Rok temu podczas mojego narciarskiego tygodnia stwierdziłam, że następny wyjazd na narty będzie w marcu.
Styczeń to zdecydowanie za zimny czas na szusowanie po ośnieżonych zboczach Alp.
Jak zaplanowaliśmy tak zrobiliśmy i pierwszy tydzień marca w kalendarzu został zakreślony czerwonym kolorem z dopiskiem „narty”.
Termin wybrany, trzeba było się tylko zdecydować na to, gdzie pojedziemy. Wahaliśmy się między Zillertalem razem z lodowcem Hintertux, a Nassfeld. Do wyboru mieliśmy wielokrotnie sprawdzony region, znane trasy, przetarte barowe szlaki i coś nowego.
Nassfeld jest największym ośrodkiem narciarskim w Karyntii, zaliczanym od lat do dziesiątki najlepszych ośrodków w Austrii. Jest mało popularnym regionem wśród naszych rodaków, jednak w sieci można znaleźć sporo zdjęć zdecydowanie zachęcających do szusowania w Karyntii.
Jak tu się zdecydować, kiedy na jednej szli są piękne widoki z lodowca Hintertux i szusowanie po trasie Harakiri, a na drugiej właściwie jeden konkretny ośrodek narciarski.
Problem z decyzją został rozwiązany po przeczytaniu relacji, gdzie autor ostrzegał przez poparzeniami słonecznymi po opalaniu… jedziemy do Nassfeld/Hermagor.
Serdecznie zapraszam na wizytę w Karyntii i ośrodkach narciarskich położonych zaledwie kilka kilometrów od włoskiej i słoweńskiej granicy.
Dodam jeszcze, że w tym roku wyposażyliśmy się w cudo techniki zwane GoPro (głównie z myślą o nurkowaniu ), więc będzie sporo zdjęć zrobionych tym właśnie sprzętem. Fotki wyglądają trochę dziwnie, ale za to filmy nakręcone w czasie jazdy z perspektywy czubka kasku wyglądają nieziemsko. Jak coś zmontuję, to na pewno wrzucę.
To tak na zachętę, w stanie surowym
Klik
Mam nadzieję, że relację będzie się przyjemnie czytało i może ktoś skorzysta z zawartych w niej informacji.