrobiona wieczorem ostatniego dnia szusowania):
nie pasuje. Ale może wkrótce ją wymienią...
Będziemy dziś szusować na dwóch (spośród czterech) górek w okolicach Schladming, na Planai i Hauser Kaibling - mapka:
Jedziemy w górę, podziwiając (przez porysowaną szybę) przygotowaną na jutro (slalom mężczyzn w ramach Pucharu Świata) trasę:
Trwają jeszcze prace przy organizowaniu miejsc dla widowni:
Dlatego pewnie nie pogasili świateł - żeby lepiej widzieć trasę, która ciągle jest w cieniu.
To czarna jedynka - dziś (i jutro) będzie oczywiście zamknięta ze względu na jutrzejsze zawody. Jak się okaże, zamkną też końcówkę czerwonej dwójki, ale o tym dowiemy się dopiero pod koniec dnia...
Ośrodek jest nam kompletnie nieznany, więc trzeba się, przynajmniej trochę, przygotować:
Górna stacja gondolki i jednocześnie trzyosobowego (wyprzęganego!) krzesła, prawdziwego cudu techniki, które momentami jechało szybciej niż gondolka :
Ruszamy w dół, czerwoną 9-tką:
do ośmioosobowej kanapy - nowej inwestycji ośrodka:
Generalnie, infrastruktura w tym rejonie jest bardzo dobra. Nie brakuje też innych atrakcji, jak choćby Sky Toilet:
To ubikacja, w której miłośnicy pięknych alpejskich widoków nie rozstają się z nimi ani na chwilę :
Jeśli chodzi o widoki, jeszcze kilka - w stronę górnej stacji gondolki (lodowiec Dachstein w tle):
Darth Vader na trasie:
Zjeżdżamy do kolejnej "wypasionej" kanapy:
Trasy (10-tka i 11-tka) są tu bardzo szerokie:
Ośrodek reklamuje się hasłem "Skiing in Paradise", o czym przypomina wąż wijący się na jednym ze słupów kanapy :
A przy górnej stacji kanapy też raj :
I co tu wybrać? Leniuchowanie czy jazdę po idealnie przygotowanych trasach To dopiero jest dylemat!
Wybieramy jednak to drugie i zjeżdżamy kilka razy czerwoną 11-tką. A później wsiadamy na kanapę jadącą w stronę ośrodka Hauser Kaibling:
Tu na szczycie straszy taki "potwór":
Ale są też milsze dla oka widoki, np. takie:
albo takie (na stromy początek czerwonej "jedynki"):
Znowu wybieramy szusowanie, leniuchować będziemy w apartmanie
Trasy "w Hausie", jak będziemy nazywać ten ośrodek, są fajnie poprowadzone przez las. Naszą ulubioną staje się niebiesko-czerwona "trójka", którą zjeżdżamy kilka razy. Przy dolnej stacji kanapy obsługującej (między innymi) właśnie "trójkę" znajduje się zagroda danieli. Jak ma się szczęście, można je zobaczyć z bliska. Nam tego dnia pokazał się tylko jeden i to z dużej odległości:
Ale w piątek będziemy mieć trochę więcej szczęścia
Kręcimy się też całkiem fajną trasą nr 4:
aż z kanapy wypatrujemy sympatycznie wyglądającą knajpkę:
w której obsługuje nas kelnerka z Chorwacji Mamy więc okazję pogadać po chorwacku, zresztą nie tylko z nią, bo przy stoliku obok siedzą narciarze z Serbii i Słowenii
Miejscowe piwo (Schladminger) całkiem smaczne:
Po "lunchu" jeszcze trochę szusów na lokalnych trasach, m.in. zjeżdżamy do gondolki:
a potem powoli zaczynamy wracać, bo chcemy przez te kilka godzin, które zostały nam do 16:00, trochę pokręcić się po Planai. Ale "po drodze" zobaczymy jeszcze jedno piękne miejsce w ośrodku Hauser Kaibling, z tym, że o tym napiszę już w następnym odcinku
Ostatnio edytowano 05.02.2017 15:29 przez maslinka, łącznie edytowano 1 raz
21-28.01.2017 r. też była znakomita pogoda w Alpach austriackich:), często we Włoszech słońce na full jest a w Austrii pochmurnie ale faktycznie nie ma reguły