Zillertalu na forum ostatnio sporo, ale i ja, swoją skromną osobą postanowiłam napisać parę słów i w lepszy bądź gorszy sposób zrelacjonować nasz alpejski tydzień na Gerlosbergu.
Tak jak co roku przyszedł czas decyzji.
Po raz pierwszy brałam pod uwagę wyjazd do Włoch, a dokładniej do Livigno. Jednak z racji tego, że ostatni wyjazd narciarski był poza Zillertalem, bo w Nassfeld- trzeba było wrócić w znane kąty
Szybki kontakt z biurem Tyrol info i mieszkanko zaklepane od 8 do 15 lutego.
Ruszamy
Relację zaczniemy od niedzieli, kiedy to...
9 lutego: Niedziela zwana śnieżną
...kiedy to obudził na deszcz lecący w rynnie.
Po jakimś czasie deszcz zamienił się w śnieg, nasze miny jednak pozostały bez zmian.
Śnieg nie śnieg, mgła nie mgła trzeba ruszyć na stok.
Żeby daleko nie jeździć, na pierwszy strzał poszła Zillertal Arena.
Zawsze pierwszego dnia jeździmy na Arenie i razem z Gerlosem jest to mój ulubiony ośrodek w całej Dolinie Zillertal... nawet wtedy kiedy mgła i trochę śniegu
Trochę pojeździliśmy...
Parę razy wylądowaliśmy, a właściwie ja lądowałam na dupce.
Niedziela jednak była zdecydowanie dniem barowym.
Zasmakowaliśmy w Williamsie, czyli w miejscowej księżycówie z kawałkiem gruszki w środku.
Taka nasza śliwowica, tylko trochę słabsze, a gruszka dodawała słodkości
Wieczór był piękny.
Czyżby zapowiadał poprawę pogody i poniedziałkowe słońce?