Około 1/4 ludności Austrii mieszka we Wiedniu – stolicy kraju. Jest to głównie spowodowane górzystym, alpejskim krajobrazem. Wodospad Krimml jest największym europejskim wodospadem (380 metrów wysokości). Największy szmaragd na świecie jest wystawiony w Wiedniu (2860 karatów).
marze_na napisał(a):W przyszłym roku wracam na trasy, a na razie z przyjemnością poszusuję z Tobą wirtualnie .
Super! Cieszę się, że wracasz I zapraszam do wspólnego szusowania
lotnikwsk napisał(a):Takiego sztruksu mi ostatnio w Białce T. brakowało
Żeby mieć taki sztruksik, wstawaliśmy po 6:00 i meldowaliśmy się na dolnej stacji gondolki jeszcze przed otwarciem bramek Ale poświęcenie się opłacało
Ja natomiast jeszcze nigdy nie jeździłam w Białce Muszę nadrobić...
Franz napisał(a):No, proszę! A w Alpejskich wędrówkach akurat Schladminger Tauern w wiosennej zieleni i kwitnących rododendronach.
Wiosną na pewno też jest tam pięknie. Pokazują to Twoje zdjęcia
Mikromir napisał(a):Relacji nie będzie, nie mam nawet odpowiednich zdjęć, bo starałam się nie tracić ani chwili tylko wykorzystać czas na szusowanie.
Zdjęcia robiłam głównie na szybko (chociaż pozowanie też było ). A że jeździliśmy codziennie praktycznie od otwarcia wyciągów do końca, jakąś przerwę trzeba było zrobić
Mikeee napisał(a):No szczerze mówiąc czekałem już niecierpliwie na coś narciarskiego od Ciebie. No i JEST!
Jestem obowiązkowo i czekam na rozwinięcie. Pogoda - bajka, sztruks - marzenie, cudne foty, piękna zima!
Cześć Michał. Zimę mieliśmy przepiękną, chociaż rano było dosyć rześko Jakieś -15 przed 9:00 Ale wtedy wyjeżdżaliśmy jak najwyżej, bo tam było cieplej (inwersja). Odczuwalna temperatura w słoneczku też była całkiem przyjemna
Mikeee napisał(a):U mnie Schladming też miało być w tym roku, ale ostatecznie uderzamy w marcu do Tonale/Ponte di Legno.
Trochę na pewno, ale nieszczególnie. My tam jeździliśmy, a nie opalaliśmy się , a gogle zakrywają mi połowę twarzy To jednak styczeń, słoneczko jeszcze nie operuje zbyt mocno.
21 stycznia (sobota): Dzień zerowy
Jeszcze nigdy nie pisałam relacji, którą można by nazwać muzyczną, ale tym razem się postaram Na początek zdradzę Wam swój ulubiony hicior, w rytmie którego najlepiej mi się szusuje. Zawsze lubię sobie wkręcić jakąś piosenkę, która ma odpowiedni rytm - nie jest ani za szybka, ani za wolna. Ze słuchawkami w uszach nie odważyłabym się jeździć, bo jednak trzeba się trochę orientować, co się dzieje dookoła, a nie ogłuszać, ale najchętniej (od jakiegoś czasu) odtwarzam sobie w głowie tę piosenkę:
Jest muzyka, powinny się pojawić zdjęcia...
Ale najpierw krótki opis problemów przedwyjazdowych, bo te jak zwykle się pojawiły Zaczęło się od mojego przeziębienia, które dało mi w kość i z którym niestety musiałam pojechać w piękne Alpy. Do tego kilka dni przed wyjazdem mój mąż zaczął narzekać na ból kolana, które nadwyrężył sobie w czasie nartowania na Ramzovej (trza było siedzieć w domu tydzień przed wyjazdem, a nie narażać się na kontuzje )
W każdym razie, w skrócie - im więcej "schodów", tym lepszy wyjazd Przeziębienie przeszło, jak tylko zobaczyłam Alpy , a z kolanem małżonka z każdym dniem było lepiej i po początkowym oszczędzaniu się, trzeciego dnia śmigał już po czarnych trasach
No to jedziemy! Pobudka koło 4:00 rano i o 5:30 wyjazd. Chcemy być na miejscu w miarę wcześnie, żeby się załapać na tzw. dzień zerowy, który obowiązuje przy zakupie karnetów w Ski Amade. Można pojeździć bonusowo w sobotę, od 15:00 Znamy to, bo już dwa razy byliśmy w tym rejonie (w 2013 i w 2015 roku), co opisałam tutaj i tutaj
Droga mija szybko i przyjemnie na podziwianiu takich widoków:
To już skocznia w Bischofshofen, czyli jesteśmy prawie u celu:
Meldujemy się w Sankt Johann im Pongau punktualnie o 13:00. Widok sprzed kwatery na St. Johann:
Jesteśmy zachwyceni, że w dolinie leży śnieg (świeży opad z czwartku )
Ogarniamy się szybko i jedziemy do najbliższego ośrodka - St. Johann-Alpendorf, do którego mamy jakieś 5 minut jazdy samochodem. W tym roku wybraliśmy taką miejscówkę, z której będziemy mieć ciekawe ośrodki (Schladming, Hochkönig, Flachau, Dorfgastein) w zasięgu około 20-30 minut. St Johann nie jest co prawda urokliwą alpejską wioską, tylko całkiem dużym (jak na Austrię) miastem, ale byliśmy zadowoleni z wyboru, bo lubimy codziennie jeździć gdzie indziej
Widok sprzed dolnej stacji kanapy w Alpendorf - dwupoziomowy parking i cudne Alpy:
Wybija 15:00, podchodzimy do bramek i wciągamy się kanapą:
Ludzi niezbyt dużo, bo to sobota - dzień zmiany turnusów.
