28 stycznia (sobota): Zell am SeeDzisiaj możemy się wreszcie wyspać
No cóż, trzeba szukać jakichś plusów, kiedy musimy opuścić tak piękne miejsce. Maździak już zapakowany; żegnamy się z gospodarzami i ruszamy w drogę.
Taką piękną pogodę warto jednak wykorzystać. Chcemy "po drodze" pojechać do pobliskiego Zell am See, ośrodka bardzo popularnego wśród rodaków. Z tym, że dzisiaj nie interesują nas trasy narciarskie (widoczne na tej fotce):
a samo miasteczko
Parkujemy w "garażu":
koło ratusza:
z widokiem na gondolkę:
Na parkingu informacje w dwóch językach
:
Zresztą nie tylko tam. W
Wintergartenach, przy restauracjach też widzieliśmy te
robaczki.
Mamy wrażenie, że jest tu jeszcze więcej śniegu niż w "naszym" St. Johann:
Idziemy w stronę kościoła św. Hipolita:
Piękna wieża, którą trudno objąć obiektywem:
Później przechodzimy przez "centrum":
Jeden z
Wintergartenów:
Zmierzamy w jedynie słusznym kierunku, czyli w stronę jeziora.
Bałwan przed Grand Hotelem trochę rozpłaszczony i brudny
:
Deptak wzdłuż jeziora:
Na jeziorze - też deptak
:
Ludzie spacerują po grubej tafli, z jednego brzegu na drugi.
Chociaż miejscami, przy samym brzegu, lód jest cieniutki.
Albo nie ma go wcale:
Hmmm...:
Nie wygląda na to, aby chodzenie po tafli było ryzykowne... Nawet biznes się kręci - ustawiono budkę z grzanym winem i pączkami.
Sprawdzimy, jak jest:
Bez obaw - tu gdzie idą ludzie, jest bezpiecznie. Dziwnie to wygląda, spaceruje mnóstwo osób:
Można też pojeździć na łyżwach po wyznaczonych, oczyszczonych ze śniegu, torach:
Pierwszy raz w życiu spaceruję po zamarzniętym jeziorze... No cóż, ostatnie zimy nie należały do szczególnie mroźnych, a jak byłam mała (i zimy były normalne
), rodzice by mi na to nie pozwolili
Teraz w Zell am Zee, mimo słoneczka, w którym jest przyjemnie ciepło, mamy temperaturę około -10 stopni. Nawet psom jest zimno
:
Niektórzy na łyżwach, inni na sankach:
Nie spacerujemy tu długo. Mimo wszystko, czuję się na tym lodzie trochę niepewnie i nie chcę się za bardzo oddalać od brzegu. Jeszcze tylko fotka z choinką (i bombką
):
i podziwiając łabędzie w locie:
wracamy bezpiecznie na brzeg, przy którym też spotykamy łabędzie (i kaczki):
Przepiękna zima i cudne miejsce:
Nie chce nam się stąd odchodzić... Ale pora wracać do domu, tym razem naprawdę
Przed jednym z hoteli
focimy jeszcze kolejnego bałwana:
i docieramy na parking. Zell am See zrobiło na nas bardzo pozytywne wrażenie. Szczególnie cieszył krótki spacer po zamarzniętym jeziorze, bo tego jeszcze nigdy nie próbowaliśmy
Zmierzamy już w stronę Polski, więc czas na małe
podsumowanie wyjazdu.
Wiem, że często (o ile nie zawsze
) tak piszę, ale ten narciarski tydzień był the best!
Nie mogło być inaczej przy takiej pogodzie. Czujemy, że wygraliśmy los na loterii
Kilka plusów i minusów, czysto narciarskich
Rejon Ski Amade, w którym byliśmy po raz trzeci, ma kilka niezaprzeczalnych zalet:
860 km tras narciarskich w 5 dużych regionach i 25 ośrodkach (To robi wrażenie!
)
stosunkowo blisko - najbliższy Polsce (poważny) ośrodek - jakieś 7-8 godzin jazdy
świetna infrastruktura - nowoczesne gondolki i kanapy z bublinami, często też z
heizungiem brak tłumów i kolejek (poza Flachau)
Minusy znalazłam tylko dwa, a tak naprawdę jeden:
stosunkowo nisko położone trasy (jeździ się poniżej 2000 m n.p.m.), przez co może być problem ze śniegiem (Tym razem nie było!)
brak wysokogórskich widoków (To taki minus na zasadzie czepiania się, bo ja absolutnie nie narzekałam na widoki, choć nie przeczę, że może miejscami, np. w Zillertalu podobało mi się bardziej)
Największym hitem tego wyjazdu (poza hiciorami granymi w radiu Welle1
) były dla nas Cztery Góry koło Schladming, a przede wszystkim ośrodek Planai - nowoczesny, ze świetnie przygotowanymi, pięknie poprowadzonymi trasami. Na pewno będziemy chcieli tam wrócić i zjeździć wszystkie trasy na Czterech Górkach
Ale może nie w najbliższym czasie, bo w samej Austrii zostało nam jeszcze mnóstwo ośrodków, których nie znamy. W ubiegłym roku poznaliśmy dobrze SkiWelt Wilder Kaiser, trochę Skicircus (czyli połączone ośrodki Saalbach, Hinterglemm, Leogang i Fieberbrunn) i ledwo liznęliśmy Kitzbühel. Nie pisałam relacji z tego wyjazdu, bo wróciliśmy praktycznie na początku marca, zaczęła się wiosna, a ja rozpoczęłam planowanie innych wyjazdów
Na kolejny raz raczej zrobiłabym powtórkę ze Skicircusa, który bardzo nam się podobał i może trochę legendarnego Kitz
(Kitzbühela). A może coś zupełnie nowego...
Dziękuję za obecność w tej relacji wszystkim Czytaczom i Oglądaczom
, również tym ukrytym
Pozdrawiam i do zobaczenia - na nartach, górskim szlaku, w Chorwacji lub... w innej relacji