A oto mapka ośrodka Alpendorf, który jest połączony z Wagrainem, a ten z kolei z Flachau :
Dzisiaj zjedziemy tylko trzema trasami Najpierw widokową niebieską 60-tką:
do gondolki:
która wywiezie nas na szczyt Gernkogel (1787 m). A tam czekają niebieskie duszki :
To symbol ośrodka i jeszcze nieraz je spotkamy
Chwila pozowania:
i podziwiania widoków:
a potem ruszamy w dół:
Ludzie zawsze jeżdżą grupami - instynkt stadny Wystarczy chwilę poczekać i jest zupełnie pusto I jak na późną porę, całkiem równo.
Apres ski dla niektórych zaczyna się już po 14:00 albo i wcześniej :
Dość nowa inwestycja ośrodka (kiedyś było w tym miejscu wlekące się, niewyprzęgane, dwuosobowe krzesło, z tych podcinających) - kanapa z niebieskimi bublinami:
Trasa nr 57:
I długi zjazd (ze względu na podziwianie widoków) do parkingu - St. Johann z charakterystycznym kościołem:
Ta godzinka na nartach dobrze nam zrobiła na rozkręcenie Wracamy do apartamentu i już nie możemy się doczekać jutrzejszego szusowania
maslinka napisał(a):Apres ski dla niektórych zaczyna się już po 14:00 albo i wcześniej :
no właśnie . Spotykałem takich, którzy wchodząc na stok o 10:00, w knajpach zasiadali już od 12:00 na długie godziny Po kiego diabła jechać taki kawał?
maslinka napisał(a):już nie możemy się doczekać jutrzejszego szusowania
maslinka napisał(a):Na początek zdradzę Wam swój ulubiony hicior, w rytmie którego najlepiej mi się szusuje. Zawsze lubię sobie wkręcić jakąś piosenkę, która ma odpowiedni rytm - nie jest ani za szybka, ani za wolna. Ze słuchawkami w uszach nie odważyłabym się jeździć, bo jednak trzeba się trochę orientować, co się dzieje dookoła, a nie ogłuszać, ale najchętniej (od jakiegoś czasu) odtwarzam sobie w głowie tę piosenkę:
hi, hi, a jest to mój przebój z Hvaru i z nim kojarzy się ulubiona Jelsa i piękne, wyspiarskie widoki A widoki u Ciebie równie piękne
Nam w tym roku przy narciarskim wypoczynku towarzyszyło Hitradio Ö3, które tak przypadło nam do uszu, że aktualnie słuchamy je w domu z satelity
maslinka napisał(a):To już skocznia w Bischofshofen, czyli jesteśmy prawie u celu:
Na skocznię w Bischofshofen wybraliśmy się w drodze powrotnej i przy okazji zwiedziliśmy Salzburg
marek leon napisał(a):Nie jeżdżę na nartach Wielka szkoda, bo widoczki super. Postoje i popatrzę
Zapraszam
słoma79 napisał(a):widok z kwatery doskonały...siedziałbym i paczał...
U góry widoki jeszcze ładniejsze
Mikeee napisał(a):Pięknie! Na powitanie pogoda - żyleta
Taka była przez cały tydzień
Mikeee napisał(a):no właśnie . Spotykałem takich, którzy wchodząc na stok o 10:00, w knajpach zasiadali już od 12:00 na długie godziny Po kiego diabła jechać taki kawał?
I płacić tyle kasy za skipass...
trinity napisał(a):Na skocznię w Bischofshofen wybraliśmy się w drodze powrotnej i przy okazji zwiedziliśmy Salzburg
My mieszkaliśmy w pobliżu, ale w końcu nie widzieliśmy skoczni z bliska... Za to w drodze powrotnej pospacerowaliśmy po Zell am See
tomekkulach napisał(a):Witam
Ale że w Białce No weź przestań Mnie 2 lata temu namówł przyjaciel z Wa-wy ... Byłem 2 razy pierwszy ... ... ... iii ostatni
Pozdrawiam
Mimo wszystko chciałabym się tam wybrać Może pod koniec sezonu... Zobaczymy.
piotrf napisał(a):Agnieszko , pogoda wspaniała jak i widoki , sztruks , a na dodatek ciekawa muzyczka Takie szusowanie - rewelacja
Tak, było rewelacyjnie
Mikromir napisał(a):Angieszko, pewnie jeździłaś też muzyczną trasą na Planai? Moi synowie nie mogli znieść tych niemieckich szlagierów z głośników.
Jasne Zjechaliśmy Klangpiste chyba trzy razy. Raz trafiliśmy na piosenkę z "Pszczółki Mai" (oczywiście po niemiecku, w końcu to niemiecka bajka ) Czy mi się wydaje, czy na początku trasy była szafa grająca i można było wybrać jakąś piosenkę Wpadaliśmy na trasę, nie zatrzymując się u góry i nie jestem pewna, jak to działało
Edit: Znalazłam filmik, na którym pokazują tę grającą szafę:
Z tym, że z tego co pamiętam, to była trasa nr 2, a nie jak mówi pani na filmie, nr 1...
21monika napisał(a):Nie śmigam na nartach, po górach nie chadzam - y ale popaczeć popaczę.
Wstajemy wcześnie rano, czyli jakoś po 6:00. Na zewnątrz jeszcze ciemno, ale nam już się bardzo śpieszy na stok
Plusem apartamentu jest niewątpliwie to, że nie jesteśmy ograniczeni "późnym" śniadaniem. Trudno znaleźć nocleg ze śniadaniem podawanym przed 7:30 W tamtym roku schodziliśmy o 7:15, delikatnie poganiając gospodynię W tym roku nie ma problemu Jemy więc śniadanko złożone z polskich produktów i austriackich bułek z Billi I oczywiście słuchamy radia Welle1, a tam m.in. Sia:
Widok sprzed domu na oświetlone wschodzącym słońcem szczyty:
Na pierwszy ogień idzie dobrze nam znany ośrodek Hochkönig, w którym jeździliśmy w 2015 roku (mieszkaliśmy wtedy w Hinterthalu) i który dysponuje 112 km tras. Oto mapka:
Dojazd zajmie nam jakieś 20 minut. Okolice Bischofshofen:
I już na miejscu - na parkingu pod gondolką w Mühlbach:
Wciągamy się na górę, a tam.... :
Z radości aż sobie usiadłam :
na lodowym tronie Inne trony też oczywiście będą, bo to przecież ośrodek Jego Wysokości (Wysokiego Króla)
Widoki zapierają dech; jedyny problem to dość niska temperatura - około -15, dlatego znowu wyglądam jak Darth Vader Grzejemy się więc w gondolce zwanej King's Cab:
i narciarską huśtawką powoli zmierzamy w stronę Dienten.
Ale takiemu sztruksowi nie potrafimy się oprzeć:
Zjeżdżamy więc jeszcze 2 razy trasą nr 4 do Królewskiej Taksy
Narty mojego męża, sztruks i ja (ta mała czarna postać w oddali ) w oku fiszajkowej kamerki:
Ośrodek słynie z niesamowitych widoków na masyw Hochkönig, wspomnianych już królewskich tronów i Königstour - 32 kilometrowej trasy. My teraz podążamy tą huśtawką za pomarańczowymi znakami, chociaż oczywiście ślepo się ich nie trzymamy i zjeżdżamy tam, gdzie nam się podoba
W paru miejscach można też wypatrzeć drzewa rosnące do góry nogami :
Kilka widoczków ze szczytu Wastlhöhe (1730 m):
Pełna gotowość :
Zjeżdżamy do Dienten:
gdzie wsiadamy na wlekące się dwuosobowe niewyprzęgane krzesło:
z którego jednak możemy podziwiać piękne widoki:
I wkrótce lądujemy w Hinterthalu, który znamy bardzo dobrze
Chociaż na górze szusuje się już w komfortowej temperaturze, przy dolnej stacji nadal koło -10.
Trzeba więc jeździć w górnych partiach ośrodka. Tak też zrobimy. Kierujemy się w stronę ostatniej miejscowości huśtawki - Maria Alm. Ale o tym będzie już następny odcinek